Takiego efektu rząd nie przewidział
Zapowiedź premiera Mateusza Morawieckiego, że osoby z dochodami do 12,8 tys. zł miesięcznie będą mogły rozliczyć się według podatkowych zasad z ubiegłego roku może doprowadzić do kuriozalnych sytuacji, kiedy niektórzy będą chcieli wręcz zaniżać swoje zarobki pod koniec roku, a w skrajnych przypadkach do szarej strefy i płacenia pod stołem.
W piątek premier Morawiecki zapowiedział kilka istotnych korekt do Polskiego Ładu, częściowo odkręcających niektóre elementy reformy. Zadeklarował między innymi, że osoby zarabiające średnio do 12,8 tys. zł miesięcznie i rozliczające się na PIT-37 będą mogli rozliczyć się na starych zasadach z 2021 roku, jeśli okaże się, że straciłby na Polskim Ładzie.
- Technicznie jest wykonalne sporządzenie dwóch zeznań podatkowych. Jednego, tak jakbyśmy je rozliczali za 2021 rok i według zasad wówczas obowiązujących oraz drugiego, bazując na przepisach podatkowych, które wprowadził Polski Ład, a w zasadzie tych, które ostatecznie będą obowiązywały w tym roku, bo jakie one będą finalnie wciąż nie wiadomo. Co tydzień są wprowadzane jakieś mniej lub bardziej udane zmiany, bądź zapowiadane gruntowne nowelizacje - podkreśla Przemysław Hinc, doradca podatkowy i członek zarządu w kancelarii PJH Doradztwo Gospodarcze.
Zwraca przy tym uwagę na dwa duże problemy, które mogą się pojawić.
Zapowiedziana możliwość skorzystania z opodatkowania według zasad ubiegłorocznych dotyczyć ma tylko zarobków do 12,8 tys. zł miesięcznie. To może wywołać paradoksalne efekty i niepożądane zjawiska. Już teraz dochodzi do kuriozalnych sytuacji, gdy część osób chce zaniżać swój dochód, żeby móc korzystać z ulgi dla klasy średniej, w związku z tym, że górny limit, który do niej uprawnia został wyznaczony na poziomie 133,7 tys. zł. Osoby, których dochody były na granicy, a mogły potencjalnie skorzystać z możliwości obniżenia swojego etatu, bez dużej szkody dla rocznych dochodów, albo już prosiły pracodawców o obniżenie wynagrodzenia lub obniżenie wymiaru czasu pracy, albo poważnie zastanawiały się czy w trakcie roku o to nie wystąpić i to tylko dlatego, że chciały móc skorzystać z ulgi dla klasy średniej.
- Teraz nowa zapowiedź premiera, statuująca nową kwotę graniczną na poziomie 12,8 tys., jako limitu, do którego podatnicy będą uprawnieni do rozliczenia się według zasad z 2021 roku, znowu może sprokurować podobne zjawisko. Nowy limit dochodów rocznych to 153.600 zł. Jeśli zatem ktoś w niewielkim stopniu może przekroczyć ten limit, może chcieć dogadać się z pracodawcą, żeby na przykład nie wypłacał mu w tym roku premii i przeniósł ją na następny rok, albo wypłacił pod koniec roku, gdy zakończy się huśtawka obietnic i zmian w ustawach podatkowych. Podatnicy mogą też liczyć na to, że w kolejnym, czyli 2023 roku będą jakieś korzystniejsze zasady podatkowe, albo po prostu zdecydują się na to, by otrzymać część pensji "pod stołem". To może doprowadzić do pojawienia się szarej strefy, albo fikcyjnego uruchamiania działalności gospodarczych tylko po to, by część wynagrodzenia uzyskać w inny sposób niż z pracy etatowej, co oczywiście byłoby niezgodne z prawem, ale jest ryzyko, że w praktyce takie sytuacje mogą mieć miejsce - tłumaczy Przemysław Hinc.
Przed możliwością wystąpienia takiego efektu przestrzega też Małgorzata Samborska, doradca podatkowy, partner w Grant Thornton.
- I zaraz zacznie się kombinowanie, jak tu nie przekroczyć (o chociażby 1 zł) wynagrodzenia 12800 zł m/c, żeby mieć prawo do korzystania z zasad PIT w 2021. I faktycznie okaże się, że lepiej nie przyjąć podwyżki lub premii, albo iść na L4 lub urlop bezpłatny. Witajcie w PolskiŁad2.0! - skomentowała na Twitterze zapowiedź premiera.
Przemysław Hinc zwraca uwagę na jeszcze jeden problem, który może wystąpić, jeśli wprowadzona byłaby dla niektórych możliwość rozliczenia się na zasadach sprzed Polskiego Ładu.
- Będzie ogromna trudność zastosowania tej zasady wobec osób, które uzyskują dochody z więcej niż jednego rodzaju źródła przychodów. Chodzi o sytuacje, w których dana osoba ma jednocześnie takie źródło przychodów/dochodów, które mieści się w wąskim katalogu wymienionym w zapowiedzi premiera Morawieckiego, które pozwalałoby na rozliczenie się według zasad z roku 2021, a jednocześnie ta sama osoba osiągnie przychody/dochody ze źródła, które nie znajduje się już w tym katalogu, czyli na przykład jednocześnie ma dochody z umowy o pracę oraz z działalności gospodarczej - wskazuje Przemysław Hinc.
Monika Krześniak-Sajewicz