UE: Tu niższa cena zwabia klientów

Hiszpański raj dla emigrantów zarobkowych to już historia. W urzędach zatrudnienia zarejestrowanych jest tam prawie sześć milionów bezrobotnych. Wielu obcokrajowców stoi przed trudnymi wyborami: wracać do ojczyzny, albo szukać szczęścia gdzie indziej. Można też zostać w Hiszpanii i przeczekać kryzys. Polacy poszukują nowych rozwiązań na życie. Jednym z nich jest zakładanie minispółdzielni pracy.

Tomasz, na hiszpańskich budowach przepracował 15 lat. Zachłysnął się iberyjskim rajem, ożenił i kupił 3-pokojowe mieszkanie. W ubiegłym roku, po wielu negocjacjach z bankiem i na skutek braku możliwości spłat, stracił mieszkanie. Polak, który jeszcze wczoraj był wziętym fachowcem, dzisiaj handluje rosyjskimi papierosami i innymi używkami. Zdaje sobie sprawę, że to nielegalne zajęcie. W dodatku, papierosy ze Wschodu, nie cieszą się dobrą opinią wśród Hiszpanów. Ogólne zubożenie sprawia jednak, że niższa cena zwabia klientów.

Rozterki hiszpańskiej Polonii

Tomasz zastanawia się, co innego może robić, kiedy ciągłe poszukiwanie legalnej pracy nie przynosi żadnych rezultatów, a dorywcze zajęcia obojga małżonków nie wystarczają nawet na pokrycie części podstawowych potrzeb rodziny? Wracać do Polski? Żona jest Hiszpanką, a 12-letnia córeczka chodzi do szkoły. Tomasz ma nadzieję, że dzięki ryzykownemu handlowi, jego rodzina doczeka lepszych czasów...

Reklama

Takich ryzykantów, jak Tomasz, jest wśród Polaków dużo więcej. Jedni "lekko" przekraczają prawo, pracując na czarno, inni całkowicie przekroczyli jego granice, choć zdają sobie sprawę, że z późniejszym powrotem na legalną drogę - może być bardzo trudno. Około 20 proc. mieszkających w Hiszpanii Polaków wróciło w ostatnich latach do ojczyzny. Łatwiej było podjąć taką decyzję małżeństwom polskim, zwłaszcza bezdzietnym lub z maleńkimi dziećmi. Trudniej zaś, małżeństwom mieszanym i tym, którzy mają dzieci w wieku szkolnym.

Wczoraj fachowiec, dziś...

Grażyna wcześniej pracowała w agencji nieruchomości. W związku z gwałtownym spadkiem sprzedaży straciła pracę i po paru latach spędzonych na pracach sezonowych przy zbiorach owoców, zdecydowała się na pracę tancerki w klubie go-go. Ciężka praca fizyczna nie zostawiła widocznych śladów na jej 30-letnim ciele. Codziennie dojeżdża do Barcelony. Nikt jej tam nie zna. Zarabia tyle, że może utrzymać siebie i bezrobotnego męża, ale też codziennie przełyka łzy upokorzenia i wyobraża sobie, co by na temat jej zajęcia powiedziała rodzina w Polsce.

Grażyna wyjechała do Hiszpanii jako 25-letnia rozwódka, która chciała wszystkim pokazać, że da sobie radę sama, nawet w obcym kraju. Życie boleśnie zweryfikowało jej plany.

Pomysłowość i solidarność

Ale istnieje także lepsza strona kryzysu. Wiele polskich rodzin nie poddaje się i szuka nowych rozwiązań. Wydaje się, że Polacy są bardziej odporni na wszelkiego rodzaju katastrofy ekonomiczne i bardziej kreatywnie podchodzą do życia niż ich hiszpańscy znajomi. Iwona, dwie Anny i Dorota z Girony wpadły na pomysł utworzenia spółdzielni wielousługowej. W jej zakres wchodzą: przeróbki krawieckie, usługi fryzjerskie, kosmetyczne i cateringowe. Kiedy po południu mają zlecenia do wykonania - na przemian, w domu Doroty, zajmują się swoimi dziećmi. Koszty i zyski rozliczają po równo, starając się, aby każda miała podobny wkład we wspólną pracę.

Dorota i Anna, fryzjerka i kosmetyczka, wykonują usługi w domu klientek, najczęściej Rosjanek. Właśnie Rosjanie należą do najlepiej uposażonych wśród obcokrajowców, mieszkających w Hiszpanii. Druga Anna wykonuje przeróbki krawieckie w domu klientek lub u Doroty.

W cateringu przewodzi Iwona, zawodowa kucharka, która przyrządza polskie i argentyńskie pierogi. Ostatnio dużym powodzeniem cieszą się dania wegetariańskie.

Anna zajmuje się promocją i dostawą, a fryzjerka-Dorota pomaga Iwonie. Jeśli trzeba, zamieniają się miejscami. Dziewczyny śmieją się, że można się pogubić, która czym się zajmuje, ale one opanowały już do perfekcji wszelkie wymiany i zamiany ról.

Anna rozpropagowała spółdzielnię roznosząc ulotki wśród rodziców pod szkołami, a także drogą internetową i pocztą pantoflową. To nieustanne reklamowanie przynosi efekty i już wkrótce Polki zamierzają zarejestrować swoją działalność. Siedzibą "firmy" jest duży dom Iwony, która po śmierci męża została sama z dwójką dzieci.

- Jeśli ma się zapał do pracy, marzenia do spełnienia i uczciwie podchodzi się do wspólników, to w grupie można naprawdę dużo zdziałać - mówi z przekonaniem Dorota, której najważniejszym marzeniem jest w tej chwili spłacenie domu.

Polacy łączą się we wspólnoty

Paradoksalnie, właśnie dzięki kryzysowi gospodarczemu, w Hiszpanii powstały i rozwinęły się projekty oparte na solidarności i współdziałaniu społecznym. Nurt ten nazywa się ogólnie Consumo Colaborativo, co oznacza wspólnotę konsumpcji.

Polacy także włączyli się w ten nowy nurt. Powstały platformy wymieniania się usługami. Największa z nich to Favoralia.com. Jej działanie opiera się na bezgotówkowym świadczeniu usług. Dzięki nim zdobywa się punkty, które można potem wykorzystać, zamawiając dla siebie potrzebną usługę. Wachlarz branżowy jest tak duży, jak wyobraźnia użytkowników portalu. Można tam znaleźć oferty dotyczące zarówno prac remontowych, jak i usług prawniczych, medycznych, a nawet astrologicznych. Dzięki Internetowi, taka wymiana może odbywać się nie tylko wśród rodziny i sąsiadów, ale także między zupełnie obcymi sobie ludźmi.

Grażyna, która stara się o odszkodowanie od swego pracodawcy, korzysta na przykład z darmowych usług prawnika - dzięki temu, że jej mąż jest zarejestrowany na Favoralii, gdzie świadczy usługi transportowe i organizuje przeprowadzki.

Innymi przykładami Consumo Colaborativo są portale dotyczące nadwyżek żywności, czy innych dóbr konsumpcyjnych, które mimo kryzysu, można spotkać w wielu domach. Tutaj obowiązuje zasada: "Nie używam, oddam. Mam za dużo, podzielę się z innymi". Pomysł oparty jest na starej mądrości, że jeśli dajemy ludziom coś dobrego, to dobro do nas wróci, choć często z niespodziewanej strony, i w innej postaci.

Polska solidarność

Mimo, że tak często słyszało się krytyczne opinie na ten temat solidarności Polaków mieszkających za granicą, okazuje się, że potrafią sobie także pomagać. Widać to na przykładzie kilku polskich rodzin z Barcelony. Poznali się dzięki dzieciom, i to głównie one ich połączyły. Teraz mają swoje własne, spontaniczne stowarzyszenie wymiany i wzajemnej pomocy. Pomagają sobie w opiece nad dziećmi, wymieniają się dziecięcymi ubrankami, użyczają samochodów, jeden drugiego wciąga do pracy, jeśli nadarzy się taka możliwość.  

Kiedy dwa lata temu jedna z rodzin straciła dach nad głową, inna zaoferowała jej miejsce w swoim mieszkaniu, a po kilku miesiącach, kolejna zaproponowała wspólne wynajęcie domu. No i znowu potwierdziło się, że jeśli działa się wspólnie, można wyjść z najtrudniejszych sytuacji. Nie trzeba uciekać się do niebezpiecznego sposobu zarabiania pieniędzy, ani wyjeżdżać z kraju, który wybrało się na swoje miejsce do życia. Warto uwierzyć w siebie, uważnie się rozejrzeć i wykorzystać szanse, które zawsze się pojawiają.

Kinga Kaspruk-Jankowska

Praca za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »