Emerytury powinny być takie same dla wszystkich
Najlepszym rozwiązaniem byłyby wprowadzenie emerytur obywatelskich, w takiej samej wysokości dla wszystkich - mówił prezydent Centrum im. Adama Smitha prof. Robert Gwiazdowski.
Podczas spotkania przedstawiono bilans argumentów, którymi posługują się zwolennicy utrzymania obecnego systemu oraz zwolennicy zmian proponowanych przez rząd. Gwiazdowski powiedział, że "przekręt intelektualny", to język obrońców OFE piętnujących wszystkich bez wyjątku, którzy krytykują OFE.
- Dziś niestety, ta debata o OFE jest skoncentrowana między zwolennikami OFE i zwolennikami OFE. Oni różnią się tym, że część z nich w pewnym momencie przestała być zwolennikami OFE (...). My w tej debacie jesteśmy trochę pomijani - ocenił Gwiazdowski.
Jego zdaniem Centrum im. A. Smitha nie było zwolennikiem reformy emerytalnej i już dawno wskazywało, że pierwszy zakręt, którego OFE mogłyby nie przejść będzie w 2014 r., kiedy na emeryturę trafi pierwszy rocznik mężczyzn z powojennego wyżu demograficznego. Następny pojawi się ok. 2025 r., a kolejny ok. 2060 r., kiedy wypłacane emerytury nie wystarczą na życie.
- My jesteśmy zwolennikami emerytury obywatelskiej, czyli równej dla wszystkich. Nie będziemy mieli wtedy sporów o emerytury rolników, policjantów, sędziów. Na emeryturze otrzymujemy świadczenie od państwa, a jak otrzymujemy świadczenie, to możemy używać argumentu, że wszyscy mamy takie same żołądki - tłumaczył Gwiazdowski.
Jego zdaniem, wynagrodzenia z pracy, w odróżnieniu od świadczeń, są związane z naszymi zdolnościami i dlatego są zróżnicowane. Gwiazdowski uważa za chybiony argument, że składki emerytalne płacimy w różnej wysokości, bowiem podobnie jest ze składkami na ubezpieczenie zdrowotne - jedni płacą wyższe, inni niższe, ale nikt nie śmie zażądać z tego powodu lepszego lekarza, albo szybszego do niego dostępu.
Według Gwiazdowskiego zasadniczy problem polega na tym, że OFE są elementem złego systemu emerytalnego i system ten utrwalają. Szef Centrum im. Adama Smitha wskazał, że system ten polega na opodatkowaniu pracy, co najbardziej godzi w ludzi wkraczających w wiek produkcyjny i reprodukcyjny. - Wyższe koszty pracy oznaczają, że jest wyższe bezrobocie, co powoduje, że niższa jest dzietność i niższa stopa demograficzna. To oznacza katastrofę finansową, jeżeli nie zmienimy tego systemu - mówił.
Przyznał, że pieniądze z OFE trafiają na giełdę i dają wyższe zyski graczom rynkowym, ale ponieważ pochodzą ze składek, powodują wzrost kosztów pracy i wyższe bezrobocie. - Z jednej strony mamy zyski graczy giełdowych, a z drugiej strony bezrobotnych. To są naczynia powiązane. Niepokazywanie tego elementu jest "przekrętem intelektualnym" - powiedział.
Zdaniem obecnego na konferencji dr Andrzeja Bratkowskiego z Rady Polityki Pieniężnej, OFE generują bardzo duże koszty dla finansów publicznych, ale nie przynoszą żadnych korzyści ani emerytom, ani gospodarce.
- Dzięki OFE nie będziemy mieć wyższych emerytur, nie będziemy mogli mieć też wyższego wzrostu gospodarczego, bowiem wszystkie pieniądze inwestowane przez OFE, to są pieniądze, które najpierw budżet musi pożyczyć. Czyli nie są to żadne dodatkowe oszczędności. Sposób, w jaki OFE inwestują pieniądze na giełdzie nie odpowiada standardom inwestycji na wolnym rynku kapitałowym - powiedział.
Jego zdaniem, system OFE był złym pomysłem na reformę emerytalną, choć zmiana systemu wypłat świadczeń była potrzebna. Bratkowski powiedział, że był jedną z osób, która projektowała wprowadzenie filaru kapitałowego do systemu emerytalnego; wydawało mu się, że pozwoli to na zwiększenie emerytur i będzie czynnikiem przyspieszającym wzrost gospodarczy. Przyznał, że doświadczenia ostatnich dziesięciu lat pokazały, że to była pomyłka.
- Nie będzie szybszego wzrostu gospodarczego dzięki OFE. Emerytury prawdopodobnie będą bardzo podobne niezależnie od tego, czy będziemy w OFE, czy w ZUS - ocenił. Według niego dodatkowe wydatki związane z utworzeniem filaru kapitałowego będą natomiast oznaczały wyższy dług publiczny i konieczność wyższych podatków.
Bratkowski ocenił, że pieniądze z OFE, które trafiają na giełdę dobrze służą spółkom giełdowym, ale nie służą finansom publicznym, ani emerytom. Jego zdaniem nieprawdą jest - co podnoszą przeciwnicy zmian w OFE - że rząd próbuje dokonać skoku na oszczędności emerytów, ponieważ na przeniesieniu wartości kont emerytalnych z OFE do ZUS obywatele nic nie stracą. Według ekonomisty zarówno w jednym, jak i drugim przypadku mamy do czynienia z zapisami dotyczącymi zobowiązań do wypłaty emerytur w przyszłości. - Ani w ZUS-ie, ani w OFE nie ma pieniędzy - zaznaczył.
Pod koniec czerwca ministrowie pracy i finansów zarekomendowali przekazanie do konsultacji społecznych trzech propozycji zmian w systemie emerytalnym oraz propozycję wypłat emerytur z Otwartych Funduszy Emerytalnych. Propozycje zakładają: likwidację obligacyjnej części OFE, dobrowolność udziału w OFE i dobrowolność udziału w OFE z dodatkową składką (tzw. dobrowolność plus). Zdaniem autorów rekomendacji zmiany - bez względu na to, który wariant zostanie wybrany - korzystnie wpłyną na wysokość emerytur, zapewnią dopływ środków do gospodarki, przyczynią się do obniżenia długu publicznego i zrównoważenia funduszu emerytalnego w ZUS. Zmiany mają też doprowadzić do prawdziwej konkurencji między OFE.
CZYTAJ RAPORT: Zamach na emerytury z OFE
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze