Inflacja wyjątkowo bolesna dla branży budowlanej. "Staramy się nie schodzić z placów budowy"
Inflacja, która utrudnia szacowanie kosztów, brak pracowników, materiałów i pieniędzy z KPO, kłopoty samorządów... Lista problemów przed którymi stanęła branża budowlana jest bardzo długa - ocenia Wojciech Trojanowski, członek zarządu firmy Strabag.
- Inflacja utrudnia szacowanie kosztów kontraktów budowlanych
- Liczba pracowników z Ukrainy na polskich budowach spadła o 30 proc.
- Finansowe kłopoty samorządów odbijają się na firmach budowlanych
- Największa od 20 lat inflacja to ogromny problem dla branży budowlanej. Kontrakty długoterminowe zawsze wiążą się u nas z dużym ryzykiem, bo koszty trzeba kalkulować na kilka lat do przodu, ale tym razem jest ono wyjątkowo duże. Dotyczy to zwłaszcza kontraktów "zaprojektuj-wybuduj" - robimy projekt i za kilkanaście miesięcy wchodzimy na budowę, a wtedy okazuje się że koszty są już zupełnie inne. Na szczęście kilka lat temu zamawiający i branża zgodzili się na wprowadzenie klauzul rewaloryzacyjnych, które nie rekompensują w pełni wzrostu kosztów, ale są krokiem w dobrym kierunku. Staramy się nie schodzić z placów budowy, wzrost kosztów jest wpisany w ryzyko, czasem trzeba nawet do projektu dopłacić, by utrzymać opinię solidnego wykonawcy. Ale to oczywiście nie może być regułą, nie możemy dopłacać do wszystkiego. Mamy 8 tys. pracowników, 5 mld zł rocznego obrotu i setki firm podwykonawczych - gdy my nie mamy pieniędzy, oni też ich nie mają - mówi Trojanowski.
- Branża ma problem z ciągłością dostaw materiałów. Już w pandemii wiele firm ograniczyło produkcję, zrywały się łańcuchy logistyczne, a problemów dołożył wybuch wojny w Ukrainie - mamy do przewiezienia miliony ton materiałów budowlanych, ale dziś priorytetem jest transport węgla czy zboża z Ukrainy. Wszystko to zwiększa koszty i zagraża terminowej realizacji kontraktów - dodaje.
- Liczba pracowników z Ukrainy spadła o 30 proc. Musimy więc odbudować szkolnictwo zawodowe, przekonać młodych ludzi, że praca w naszej branży może być ciekawa i dawać dobre wynagrodzenia - już daje, płacimy często więcej niż przemysł i oferujemy pracę blisko miejsca zamieszkania, bo budujemy w całej Polsce - podkreśla rozmówca Interii.
- Boimy się o finansową kondycję samorządów, bo to nasz największy klient. Jeszcze nie widać problemów, bo kończymy projekty rozpoczęte zanim wybuchła inflacja i pojawiły się inne problemy. Tu pojawia się dodatkowe ryzyko - wszystkie te projekty są z odroczonym finansowaniem czyli najpierw wykonawca finansuje budowę, a dopiero potem dostaje za nią zapłatę. Duża firma jest w stanie na nią poczekać, mała ma kłopot - tłumaczy Trojanowski.
- Brakuje pieniędzy na inwestycje kolejowe, dlatego nasz główny klient w tym segmencie czyli PKP PLK ogłasza mniej przetargów. Wykonawcy i dostawcy materiałów muszą czekać gdy potrzeby takich inwestycji są ogromne. Ich wartość do 2030 roku szacujemy na 100 mld złotych, ale najpierw muszą się one zacząć. Sytuację całkowicie zmieniłyby pieniądze z KPO, nie tylko zresztą na kolei. Branża budowlana to przecież 10 proc. PKB i setki tysięcy pracowników - podsumowuje.
Rozmawiał Wojciech Szeląg