Londyn zada decydujący cios strefie euro?
Czwartkowy szczyt zdominuje zarządzanie gospodarcze w UE, tak by wyciągając lekcje z kryzysu greckiego zwiększyć dyscyplinę finansową i zbliżyć krajowe polityki budżetowe. Może zapaść decyzja o rozpoczęciu negocjacji z Islandią i zaostrzeniu sankcji wobec Iranu.
Po poniedziałkowym spotkaniu przywódców Niemiec i Francji wydaje się, że jest już przesądzone, że zarządzanie gospodarcze, tak jak naciskała Polska, ma dotyczyć wszystkich 27 państw UE, a nie być ograniczone tylko do strefy euro.
"Wydaje się, że obawy o instytucjonalizację strefy euro są już nieaktualne i zarządzanie gospodarcze będzie tworzone w oparciu o model 27 krajów" - powiedział PAP w środę minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz. Ale podkreślił, że wciąż wiele rzeczy pozostaje kwestią dyskusji, w tym nowe sankcje za przekraczanie dopuszczalnego limitu deficytu i długu publicznego, a także mechanizm oceny projektów budżetów krajowych na poziomie UE.
Główny spór dotyczy też tego, kto będzie odpowiadał za zarządzanie gospodarcze UE: Komisja Europejska, jak chcą eurodeputowani, czy Rada Europejska, czyli de facto przywódcy państw UE, co oznaczałoby brak kontroli ze strony Parlamentu Europejskiego.
Francuski prezydent Nicolas Sarkozy naciskał początkowo, by zarządzanie gospodarcze skoncentrować na krajach tworzących unię walutową, na co nie zgodziła się jednak kanclerz Angela Merkel. Francuskie źródła dyplomatyczne potwierdziły w środę, że zarządzanie gospodarcze ma być dla 27 krajów, a zwłaszcza tych, które - jak Polska - chcą przyjąć wspólną walutę, ale "ze szczególną odpowiedzialnością państw strefy euro". "Nie możemy dzielić Europy i przeciwstawiać sobie tych dwóch grup, bo decyzje państw strefy euro mają konsekwencje gospodarcze dla wszystkich państw UE" - powiedziały źródła.
Ale to nie znaczy, że sankcje mają być takie same dla wszystkich. Już obecne ramy traktatowe koncentrują sankcje w ramach procedury nadmiernego deficytu na krajach strefy euro. "To rozróżnienie już jest, podtrzymujemy je także we wnioskach końcowych ze szczytu. Jest co do tego zbieżność poglądów, bo takie są realia gospodarcze" - powiedziały źródła zbliżone do przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya.
Zwracał już na to uwagę minister finansów Jacek Rostowski w ramach prac grupy task force pod przewodnictwem Van Rompuya, która do października ma opracować szczegóły. "My chcemy w jak najmniejszym stopniu zwiększać różnicę między strefą euro a resztą UE.(...) Ale to nie znaczy, że nie będzie zasad tylko dla strefy euro, bo są niektóre rzeczy konieczne dla strefy euro w dużo większym stopniu niż dla innych" - powiedział tydzień temu. Jako przykład wskazał konieczność wzajemnej kontroli, by kraje eurolandu, nie mając możliwości zmian kursu euro, utrzymywały konkurencyjność gospodarki. Tego elementu, jego zdaniem, dotychczas brakowało w ramach zarządzania gospodarczego strefą euro i należy go wprowadzić.
Projekt wniosków końcowych ze szczytu potwierdza dotychczasowe ustalenia grupy task force. To oznacza, że przywódcy mają zgodzić się na prezentowanie swoich planów budżetowych Komisji Europejskiej wiosną każdego roku, począwszy od 2011 r.
Ponadto na kraje, które nie będą obniżać deficytów i długów publicznych mają być nakładano nowe sankcje karne. Według projektu wniosków, wszystkie kraje powinny też przyjąć regulacje prawne umożliwiające przestrzeganie zasad budżetowych UE zawartych w Pakcie Stabilności i Wzrostu. Ogranicza on dopuszczalny deficyt budżetowy do 3 proc. PKB, a poziom długu publicznego do 60 proc. PKB. Nowością będzie położenie większego nacisku na kontrolowanie zadłużenia. Obecna procedura nadmiernego deficytu miałaby być uruchamiana także na wczesnym etapie dla krajów, których długi się nie zmniejszają. Wciąż nie ustalono natury nowych sankcji: czy mają być finansowe, czy polityczne. Jednym z pomysłów zaproponowanych przez Niemcy jest pozbawianie niesubordynowanego i żyjącego ponad swe możliwości kraju prawa głosu przez rok w Radzie UE. Ale to wymagałoby zmiany traktatu UE.
Według projektu wniosków ze szczytu, szczególnie pilnie będą obserwowane kraje należące do strefy euro.
Niewiadomą jest stanowisko Wielkiej Brytanii i jej nowego konserwatywnego premiera Davida Camerona, który zadebiutuje na szczycie. Zapowiedział on, że nie zgodzi się na renegocjację traktatu, ale z drugiej strony deklarował potrzebę wzmocnienia dyscypliny budżetowej i euro. Londyn nie chce jednak, by to oznaczało oddanie Brukseli kompetencji w dziedzinie budżetów. "Nie do zaakceptowania jest, by z powodu kryzysu wzmacniać władzę Unii Europejskiej nad narodowymi budżetami" - oświadczył we wtorek lider brytyjskich konserwatystów w Parlamencie Europejskim Timothy Kirkhope.
Na szczycie przywódcy ostatecznie przyjmą też nową strategię gospodarczą UE "Europa 2020", pod nową nazwą "Strategia na rzecz wzrostu i zatrudnienia". Polska, jak przypomniał Dowgielewicz, naciska, by uwzględnionio w niej celu rozwoju infrastruktury, a także podkreślenie roli unijnej polityki spójności i jej funduszy w podnoszeniu konkurencyjności gospodarek państw na dorobku.
Przywódcy potwierdzą też decyzję ministrów finansów o przyjęciu Estonii do strefy euro 1 stycznia 2011 roku. Wciąż nie wiadomo, czy oficjalnie ogłoszą też start negocjacji członkowskich z Islandią. Zastrzeżenia zgłaszają wciąż Wielka Brytania i Holandia, których obywatele na skutek kryzysu finansowego stracili majątki w islandzkich funduszach inwestycyjnych. Ponadto przywódcy przyjmą deklarację o zaostrzeniu europejskich sankcji wobec Iranu, uzgodnioną w poniedziałek w Luksemburgu przez ministrów spraw zagranicznych państw UE.
Otoczenia Van Rompuya zapewnia, że nie będzie rozmów ani o wsparciu dla Hiszpanii ani o europejskiej służbie dyplomatycznej. Szczyt Rady Europejskiej będzie wyjątkowo trwał tylko jeden dzień - z inicjatywy jej przewodniczącego Hermana Van Rompuya - i rozpocznie się o godz. 10. Wielu przywódców do Brukseli przyleci już w środę wieczorem, by wziąć udział w spotkaniach swoich europejskich rodzin politycznych. Premier Donald Tusk ma uczestniczyć w rozpoczynającym się o 19.30 spotkaniu Europejskiej Partii Ludowej na zamku Bouchout w Maise pod Brukselą.