Czy rząd zdoła wywieźć ukraińskie zboże? Ekspert nie pozostawia złudzeń
- Rządowe zapowiedzi eksportu zboża są mało realne. Polskie koleje i porty warto przygotować pod przyszłe członkostwo Ukrainy w Unii - przekonuje Adrian Furgalski, szef Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
- Polska może wyeksportować 0,5 mln ton zboża miesięcznie
- Nie ma szans na eksport 4 mln ton zboża do lipca
- W polskich portach wciąż zalega importowany węgiel
- Zamknięcie granicy dla ukraińskiego zboża było błędem
- Ukraina odbuduje sieć kolejową w europejskim standardzie torów
- Wojna w Ukrainie pokazała jak ważna jest kolej - głównie tą drogą dociera przecież pomoc wojskowa i humanitarna dla naszego sąsiada, w zeszłym roku było aż 500 składów kolejowych, które wyjechały z Polski na Ukrainę. W przeciwnym kierunku jechali do Polski uchodźcy. Jednocześnie przekonaliśmy się gdzie są logistyczne "wąskie gardła". Chodzi nie tylko o różne tory kolejowe - na wschodzie mamy szerszy rozstaw szyn, od którego Ukraina będzie zresztą odchodzić na rzecz węższego, typowo europejskiego - przede wszystkim brakuje terminali przeładunkowych - wskazuje Adrian Furgalski.
Nasz rozmówca przypomina, że w krytycznym momencie na granicy stało 25 tys. wagonów, "bo Polska obiecała że z Ukrainy wywiezie wszystko - nie tylko produkty rolne, ale także węgiel i surowce".
- Podejrzewam, że właśnie dlatego, że nie wiedziano, jak ten wielki korek zlikwidować, wpuszczono te pociągi do nas i zboże, które nazywa się tranzytowym, stało się tzw. zbożem technicznym. Problem jednak pozostaje, bo przepustowość linii kolejowych jest wciąż taka sama albo nawet mniejsza i dla przewozów towarowych właściwie nie ma miejsca, jest bardzo wiele prac na torach, a priorytet mają oczywiście pociągi pasażerskie. Przez pewien czas specjalnie traktowano pociągi z węglem, można to powtórzyć w przypadku transportu zboża do polskich portów lub w stronę naszej granicy zachodniej. Sama kolej nie da jednak rady, mówi się więc o użyciu transportu drogowego, można nawet poluzować zakazy jazdy ciężarówek w weekendy i święta. W sumie możemy wywieźć z Polski 0,5 mln ton zboża miesięcznie. Do wywiezienia są jednak 4 mln ton do lipca, kiedy krajowe silosy zapełnią się nowym zbożem. To bardzo trudna operacja logistyczna, wydaje się, że - niestety - niemożliwa - dodaje.
Adrian Furgalski zwraca uwagę na jeszcze jeden, istotny problem.
- Polskie porty nie są z gumy, wciąż leży w nich importowany węgiel. Tak to już jest: najpierw ogłaszamy "akcję węgiel", potem "akcję zboże". Zimą martwiliśmy się, czy dowieziemy do Polski węgiel i czy wszyscy Polacy będą go mieli, na szczęście zima była łagodna - dziś leży w portach, bo nie ma na niego zapotrzebowania. Sezon nie był wymagający, a poza tym węgiel jest marnej jakości - wspomina szef Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
- Wagony też nie spadną nam z nieba, swego czasu polski rząd apelował wręcz, by inne kraje Unii przekazały do Polski swoje wagony, ale one przecież nie czekają gdzieś w magazynach, używane są do realizacji innych kontraktów, których nikt dla nas nie będzie zrywał, by nie narazić się na kary. Samo PKP Cargo też nie ma dostatecznej liczby czynnych lokomotyw i wagonów, przewóz węgla zlecało - o zgrozo! - niemieckim kolejom działającym w Polsce - podkreśla.
Rozmówca Interii Biznes zastanawia się, jak będzie wyglądała kontrola tranzytu.
- Warto zwrócić uwagę, że polskie rozporządzenie z 15. kwietnia mówi o "przywozie" zboża do nas, a nie o jego "przewozie", czyli tranzycie, tak jak - z powodów politycznych - interpretuje je rząd. Dobrze przynajmniej, że mamy porozumienie jak tego tranzytu pilnować, choć można się zastanawiać jak będzie wyglądało to w praktyce - czy służby celno-skarbowe będą jechać za każdą ciężarówką, czy też będą zbierać je w konwoje i jak zamierzają jechać za pociągami - punktuje Furgalski.
- Przez długie miesiące lekceważono problem logistyczny, a wystarczyło skorzystać z istniejącego od kilku lat i dobrze działającego systemu SENT, który monitoruje przewóz kluczowych produktów koleją lub transportem drogowym. Pozwolił on ukrócić nadużycia związane z przewozem paliw czy suszu tytoniowego. Dziś polscy przewoźnicy alarmują, że ich wagony, które miały jechać do portów polskich czy niemieckich, zostały "zaaresztowane" w Ukrainie i nie wiedzą, co z tym zrobić. Polskie rozporządzenie okazało się całkowicie bezsensowne, dobrze że do sprawy skutecznie włączyła się Komisja Europejska i że aktywność wykazała też strona ukraińska - dodaje.
Szef Zespołu Doradców Gospodarczych TOR jest zdania, że Polska już powinna patrzeć na Ukrainę jako na państwo, które w przyszłości stanie się członkiem Unii Europejskiej.
- Cała polska gospodarka musi brać pod uwagę, że Ukraina już ma status państwa, które kiedyś wejdzie do Unii. Kiedy Polska wchodziła do UE naszego rolnictwa bali się rolnicy np. francuscy, bo nasze było tańsze i zdrowsze. Ukraina jest i będzie potęgą jeśli idzie o produkcję rolną - nie będziemy się mogli na nią zamknąć, zwłaszcza że ograniczenia dla Ukrainy będą luzowane. Dla Polski to szansa - polskie porty znacząco poprawiły swoją przepustowość i dostęp kolejowy. W głębi kraju szlaki dedykowane dla transportu towarowego wołają jednak o pomstę do nieba. Kolej nie domaga, więc znów stawiamy na ciężarówki poszerzając autostrady i drogi ekspresowe - wskazuje.
- Ukraina podjęła fundamentalną decyzję - infrastrukturę kolejową będzie odbudowywać już według europejskiego standardu torów, Polska z jej portami będzie więc dla niej znakomitym oknem na świat, a nowe ukraińskie tory wyeliminują terminale przeładunkowe na wspólnej granicy. Polski sektor rolno-spożywczy nie musi obawiać się ukraińskiej konkurencji, bo nasze towary są wysoko przetworzone. Warto więc wejść z Ukrainą w kooperację zarówno na polu logistyki, jak i produkcji żywności. Polska może mieć w przyszłości kluczowe znaczenie dla ukraińskiego eksportu, warto wyciągnąć lekcję z dzisiejszych kłopotów i dobrze się do tej nowej roli przygotować - podsumowuje rozmówca Interii Biznes.
Rozmawiał Wojciech Szeląg