Wojciech Białek: Zwycięstwo nad wirusem przyniesie rynkom zagrożenie
- Amerykańską giełdę czekają prawdopodobnie gorsze czasy. Nowy prezydent Joe Biden zapowiadał podnoszenie podatków dla korporacji i dla najbogatszych, a takie decyzje przekładają się na rynki. Wzrost będzie stopniowo wyhamowywać, coraz częściej będą pojawiać się korekty. W pierwszej połowie 2022 roku możliwa jest bessa - ocenia w rozmowie z Interią w cyklu "Rozmowy na Nowy Rok" Wojciech Białek, znany analityk giełdowy współpracujący z Domem Maklerskim Banku BPS.
Monika Borkowska, Interia: Czy zmiana na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych wpłynie na amerykańską giełdę?
Wojciech Białek, analityk giełdowy współpracujący z Domem Maklerskim Banku BPS: - Z pewnością tak, za sprawą decyzji podejmowanych przez nową administrację. Ale przyjrzyjmy się najpierw, jak rozwijała się sytuacja w tego typu przypadkach historycznie. Gdyby szukać analogii w notowaniach indeksu S&P 500 na przestrzeni dwóch latach poprzedzających wybory prezydenckie, to od czasów Wielkiego Kryzysu najbardziej podobne były lata 1978-1980. W 1980 r. do wyborów startowali Jimmy Carter, który walczył o drugą kadencję i Ronald Reagan. Reagan wygrał, bo w 1980 r. gospodarka wskutek szoku naftowego weszła w recesję. To odebrało szansę na reelekcję Carterowi, bowiem od stu lat żaden prezydent, który na dwa lata przed wyborami mierzył się z recesją, nie wygrał ponownie wyborów.
Analogia dość nieoczywista, wtedy zwyciężył republikanin, teraz demokrata.
- Faktycznie Reagan z Bidenem się nie kojarzą, poza tym, że obaj byli najstarszymi prezydentami w historii USA. To raczej Donalda Trumpa można porównywać z Ronaldem Reaganem. Jeden wchodził z hasłem wyborczym "Make America Great Again, a drugi "Let’s Make America Great Again". Poza tym obaj cieszyli się wcześniej popularnością jeszcze poza scena polityczną. Jeden był aktorem w westernach, drugi telewizyjnym celebrytą. Ale na poważnie - podobieństwo ówczesnej i obecnej sytuacji może wynikać z tego, że i w jednym i w drugim przypadku Stany Zjednoczone stanęły przed ogromnym wyzwaniem związanym z trwającą recesją, która doprowadziła do tego, że wszystkie wskaźniki równowagi finansowej - deficyt handlowy, budżetowy, saldo obrotów bieżących - eksplodowały do niespotykanych rozmiarów.
Ale bez względu na to, czy wygrałby Trump czy Biden, obaj musieliby stawić czoła recesji.
- Tak, tyle że demokraci bardziej skłonni są podnosić podatki, zmniejszać poziom zróżnicowania społecznego. Tymczasem Trump obniżył podatki dla korporacji, co pozytywnie wpłynęło na rynek akcji. Bardzo prawdopodobne jest, że Joe Biden w obliczu rosnącego deficytu budżetowego, zdecyduje się na zacieśnianie polityki fiskalnej. Moim zdaniem w ciągu półtora roku optymizm co do dalszych perspektyw amerykańskiego rynku akcji będzie coraz mniejszy.
Realny jest scenariusz nagłego załamania na amerykańskich giełdach?
- Ostatni wzrost indeksu S&P 500 obserwowany od marca ubiegłego roku był spektakularny - indeks zwyżkował o 80 proc. To jeden z sześciu najbardziej dynamicznych dziesięciomiesięcznych wzrostów w okresie ostatniego półwiecza. W żadnym z poprzednich tego typu przypadków po takim wystrzale do góry nie nastąpiła od razu trwała zmiana kierunku na spadkowy. Zanim trend się zmieni, rynki czeka spadek dynamiki wzrostu. Przejście do bessy nie powinno nastąpić w najbliższym czasie. Oczywiście, trzeba się liczyć ze spadkami, czasem dotkliwymi, ale one na razie będą tylko korektą.
Kiedy w takim razie dojdzie do trwałej zmiany trendu?
- Słabnięcie dynamiki amerykańskich indeksów może przełożyć się na bardziej regularną bessę w pierwszej połowie 2022 roku. Być może będzie to właśnie związane z wprowadzaniem przez amerykański Kongres działań odwracających obniżki podatków korporacyjnych wprowadzone przez Donalda Trumpa czy z innymi niepopularnymi decyzjami przywracającymi stan równowagi w gospodarce.
Co z pakietem pomocowym ogłoszony przez Joe Bidena? Nie wesprze rynków?
- Pakiet pomocowy to część kampanii wyborczej. W pierwszym momencie w trakcie recesji rządy starają się wspomóc gospodarkę, ale to odbywa się kosztem wzrostu zadłużenia i deficytu. Na dłuższą metę to jest nie do utrzymania. Gdy dane gospodarcze zaczną się poprawiać, ton się zmieni. Trzeba będzie zacząć gromadzić pieniądze, by spłacać długi.
Koronawirus będzie jeszcze wpływać na rynki?
- Trzymam się wersji, że szczepionka okaże się skuteczna i uda się opanować pandemię. Poza tym taka na przykład epidemia grypy Hiszpanki miała trzy fale - pierwszą słabą wiosenną, drugą bardzo silną jesienną i trzecią, na kolejną już wiosnę, ale słabszą od jesiennej. Później choroba ustąpiła. Podobnie może zdarzyć się i w tym przypadku. To wiąże się z nabywaniem odporności przez dużą część społeczeństwa lub z ewolucją wirusa. Stopniowy spadek zjadliwości zarazy jest typowy przy takich procesach. Wirus, nie zabijając nosiciela, zwiększa szanse na rozprzestrzenianie się. Staje się tym samym mniej groźny i spada do poziomu zwykłego przeziębienia.
- Oczywiście nie pozostanie to bez wpływu na giełdy. Gdy zostanie ogłoszone zwycięstwo nad wirusem, przed rynkami pojawi się zagrożenie. W myśl starej zasady inwestora należy kupować akcje gdy leje się krew. Gdy pandemia zostanie pokonana, trzeba będzie zapewne akcje sprzedawać.
Rozmawiała Monika Borkowska
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze