Tarcza finansowa PFR: Teraz przygotowania do umorzeń subwencji
Łączna wypłacona kwota z tarczy finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju wyniosła 60,5 mld zł, a 89 proc. firm, które złożyły wnioski - uzyskały subwencje. Po rozpatrzeniu odwołań ta kwota może się zwiększyć o 1 mld zł.
W lipcu zakończyła się możliwość wnioskowania o pomoc z tarczy finansowej PFR dla mikro, małych i średnich firm. Otrzymało ją 345 tys. przedsiębiorstw zatrudniających 3,1 mln pracowników. To jest połowa wszystkich mikro- i małych, co pokazuje jaka duża ich część została dotknięta kryzysem. Średnia kwota subwencji dla MSP wyniosła 576 tys. zł, a dla mikrofirm 69 tys. zł.
- Te wyniki są zgodne z przewidywaniami, bo w kwietniu zakładaliśmy, że będzie to 359 tys. firm. Cele programu zostały spełnione, a najważniejszym była ochrona miejsc pracy. Każda wnioskująca firma wypełniała ankietę ile miejsc pracy uda się uchronić dzięki tym subwencjom i wynika z nich, że tarcza uratowała aż 2,5 mln miejsc pracy - mówił Paweł Borys, prezes PFR podczas konferencji podsumowującej program.
Jak dodał, nie tylko kwota, ale też szybkość udzielania pomocy była w tym procesie kluczowa. Firmy otrzymywały pieniądze średnio w ciągu niespełna 48 godzin, a same decyzje zapadały w ciągu 16 godzin.
Jak podkreśla zarząd PFR, było to możliwe dzięki współpracy z bankami oraz Krajową Izbą Rozliczeniową. Udało się też wprowadzić "kulturę składania oświadczeń przez firmy zamiast obowiązku dostarczania dokumentacji".
- Nie obciążamy przedsiębiorców obowiązkiem dostarczania dokumentów, ale to my je sprawdzamy, w oparciu o dane z ZUS i KAS. Dużą rolę w tym procesie pełnił KIR - dodał Bartosz Marczuk, wiceprezes PFR. W efekcie 89 proc. firm, które złożyły wnioski, dostały pieniądze.
- Wnioski można było składać do końca lipca, ale to nie koniec, bo jeśli zostały negatywnie rozpatrzone, umożliwiliśmy firmom składanie odwołań. One teraz będą rozpatrywane. Zależy nam na tym, żeby nie było ani jednej firmy spełniającej kryteria, która by nie dostała środków - podkreślił Borys. Jak zaznaczył, spornych sytuacji jest relatywnie niewiele jak na skalę programu.
- Otrzymaliśmy 12 tys. odwołań w ramach programu i zakładam, że jeszcze się mogą pojawić jakieś nowe. To ok 3-4 proc., więc relatywnie mało. Ponad 3 tys. jest już rozpatrzonych - podkreślił Borys.
Jak wyjaśnił, jest około 30 typów odwołań, a wynika to między innymi z tego, że jest dużo form działalności, form rozliczeń podatkowych i czasami najróżniejszych indywidualnych przypadków.
- Najczęstsze powody odwołań dotyczyły rozliczeń z ZUS, kwestii ustalania wielkości zatrudnienia, rozliczeń z urzędami skarbowymi. Mieliśmy dużo odwołań wynikających z tego, że firmy się przekształcały albo sytuacji, w których przedsiębiorcy wpisali przez pomyłkę kwoty bez jednego zera albo nawet bez dwóch zer i w efekcie zawnioskowali o dużo niższe kwoty, np. zamiast o 500 tys. zawnioskowali o 5 tys. To były trudne sytuacje, ale staraliśmy się je wówczas rozwiązywać, np. anulowaliśmy te umowy i pozwoliliśmy złożyć ponowne wnioski - tłumaczy Borys.
Teraz PFR przygotowuje się do umorzeń części subwencji, a możliwe jest umorzenie do 75 proc. wypłaconej kwoty. W przypadku mikrofirm zależy to od tego czy będzie prowadzona działalność przez kolejnych 12 miesięcy oraz od tego, w jakiej skali zostanie utrzymane zatrudnienie. W przypadku MSP oprócz tych dwóch czynników, ważna jest jeszcze skala strat na sprzedaży.
Monika Krześniak-Sajewicz