Łukasz Malinowski (ekspert TOR): Dobry transport publiczny musi kosztować

Niemiecka akcja biletu za 9 euro pokazała że jest duże zainteresowanie transportem publicznym, ale i to że na dłuższą metę takiej oferty nie da się utrzymać - przekonuje Łukasz Malinowski, ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

  • Niemcy nie przedłużą akcji "bilet za 9 euro" - zapłacili 2,5 mld euro
  • UE promuje kolej, ale przewoźnicy nadal muszą liczyć pieniądze
  • Dobry transport publiczny to wysoka jakość, a to kosztuje

- Niemiecka akcja na pewno przyniosła efekt w postaci promocji transportu koleją, trudno jednak jeszcze ocenić jak wiele osób skłoniła do rezygnacji z przemieszczania się samochodem. Na pewno pokazała że nie jest trudno zachęcić wiele osób do podróży koleją, ale też że sama kolej nie była gotowa na tak dużą liczbę pasażerów. Niemiecka kolej na pewno na tym nie straciła, bo dostała na tę akcję 2,5 mld euro z kieszeni podatników - to dużo nawet jak na bogate Niemcy - ale na dłuższą metę takiej oferty nie da się utrzymać. Pojawiają się nowe pomysły np. biletu klimatycznego za 69 euro miesięcznie, podobny funkcjonuje już w Austrii i kosztuje nieco ponad 1000 euro rocznie. Jedno widać jasno: żeby obsłużyć tak duże potoki pasażerów kolej potrzebuje inwestycji czyli dużych pieniędzy, a nie da się jednocześnie inwestować i dawać bilety praktycznie za darmo - mówi Malinowski.

Reklama

Polska to nie Niemcy

- W Polsce tak dużej akcji nie było, my mamy przecież kłopot nawet z wdrożeniem jednego biletu, który obejmowałby wszystkich przewoźników. Barierą jest nie tylko technologia, ale i pieniądze. Wydajemy na transport zdecydowanie mniej od Niemców - zarówno w liczbach bezwzględnych jak i w proporcji do ludności - a nie ma chętnych, ani po stronie rządu, ani samorządu, by dotować przewozy jeszcze bardziej niż dziś. Pytanie co jest naszym celem? Mamy przecież doświadczenia że nawet bezpłatna komunikacja nie musi skłonić ludzi do porzucenia samochodów.

Unia promuje kolej

- UE promuje transport publiczny, zwłaszcza szynowy, jako część walki o poprawę klimatu. Transport kołowy to drugi emitent szkodliwych substancji po przemyśle, gdy kolej emituje raptem 1 proc. CO2 w Unii. To dobry kierunek, ale trzeba dbać o równowagę między nakładami, a spodziewanymi korzyściami. Z założenia nie dotuje się np. przewozów o charakterze intercity, między największymi miastami - ich bilet za 9 euro w Niemczech nie obejmował. Wyzwaniem są przewozy regionalne czy miejskie gdzie trzeba znaleźć równowagę między racjonalnym działaniem firmy a korzyściami środowiskowymi.

Dlaczego transport nie może być całkiem bezpłatny?

- Darmowy transport publiczny to ślepa uliczka. Spektakularnym przykładem może być Warszawa, która ma największy i najbardziej kosztowny system transportu publicznego w Polsce. Miasto wydaje rocznie na transport i komunikację ponad 5 mld zł., z tego na usługi 3 mld zł. Wpływy ze sprzedaży biletów to ponad 1 mld zł., takiej kwoty nie da się pominąć, zwłaszcza obecnie. Podobnie jest w innych dużych miastach, w nich wydatki na transport i edukację to zawsze największe pozycje w budżetach. W Warszawie sprzedaż biletów pokrywa 40 proc. kosztów komunikacji. Darmową komunikację wprowadzono w 2013 r. w Tallinie i wcale nie skłoniło to mieszkańców do rezygnacji z używania aut. Najbardziej zachęca do transportu publicznego poprawa jego oferty. Jeśli autobus na naszej trasie jedzie dwa razy dziennie i w mało atrakcyjnych porach, to i tak z niego nie skorzystamy niezależnie od ceny biletu lub w ogóle braku opłaty. A oferta dobrej jakości musi kosztować.

Rozmawiał Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: transport | kolej | transport publiczny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »