Pandemia wyśle pracowników znów do domu?
Nasilająca się pandemia może oznaczać, że gros pracowników wróci do pracy zdalnej. Firmy są jednak do tego znacznie lepiej przygotowane niż przy pierwszej fali. Większy problem dotyczy branż, w których nie ma takiej możliwości i tych, które dopiero łapały oddech, jak targowa czy konferencyjna.
- Patrząc na nasilenie epidemii, to jasne, że praca zdalna dalej będzie praktykowana, a być może odsetek pracujących w ten sposób istotnie się zwiększy i będzie wyższy niż jeszcze miesiąc czy dwa miesiące temu. Jednak to nie oznacza ogólnokrajowego lockdownu i taki scenariusz nie jest brany pod uwagę, a walka z epidemią sprowadza się do bardziej punktowego adresowania obostrzeń, które są wprowadzane na poziomie powiatów i wydaje się, że taka polityka będzie kontynuowana. Sądzę, że nawet poza strefami czerwonymi czy żółtymi pracodawcy będą kierować pracowników na pracę zdalną, oczywiście na takich stanowiskach i w zawodach gdzie jest to możliwe. Zwłaszcza, że udało im się już przystosować do takiej formuły pracy i nie będzie to tak szokowy przeskok jak w marcu i kwietniu - uważa Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Podobnego zdania jest ekspert Konfederacji Lewiatan Robert Lisicki i podkreśla, że gros firm pracuje wciąż w modelu hybrydowym, co oznacza, że nie wróciły do stacjonarnego trybu.
- Wzrost liczby osób ze zdiagnozowanym COVID-em zapewne przełoży się na większą liczbę absencji pracowników. W pierwszym etapie pandemii najbardziej dotkliwe z punktu widzenia firm były braki kadrowe wynikające z opieki nad dziećmi i kwarantanną, również w przypadku domowników osób narażonych na zachorowanie. Obecnie firmy są lepiej przygotowane do przejścia większej liczby zatrudnionych na pracę zdalną, tym bardziej, że duża część firm nadal pracuje w tym modelu, przechodząc bardziej na system rotacyjny - podkreśla Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan.
Jak zaznacza, jest to jednak możliwe tylko w niektórych branżach, przede wszystkim IT, sektorze finansowym, centrach usług wspólnych, w pracy biurowej, administracyjnej. Natomiast duża część gospodarki to przemysł, przetwórstwo i usługi oparte na bezpośrednim kontakcie z klientem i w tym przypadku nie ma możliwości wysłania profilaktycznego na pracę zdalną.
- To co firmy mogą zrobić, jeśli chodzi o profilaktykę, to pomiar temperatury ciała na wejściu do zakładów pracy, zapewnienie środków czystości, organizacja pracy przy zachowaniu dystansu, zasłanianie twarzy, przedzielanie miejsc pracy dodatkowymi osłonami czy tworzenia odrębnych wejść i wyjść, a także wprowadzenie zmianowości. Oczywiście wiele zależy od rodzaju pracy, bo nie w każdej sytuacji takie środki są możliwe do podjęcia. Takie rozwiązania są możliwe po stronie pracodawcy, ale pamiętajmy, iż główny obszar działań profilaktycznych jest już po stronie państwa i pracowników, poza środowiskiem pracy. Kluczową kwestią jest prewencja i szybkie testowanie - wskazuje Robert Lisicki.
Dodaje jednocześnie, że praca zdalna może być świadczona na podstawie przedłużonych przepisów w ramach tzw. ustawy antycovidowej. - Lepiej, żeby te przepisy były optymalnie skonstruowane i uwzględniały różnorodne stany faktyczne - mówi ekspert Lewiatana.
Z kolei Łukasz Kozłowski zwraca uwagę, że największe ryzyko występuje po stronie tych branż, które w tych warunkach nie są w stanie funkcjonować lub funkcjonują w bardzo ograniczonej skali, czyli hotelarskiej, gastronomicznej oraz organizującej targi i konferencje. Te ostatnie ledwo co zaczęły odżywać, a przy nasileniu pandemii znowu nie będą funkcjonować albo będą mogły działać w bardzo ograniczonym zakresie. Zdaniem Kozłowskiego będzie potrzebna kolejna minitarcza dla branży, bo obecna tarcza antyktyzysowa dla sektora turystycznego nie objęła całym zakresem branży targowej, która dalej boryka się z problemami.
Monika Krześniak-Sajewicz