Zmiany w projekcie ustawy wiatrakowej uniemożliwią 8 na 10 planowanych inwestycji

- Ustawa odległościowa w pierwotnym kształcie może podwoić produkcję energii z wiatru. Wprowadzone w niej zmiany gwarantują nam regres, a już wkrótce energii zacznie w Polsce brakować - uważa Szymon Kowalski, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

  • Rządowy projekt ustawy uzgodniony z branżą: odległość turbin wiatrowych od zabudowań to min. 500 metrów
  • Posłowie zmienili w projekcie 500 metrów na 700 metrów
  • Zmiana wyklucza 84 proc. zaplanowanych inwestycji w energetykę wiatrową
  • W czterech województwach budowa elektrowni wiatrowych będzie zupełnie niemożliwa
  • Konieczność tworzenia nowych planów opóźni inwestycje o 5-6 lat

Pozornie mała zmiana - ogromne konsekwencje

Jak wskazał rozmówca Interii Biznes, zmiana minimalnej odległości wiatraka od zabudowań z 500 na 700 metrów "tylko pozornie jest mało znacząca". 

Reklama

- W istocie oznacza to ograniczenie lokalizacji turbin wiatrowych aż o 84 proc. Utrzymanie pierwotnie proponowanej przez rząd odległości 500 m oznaczałoby szansę na szybką budowę 12-14 gigawatów nowych wiatraków na lądzie czyli więcej niż podwojenie obecnych polskich mocy tego typu. W wersji 700 metrów będą to raptem 3-4 gigawaty - powiedział Szymon Kowalski. - Co więcej, ze względu na gęstość zaludnienia i duże rozdrobnienie budownictwa w czterech województwach do kosza trafią wszystkie przygotowane plany - to mazowieckie, kujawsko-pomorskie, śląskie i małopolskie. W tych czterech regionach nie będzie można zbudować żadnej nowej elektrowni wiatrowej - dodał. 

Grozi nam strata kolejnych 5-6 lat

Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej stwierdził, że Polska w latach 2025-2026 może zmagać się z niedoborami energii.

- Zasada 500 metrów, która znalazła się w projekcie rządowym, była kompromisem między potrzebami społeczności lokalnych, a inwestorami. Pozwalała na bardzo szybką budowę znacznej liczby turbin, których - ze względy na kryzys energetyczny - tak bardzo dziś potrzebujemy. W latach 2025/2026 może po prostu brakować u nas mocy. W wyniku uchwalonej w 2016 roku tzw. ustawy odległościowej wszystkie miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego przewidujące lokalizację elektrowni wiatrowych stały się niemożliwe do wykorzystania. Dużą ich część sporządzano z uwzględnieniem minimalnej odległości 500 metrów, która przed 2016 rokiem nie była prawem, ale dobrą praktyką - mówił ekspert. 

Kowalski dodał, że w przypadku wydłużenia odległości od wiatraków z 500 do 700 metrów już zaplanowane inwestycje nie będą mogły zostać zrealizowane. 

- Obszary przewidziane pod lokalizację elektrowni wiatrowych zostały przebadane środowiskowo, mają podpisane umowy dzierżawy i akceptację społeczną. Przez lata wstrzymywano na nich powstanie zabudowy mieszkaniowej. Jeśli wygra "wariant 700 metrów" tych planów nadal nie będzie można wykorzystać, będą musiały powstać nowe, powtórzenie tej procedury zajmie minimum 2-3 lata, a całej inwestycji nawet 5-6 lat - podkreślił. 

Co z referendami?

- Mamy w Polsce bardzo duże poparcie dla energetyki wiatrowej - 80 proc. jest na tak, 10 proc. się waha, a tylko kilka proc. Polaków mówi "nie" energii z wiatru i... to oni de facto decydują! Podnoszone są różne argumenty, ale nie znamy żadnych konkretnych. Badania naukowe wskazują brak negatywnych skutków działania turbin, a ich rzekomy hałas przy odległości 500 metrów to fikcja - podkreślił nasz rozmówca. 

Szymon Kowalski uważa, że organizacja referendów lokalnych w sprawie budowy wiatraków byłaby trudna do realizacji. 

- Nie boimy się ewentualnych lokalnych referendów ws. budowy turbin wiatrowych, ale to pomysł trudny do realizacji ze względu na koszty. Wiemy od samych gmin że zwyczajnie ich na referenda nie stać. Mówimy o małych gminach wiejskich dla których wydatek kilkudziesięciu tysięcy złotych jest zbyt duży i po prostu nie będą ich organizować. A przecież ustawa i tak przewiduje budowę tylko tam, gdzie pozwala na to plan zagospodarowania i wymaga szerokich konsultacji społecznych. To zabezpiecza interesy mieszkańców gminy - jeśli nie będą chcieli wiatraków, to po prostu nie zgodzą się na wpisanie ich do planu miejscowego - uważa wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. 

- Wydawało się że osiągnęliśmy kompromis, rząd skierował do Sejmu uzgadniany przez kilka lat projekt ustawy, teraz wierzymy w racjonalne myślenie parlamentarzystów - podsumowuje Kowalski. 

Rozmawiał Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »