Gwarantowany dochód podstawowy. Co na to ekonomiści?

Narastające nierówności na całym świecie spowodowały, że już lata temu zaczęła się dyskusja, czy ludzie, bez względu na to czy pracują, czy nie, i w jakiej są sytuacji, powinni mieć zagwarantowany bezwarunkowy dochód podstawowy. Dyskusja ta trafia teraz do Polski. Polski Instytut Ekonomiczny spróbował ustalić kto jest za, kto przeciw i dlaczego.

Powiedzmy najpierw co to takiego bezwarunkowych dochód podstawowy, czyli UBI (universal basic income). To świadczenie, który otrzymuje każdy, bez względu na to, czy jest bogaty, czy biedny, czy pracuje, czy też nie. Dlaczego?

- Koncepcja powstała, żeby zagwarantować ludziom wolność od ubóstwa. Ubóstwo jest zagrożeniem dla wolności, bo zależymy od innych, i mogą nas wykorzystać. Minimum dochodu to realna podstawa dla wolności - mówił podczas zdalnego seminarium PIE Ryszard Szarfenberg, profesor Uniwersytetu Warszawskiego.

Widać stąd, że bezwarunkowy dochód podstawowy bogatym nie jest specjalnie potrzebny, a jego adresatami powinni być przede wszystkim biedni. Czy zatem powinien być powszechny?

Reklama

Propozycja nie narodziła się w próżni

Kraje Zachodu zbudowały po II wojnie światowej model "państwa dobrobytu", czy też "państwa opiekuńczego". Gdzieś na przełomie lat 70. i 80. zeszłego stulecia ten model zaczął rdzewieć. Wielu twierdzi, że stało się tak z powodu odwrócenia trendów demograficznych - czyli stopniowego starzenia się społeczeństw. Ale można zadać też pytanie, czy nie z powodu nieumiejętności reakcji politycznej na nowe trendy demograficzne, które pogłębiają się z każdym rokiem. Koncepcja UBI była odpowiedzią na proces rozkładu "państwa dobrobytu".

Teraz pandemiczny kryzys pokazał, że spora część społeczeństw może pozostać zupełnie bez środków do życia. Szacuje się, że w Unii 13 proc. osób zagrożonych jest brakiem możliwości uzyskania zasiłku dla bezrobotnych, jeśli stracą pracę. Ok. 8 proc. nie ma szans dostać zasiłku chorobowego lub macierzyńskiego. Powód? Główny to rozpowszechnione śmieciówki, które nie dają możliwości uzyskania ubezpieczenia. Albo nawet jeśli dają taka możliwość, to koszt ubezpieczenia jest nieproporcjonalny do uzyskiwanych dochodów.

- Powszechny dochód podstawowy spowodowałby, że nikt nie zostanie pozbawiony wsparcia. Bez względu to, czy płacił składki i w jakiej wysokości, miałby środki na przeżycie - mówiła Paula Kukołowicz, analityczka w PIE.

PIE zrobił badania na temat powszechnego dochodu podstawowego. Przede wszystkim zapytał, czy ktoś w ogóle o czymś takim słyszał. Okazuje się, że słyszało a nawet śledzi dyskusję ok. 13 proc. Polaków. Pozostali albo mówią, że coś obiło im się o uszy, albo w ogóle nie słyszeli.



Warto tu dodać, że w 2018 roku Maciej Szlinder opublikował książkę "Bezwarunkowy dochód podstawowy. Rewolucyjna reforma społeczeństwa XXI wieku". To jedyna w Polsce tego typu analiza i powinna być punktem wyjścia w każdej dyskusji.

Badanie PIE z założeniami

Po pierwsze określono wysokość dochodu - byłoby to 1200 lub 800 zł na osobę oraz 600 zł na dziecko. Po drugie - emeryci dostawaliby świadczenia tak jak dotąd z systemy emerytalnego, a więc UBI nie byliby objęci. Po trzecie - policzono też, ile by takie powszechne świadczenie kosztowało. Jakie były wyniki?

Głosy Polaków na temat powszechnego dochodu podstawowego są podzielone po równo. 51 proc. taką propozycję byłoby skłonne poprzeć, a 49 proc. - nie (bez względu na to, czy kwota miałaby wynieść 1200 zł, czy 800 zł). Gdyby jednak wprowadzenie dochodu miało spowodować wzrost podatków, poparcie spadłoby do 30 proc., a gdyby oznaczało wycięcie innych świadczeń - zmniejszyło się do 28 proc. Co ciekawe, odsetek będących "za" najbardziej spada - do 24 proc. - gdyby dochód podstawowy oznaczał wzrost zadłużenia państwa.

 - Wyższy poziom wsparcia (dla propozycji) był wśród bardziej zagrożonych (utratą pracy) i pracujących na śmieciówkach - mówiła Paula Kukołowicz prezentując badania.

Dlaczego padły pytania o wzrost podatków, obcięcie innych świadczeń socjalnych czy wzrost długu? Bo UBI trzeba by było z czegoś sfinansować. Wyliczenia PIE pokazały, że byłaby to astronomiczna kwota 374 mld zł rocznie. To 16,5 proc. PKB z 2019 roku. Więcej niż każdego roku idzie na wszystkie emerytury i renty (347 mld zł) i prawie dwa razy więcej niż na edukację i zdrowie razem (w sumie blisko 210 mld zł).

Tu zaczynają się schody

Oczywiście nie tylko w Polsce, ale i wszędzie tam, gdzie taka dyskusja trwa. W skali państwa koszty wprowadzenia powszechnego dochodu podstawowego są ogromne, a sam dochód skromny, bo 1200 zł odpowiada zaledwie minimum socjalnemu.  

Rafał Trzeciakowski wylicza, że likwidacja zasiłków, opieki socjalnej wraz z 500 plus dałaby za mało by sfinansować dochód, bo jedynie ok. 81 mld zł rocznie. Konieczne byłoby podniesienie podatków. Ale - jego zdaniem - nie tylko dla bogatych.

- Nie da się sfinansować programu tej skali przez podatki dla najbogatszych - powiedział.

Podwyżki podatków od dochodów osobistych musiałyby dotknąć osoby przeciętnie zarabiające, choć te podwyżki zrekompensowałby dochód podstawowy. Na skutek podniesienia podatku PIT średnia płaca krajowa netto zmniejszyłaby się z 3556 zł do 2949 zł. Do tego dodać jednak trzeba 1200 zł dochodu.  

- Powszechny dochód podstawowy jest nieefektywnym sposobem ograniczania nierówności, bo jest to zasiłek, który trafia do wszystkich i jest finansowany przez wszystkich - powiedział Rafał Trzeciakowski.

Finansowanie powszechnego dochodu podstawowego to jeden obszar sporu i są tu rozmaite koncepcje. Innym obszarem jest wpływ na rynek pracy. Chodzi o to, czy wprowadzenie UBI nie demotywowałoby do pracy. Przypomnijmy, że badania pokazały, iż po wprowadzeniu 500 plus z pracy zrezygnowało ok. 100 tys. kobiet. W ankiecie PIE 73 proc. respondentów stwierdziło, że nie zrezygnowaliby z pracy. A równocześnie zaledwie 22 proc. odpowiedziało, iż sądzi, że inni kontynuowaliby pracę.

- Dotychczasowe eksperymenty niewiele mówią o tym, jak podaż pracy zareaguje na bezwarunkowy dochód podstawowy - powiedział podczas dyskusji nad raportem Rafał Trzeciakowski.

Kolejny obszar sporu dotyczy tego, czy powszechny dochód podstawowy powinien być świadczeniem dla wszystkich. Ryszard Szarfenberg sugeruje, że państwo dysponuje takim zasobem informacji, że mogłoby łatwo zidentyfikować ludzi, którzy popadają w kłopoty.

-  Trzeba dyskutować o tym, dlaczego dawać wszystkim, a nie tylko tym, którzy stracili na kryzysie - powiedział.

Być może budowa spójnej i inteligentnej sieci bezpieczeństwa socjalnego obejmująca ochronę zdrowia i wyrównywanie szans poprzez wysokiej jakości edukację mogłaby być odpowiedzią na potężne luki, które ujawnił pandemiczny kryzys. Ale dyskusja o dochodzie podstawowym może być bardzo ważnym punktem startu do tego, by taką sieć zacząć budować.

Jacek Ramotowski


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dochód gwarantowany | bezwarunkowy dochód podstawowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »