Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 81: Uderz w stół, a wredni ludzie się odezwą?
- Rozpętało się małe piekiełko – mówi Robert Gwiazdowski, odnosząc się do jednego z wcześniejszych odcinków podcastu video i dyskusji, jaką ten odcinek wywołał. - Trochę była to wina redakcji, bo te moje dywagacje opatrzyła w podpisie tytułem: Czy jest globalne ocieplenie, czy go nie ma? Ze znakiem zapytania. Takie pytanie, chociaż ja go wcale w tym nagraniu nie postawiłem, okazało się denializmem, o którym to denializmie mówiłem. Niektórzy zareagowali, nawet nie wiedząc, na co reagują. Tak właśnie wygląda dyskusja – dodaje. Więcej w najnowszym odcinku podcastu video „Gwiazdowski mówi Interii”.
- Odcinek był o nauce, o korespondencyjnej teorii wiedzy na podstawie fizyki, i - o pseudoargumentacjach tych, którzy posługują się argumentami ad personam, zamiast argumentów ad rem. Trochę była to wina redakcji, bo te moje dywagacje opatrzyła w podpisie tytułem: Czy jest globalne ocieplenie, czy go nie ma? Ze znakiem zapytania. Takie pytanie, chociaż ja go wcale w tym nagraniu nie postawiłem, okazało się denializmem, o którym to denializmie mówiłem - dodaje.
Przypomina także, że we wspominanym odcinku stwierdził on, że "że ludzie posługujący się takimi argumentami - to są źli ludzie". - Zapomniałem o ostrzeżeniu jakie zrobił onegdaj Matthew Ridley, taki brytyjski lord, zoolog, popularyzator nauki, który w książce "O pochodzeniu cnoty" napisał takie zdanie: pamiętajcie, nie należy mówić ludziom, że są wredni z tego powodu, że są wredni. Powtórzę: ci którzy posługują się argumentem, wyzwiskiem denialistycznym, to są ludzie wredni. I zacznę od wytłumaczenia dlaczego - wskazuje felietonista Interii Biznes.
W najnowszym odcinku podcastu video, autor wraca po raz kolejny do pojęcia denializmu. - Otóż denializm - tak jak mówiłem - to jest określenie dla tych, którzy przeczyli Holokaustowi, którzy mówili "jakie obozy śmierci", "jakie komory gazowe", "jakie piece - nic takiego nie było". Jak z nimi dyskutować? - zastanawia się Robert Gwiazdowski.
Jak twierdzi: "dla nich wymyślenie mocnego określenia było w sam raz". - Natomiast posłużenie się tym samym określeniem w stosunku do tych, którzy nie przeczą faktom, ale mówią, że z teorią może być różnie, świadczy bardzo źle o tych, którzy posługują się tym określeniem, o tych, którzy nie mają nic przeciwko temu, żeby się posługiwać takim określeniem, choć sami tego nie robią, nie mówiąc już o tych, którzy lajkują w mediach społecznościowych różnego rodzaju posty posługujące się takim określeniem - podkreśla.
- Ja wiem, że sytuacja dziś się trochę zmienia. W kontekście naszego podejścia do różnych rzeczy, m.in. do Żydów czy do Izraela - mówi autor podcastu video.
Przypomina także, że za komuny Polska była w obozie państw propalestyńskich. Jak tłumaczy, Izrael popierany był przez Stany Zjednoczone, razem tworzyli oni obóz państw imperialistycznych, Związek Radziecki wspierał natomiast organizację Wyzwolenia Palestyny, czyli organizację typowo terrorystyczną i - jak dodaje - "myśmy też wspierali".
- Dziś w Polsce sytuacja znowu się zmieniła. Dziś, tak jak za komuny, po pierwsze jako rząd stanęliśmy po stronie Palestyny, OK, ale jako społeczeństwo zaczynamy znowu być propalestyńscy. Bo za komuny, gdy rząd był propalestyński, to społeczeństwo wcale nie było. Wbrew twierdzeniom niektórych badaczy Holokaustu, że my jesteśmy takimi strasznymi antysemitami. Więc tyle wstawki dotyczącej używania pewnych określeń i pewnych pojęć - mówi felietonista Interii Biznes.
