Pracownicy firmy Blachotrapez: Atmosfera jest grobowa
Zaczynali skromnie, w 1969 roku, od małej firmy dekarskiej w Rabce. Jan i Teresa Luberdowie zbudowali z Blachotrapezu potęgę - markę znaną w całej Polsce, z przychodami przekraczającymi miliard złotych i kampaniami reklamowymi z udziałem Kamila Stocha, Kamila Glika czy Adama Małysza. Nazwisko założycieli trafiło nawet na listę najbogatszych Polaków magazynu "Forbes".
Dziś jednak nad firmą zebrały się czarne chmury. Po śmierci rodziców stery w Blachotrapezie objęła Renata Luberda, a jej siostra, Iwona Luberda, od miesięcy walczy w sądzie o rodzinny majątek, szacowany na około 150 milionów złotych. Zarzuca Renacie nielegalne przejęcie kontroli nad firmą.
Rodzinny konflikt, sądowe batalie i narastające napięcia w zarządzie odbiły się na wizerunku grupy. Wśród pracowników panuje niepewność. "Atmosfera jest grobowa" - przyznają nieoficjalnie pracownicy, z którymi rozmawiali dziennikarze "Gazety Wyborczej".
Zwolnienia grupowe w Blachotrapezie. "Decyzja była trudna"
W październiku Blachotrapez rozpoczął zwolnienia grupowe. Największy pracodawca na Podhalu podjął decyzję o redukcji etatów ze względu na konieczność ratowania firmy przed utratą płynności finansowej. Zakład mierzy się ze "znaczącym spadkiem liczby zamówień, ograniczoną sprzedażą i wysokimi kosztami stałymi" oraz trudnościami z dostępem do stali z Rosji, Ukrainy i Białorusi. Zdaniem właścicielki problemy dodatkowo spotęgował zastój gospodarczy, związany z obawami Polaków przed inwestowaniem w pobliżu granicy z Ukrainą - pisze wyborczabiz.pl.
"Decyzja była trudna, ale konieczna. Stoimy dziś przed ważnym momentem w historii naszej firmy" - mówi Renata Luberda, właścicielka Blachotrapezu.
Do Powiatowego Urzędu Pracy w Nowym Targu trafiło oficjalnie zawiadomienie o zwolnieniu ok. 7 proc. załogi, czyli 70 osób, jednak według nieoficjalnych informacji może chodzić nawet o 200 pracowników.
W 2024 roku spółka zanotowała straty na poziomie 13 mln zł, a w 2023 roku na poziomie 10 mln zł. Zdaniem pracowników jednym z powodów były nieprzemyślane inwestycje i kosztowne kampanie marketingowe, prowadzone przez firmę.
"Otworzyli nowy zakład w Myślenicach, zainwestowali ogromne pieniądze, a nie zostawili sobie żadnej poduszki finansowej. Pruszyński jakoś sobie radzi, a my toniemy" - mówi jeden z zatrudnionych, cytowany przez "Wyborczą".












