Pani prezes czy prezeska, "biznesmen", ale nie "biznesmenka" - czy żeńskie formy przestaną nas dziwić?
Skoro dyrektor, to i dyrektorka, ale z drukarzem i drukarką już nie jest tak łatwo. A co z "biznesmenką"? Język odzwierciedla sposób myślenia, ale też go kształtuje - także w biznesie - uważa Aneta Korycińska, autorka bloga "Baba od polskiego".
- Żeńskie nazwy zawodów wciąż niektórych bulwersują
- Wiele nazw profesji powstało gdy nie używano feminatywów
- Opór wobec zmian językowych może wynikać nie tylko z nawyku
- Zwracajmy się do osoby tak jak chce tego on czy ona
- Nic na siłę, pozwólmy językowi zmieniać się w naturalny sposób
- AUTOR i AUTORKA nie budzą wątpliwości, SZEF i SZEFOWA - też nie, ale już PREZES i PREZESKA brzmi dziwnie, a co dopiero np. WÓJT - WÓJTA. Wiele osób pyta mnie jak ma zaadresować oficjalną korespondencję. Z żeńskimi końcówkami czyli feminatywami problem polega przede wszystkim na tym, że jesteśmy do nich nieprzyzwyczajeni. Bywa też że formy żeńskie kojarzą nam się ze zdrobnieniami albo brzmią "mniej profesjonalnie". Przez lata same kobiety, którym zależało na podkreśleniu ich kompetencji, często chciały być nazywane DYREKTORAMI, a nie DYREKTORKAMI, bo DYREKTORKA kojarzyła się ze zdrobnieniem, jakimś DYREKTOREM "gorszej jakości". Istotne są emocje z jakimi odbieramy feminatywy, choć już słowniki sprzed stu lat podają formy żeńskie jako po prostu neutralne. Czasem samo dodanie końcówki żeńskiej zmieniałoby sens słowa - SEKRETARZ i SEKRETARKA to jednak nie to samo, a jeszcze bardziej np. DRUKARZ i DRUKARKA. Rzeczowniki pospolite jako nazwy zawodów często powstawały w czasach gdy nie używaliśmy jeszcze feminatywów - tłumaczy Aneta Korycińska.
- Język służy nam do komunikacji, ale wyraża też światopogląd, dlatego nie możemy w nim niczego narzucać, bo naturalną reakcją będzie odrzucenie. Jeśli kobieta chce, by używać wobec niej żeńskich końcówek, należy to uszanować, jeśli jednak woli być po prostu PIAROWCEM - trzeba ją tak nazywać. Są też formy inkluzywne wobec np. osób niebinarnych, które pozwalają w ogóle nie wskazywać płci np. OSOBY STUDIUJĄCE, ale czujemy wtedy sztuczność, nie powiemy przecież UCZNIOWIE, UCZENNICE i OSOBY UCZĄCE SIĘ, także dlatego że podstawą języka jest ekonomia komunikatu i jego szybkość. Warto więc po prostu znać osoby, które z nami pracują i dostosować komunikat do tego co sobie życzą, a czego nie. To wyraz szacunku do tej osoby. Faktem jest jednak, że sytuacje oficjalne w tym aspekcie są trudniejsze np. w oficjalnych pismach feminatywy nie występują. One nas dziwią przede wszystkim dlatego, że nie jesteśmy z nimi osłuchani. Język polski jest pod tym względem trudniejszy niż np. niemiecki, gdzie po nazwie zawodu dodajemy po prostu -in - dodaje.
- Niektórzy panowie w wieku 50+ mają jakiś szczególny problem z feminatywami. Pamiętam jak pewien polityk oburzał się na polityczkę, bo - jego zdaniem - słowo POSŁANKA niszczy język polski. Pytanie co tak naprawdę ich boli, skoro przecież feminatywy... nie są stosowane wobec nich. Może chodzi o to, że niektórzy uznają jednak pewne zawody za zastrzeżone dla mężczyzn, kobieta jest w nim intruzem, jej obecność uzasadniają nie umiejętności, a np. dbanie o parytet. Końcówki żeńskie bywają nawet traktowane przewrotnie np. "jak mamy traktować was jednakowo, skoro chcecie innych form?" Język się ciągle zmienia, a my zmieniamy naszą percepcję. Używamy słowa BIZNESMEN i odruchowo BIZNESMENKA, bo często nie uświadamiamy sobie tej cząstki "men". KOBIETY BIZNESU jednak nie brzmi, blisko stąd do SUKCES NA OBCASACH. BIZNESMENKA może oznaczać kobietę, która osiągnęła sukces w branży nieoczywistej dla jej płci, może więc mieć nawet dobre intencje, ale to jednak niezręczność - wskazuje Aneta Korycińska.
- Musimy dać przyzwolenie, że przez lata, gdy będziemy upowszechniać feminatywy, ludziom będą się zdarzały wpadki. Językoznawcy mówią, że takie zmiany zajmują pół wieku, ale już widać że w naszych czasach język zmienia się szybciej, głównie za sprawą social mediów np. młodzieżowe sformułowania sprzed 20 lat dziś trącą myszką. Wpisy polityków na Twitterze sprzed dwóch lat, zszokowanych że ktoś użył żeńskiej końcówki, dziś już trochę dziwią - mówi.
- Szklany sufit dla kobiet wciąż występuje w wielu zawodach, nawet w tak neutralnych jak szkoła. O ile np. w szkołach "państwowych" jest odgórnie wyznaczana stawka nauczyciela za lekcję, to już w szkołach społecznych czy prywatnych bywa ona zależna od płci. Zdarza się że decydują o tym... DYREKTORKI czyli kobiety. Trzeba mieć nadzieję że ewolucja języka przyspieszy zmianę świadomości nas wszystkich także w kwestii szans i płac - podsumowuje Aneta Korycińska.
Rozmawiał Wojciech Szeląg