- Ale idźmy dalej. Otóż, ci którzy przeczytali tytuł jaki redakcja nadała mojemu videoblogowi, zadali pytanie, retoryczne oczywiście, jak wy możecie prowadzić rozmowy, zapraszać do rozmowy takiego klauna. Pal sześć klauna, proszę państwa, ja kiedyś zostałem nazwany Stańczykiem, to mi się nawet spodobało, a ostatecznie to był klaun. Natomiast wystarczyło kliknąć, żeby zobaczyć, że ja tu z nikim nie rozmawiałem, tylko sobie gadałem. Więc, niektórzy zareagowali, nawet nie wiedząc, na co reagują. Mnóstwo różnych autorytetów klikało polubienia tweeta z tym komentarzem. Tak właśnie wygląda dyskusja. A dlaczego mnie to irytuje troszeczkę? Mam ku temu powód - tłumaczy Gwiazdowski.
W odcinku opowiada, jak to został zaproszony do wygłoszenia na konferencji na UW wykładu na temat reform podatkowych prezydenta Kennedy’ego.
- Proszę sobie wyobrazić, że organizatorów konferencji spytała postać ważna, postać w świecie prawa, moralności, polityki: To wy zapraszacie Gwiazdowskiego? Nie dlatego żebym nie mógł czegoś powiedzieć o reformach podatkowych Kennedy’ego, ale dlatego, że zostałem wcześniej denialistą, bo negowałem poprawność wyroku trybunału konstytucyjnego z 3 grudnia 2015 r. (...) Wtedy śmiejąc się z tego wyroku zostałem "PiS-iorem", którego nie należy zapraszać na żadne konferencje. Przypomniał mi się od razu Arystoteles - mówi.
A dlaczego Arystoteles? Gwiazdowski tłumaczy. Otóż, został on odkryty na początku XIII w. Zaczęły się tłumaczenia jego dzieł na łacinę. Jednakże Kościół Katolicki zakazał nauczania Arystotelesa. - Można powiedzieć, że to był taki pierwszy przykład cancel culture. Dlaczego tak się stało? Z bardzo prostego powodu. Arystoteles twierdził przecież, że wszechświat jest wieczny i stały, przez co przeczyło to katolickiej konstrukcji stworzenia świata z niczego (...) Sytuację zmienił dopiero Tomasz z Akwinu, późniejszy święty, który ochrzcił Arystotelesa, ale sam pomysł negowania kogoś, tylko z tego powodu co on mówi, to jest stary bardzo wymysł. Taki z mroków średniowiecza jak niektórzy to określają - dopowiada Gwiazdowski.
Zwraca także uwagę, że koncepcji Arystotelesa uległ sam Albert Einstein. Przecież to właśnie dlatego - mówi - że przyjęło się uważać, iż wszechświat jest stały, to do swoich równań Einstein dodał lambdę, tzw. stałą kosmologiczną, żeby mu się ten wszechświat przestał rozszerzać.
- Szybko pożałował tego, co zrobił, bo byłby nie tylko twórcą teorii względności, ale również twórcą rozszerzającego się wszechświata. Notabene jak potem wyrzucono lambdę z ogólnej teorii względności, to po jakimś czasie okazało się, że trzeba ją tam przywrócić z uwagi na odkrycia kolejnych fizyków. I ona - ta stała kosmologiczna - do dzisiaj tam jest. Ale dlaczego ja prawnik w ogóle zajmuję się fizyką? Bo wydaje mi się, że to właśnie fizyka jest tym przykładem nauki pobudzającej nas do myślenia, zmuszającej nasz umysł do przeczenia naszemu umysłowi. Bo przecież teoria kwantowa przeczy zdrowemu rozsądkowi. Pewnie dlatego Albert Einstein, wspominany już, był przeciwnikiem teorii kwantowej, ale przecież nikt nie wyzywa go od denialistów. Miał ku temu podstawy - zauważa Gwiazdowski.
- Jak mówimy o nauce to aż się prosi polecić książkę Alberta Einsteina "Jak wyobrażam sobie świat". To jest zbiór różnych jego wypowiedzi, filozofów, ale niezwykle ciekawych, nie tylko dla fizyków - mówi felietonista Interii Biznes.
Einstein, przytacza fragment Gwiazdowski, pisze m.in. tak: "Hume dostrzegł, że pojęć, które jesteśmy zmuszeni traktować jako zasadnicze, takich jak związek przyczynowo-skutkowy, nie można uzyskać z materiału dostarczanego nam przez zmysły. Spostrzeżenie to doprowadziło go do zajęcia sceptycznego stanowiska w kwestii wszelkiego rodzaju wiedzy".
- Właśnie, ten sceptycyzm naukowcom bardzo pomaga. Zawsze i we wszystkim. Człowiek, pisze dalej Einstein, charakteryzuje się głębokim pragnieniem posiadania niepodważalnej wiedzy. No właśnie. Tylko ta wiedza jest podważalna - zawsze może wydarzyć się coś, czego nie przewidzieliśmy - dopowiada Gwiazdowski.
Otóż, obserwujemy jakieś zjawisko, potem budujemy teorię, która ma wyjaśniać to zjawisko. Jeśli teoria jest prawdziwa to występują pewne fakty, które ją potwierdzają. - Wyobraźmy sobie, że wychodzimy rano z domu i obserwujemy zjawisko: mokry chodnik. Pojawia się teoria, że padał deszcz. Skoro chodnik jest mokry, a jak deszcz pada to chodnik jest mokry, to teoria, że padał deszcz wydaje się prawdziwa. A to, proszę państwa, wywalił hydrant... Albo pękła jakaś rura. Andrzej Zawiślak to zjawisko określił mianem asercji następnika. Ta asercja polega na tym, że kończymy myśleć, jak nam coś pasuje i przestajemy zastanawiać się dalej, żeby nie przemęczyć naszego mózgu - wskazuje Robert Gwiazdowski.
- Możemy się inspirować fizyką i fizykami. Nikt nie posługuje się w stosunku do nich żadnymi wyzwiskami (...) Choć fizycy mają różne zdanie na ten temat, czy bóg istnieje, czy nie, to nie mogą mieć różnego zdania na ten temat, czy jest globalne ocieplenie, czy go nie ma. Do tego czy ono jest, można wziąć termometr. Sprawdzić więc doświadczalnie, tak jak sprawdzamy temperaturę ciała. Powtarzające się regularnie badania pokazują, że jest coraz cieplej. Czyli jest to globalne ocieplenie. Ale wracamy teraz do Huma, o którym pisał Einstein. Hume twierdził: ze zdania o bycie - o tym co jest, nie można wyciągnąć w sposób logiczny zdań o powinności, czyli o tym, co być powinno - kontynuuje Gwiazdowski. I pyta: - Jeżeli jest globalne ocieplenie, jeżeli jest ono spowodowane przez działalność człowieka, to skąd bierze się twierdzenie, że w związku z tym powinniśmy budować wiatraki?
- Powinniśmy budować wiatraki dlatego, że ocieplenie powoduje emisja gazów cieplarnianych. Ale dlaczego nie powinniśmy stawiać na wodór albo na atom? Tego już nie wiadomo. Gilotyna Huma działa w każdym przypadku, również i w tym. Więc, jeżeli zwolennicy wiatraków posługują się podłym określeniem denialista w stosunku do tych, którzy mówią co innego niż oni, to oznacza, że albo są po prostu zwyczajnie wredni, tak jak sir Ridley zakładał, albo po prostu próbują wyeliminować innych ludzi z debaty publicznej, żeby ich tam w ogóle nie było. Czyli cancelować. Żeby się wszyscy inni bali - przestrzega autor podcastu.
Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii"