Kiedy Polska wejdzie do strefy euro?

Ivan Miklosz: Zbyt silna integracja może być zagrożeniem dla euro

- Postępująca polityczna i fiskalna integracja strefy euro może być niebezpieczna dla całego projektu euro, zwłaszcza mniej rozwiniętych państw, a w przyszłości Polski - mówi Ivan Miklosz, b. wicepremier Słowacji, który wprowadzał swój kraj do euro w 2009 r.

Polskiemu rządowi Miklosz zaleca pragmatyzm: spełnienie surowych kryteriów przyjęcia wspólnej waluty, bo jest to z korzyścią dla finansów publicznych i całej gospodarki. Tak, by mieć potem komfort decyzji, czy wejść do strefy euro, w zależności od jej przyszłego kształtu.

W latach 2002-2006 oraz 2010-2012 był pan wicepremierem i ministrem finansów. To pan wprowadzał Słowację do strefy euro. Teraz jest pan parlamentarzystą, członkiem komisji budżetowej, finansowej i monetarnej. Jak z perspektywy czasu ocenia pan korzyści i straty wynikające z wejścia Słowacji do strefy euro? Czy decyzja o przyjęciu euro była ekonomiczną i polityczną koniecznością?

Reklama

Miklosz: - Nadal uważam, że przyjęcie euro było dobrą decyzją Słowacji. Z naszego członkostwa w strefie euro odnosimy więcej korzyści niż strat. Wynika to z faktu, że mój kraj jest bardzo małą i bardzo otwartą gospodarką zależną od innych państw Unii Europejskiej i strefy euro.

Czy jesteś za wprowadzeniem euro w Polsce?

Jak te powiązania są odzwierciedlone we wskaźnikach gospodarczych?

- Nasz eksport do UE wynosi ponad 85 proc. całości słowackiego eksportu, do państw strefy euro - ponad 50 proc., a do samych Niemiec - ponad 20 proc.

Co te dane oznaczają w praktyce dla gospodarki i jej rozwoju?

- Dzięki walucie europejskiej mamy wyższy napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. W ubiegłym roku na przykład Volkswagen zdecydował się zainwestować na Słowacji i głównym powodem było właśnie nasze członkostwo w strefie euro. Poza tym kurs euro jest zdecydowanie bardziej stabilny niż korony, czyli naszej narodowej waluty, a dla małej i otwartej gospodarki to bardzo ważne. Czerpiemy korzyści ze stabilności europejskiej waluty, a także z niższych kosztów transakcji w handlu zagranicznym i turystyce. Dzięki euro mamy mniejszą inflację, stopy procentowe i obsługę długu.

Czy Słowacy żałują w jakimś stopniu, że przyjęli euro? Jakie są nastroje w społeczeństwie?

- Nie, Słowacy nie żałują. Oczywiście popularność euro jest mniejsza niż trzy-cztery lata temu, ale to jest normalne. Z jednej strony ludzie obawiają się potencjalnych kosztów i nie podoba im się, że płacą na Grecję, czy ratowanie europejskich banków. Z drugiej strony widzą, że z członkostwa w strefie euro czerpią wiele korzyści i są dumni z tego, że tam jesteśmy.

A jak ocenia pan członkostwo Słowacji w eurolandzie w kontekście kryzysu finansowego?

- Każda moneta ma awers i rewers, swoje blaski i cienie, euro też. W kontekście kryzysu finansowego w strefie euro oczywiście istnieją potencjalne koszty i czynniki ryzyka.

Na przykład?

- Zwłaszcza chodzi o potencjalne koszty operacji ratunkowych (tzw. bailout np. dla Grecji, Hiszpanii czy Irlandii - PAP), ale również potencjalne ryzyko załamania strefy euro. W tym przypadku jednak możemy spodziewać się bardzo poważnego kryzysu, który będzie miał konsekwencje nie tylko dla krajów eurolandu.

Czy uważa pan operacje ratunkowe za zagrożenie? Słowacja nie chciała z początku płacić na pomoc dla Grecji. Wówczas był pan ministrem finansów i mówił, że biorąc pod uwagę zamożność kraju Bratysława płaci dwukrotnie więcej niż bogaty Luksemburg.

- A któż chce płacić? Operacje ratunkowe są kosztowne nie tylko pod względem finansowym, ale i politycznym. Jednym z powodów, dla których z początku nie chcieliśmy udzielić Grekom pożyczki, były nieadekwatnie wysokie koszty, jakie miała ponieść Słowacja w porównaniu z innymi bardziej rozwiniętymi krajami. Teraz w Europejskim Mechanizmie Stabilizacyjnym mamy nowy klucz obliczania składek, który jest zdecydowanie bardziej adekwatny do gospodarczego poziomu krajów euro.

Perspektywa upadku euro wydaje się zażegnana. Są jakieś inne zagrożenia?

- Innym zagrożeniem jest ryzyko nieodpowiedzialnej krajowej polityki gospodarczej, która mogłaby doprowadzić do kryzysu, a następnie poważnym problemem, tak jak teraz w Grecji, może być niemożność dewaluacji pieniądza. Wreszcie zagrożenie może być związane z przyszłą architekturą strefy euro. Zbyt silna pod względem politycznym, fiskalnym i transferowym unia walutowa mogłaby być niebezpieczna dla całego projektu euro, a zwłaszcza dla mniej rozwiniętych państw członkowskich takich jak Słowacja czy Polska.

Na ile jest to faktycznie realne zagrożenie? W jakim wymiarze?

- To będzie zależało od tego, jak negocjacje na temat przyszłej architektury euro będą dalej prowadzone. W tym wymiarze inicjatywa premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, który chce rozmawiać o głównych przeszkodach na drodze do efektywnej konkurencyjności Europy, jest pożyteczna i owocna. Europa przede wszystkim musi zwiększyć swą konkurencyjność. Jestem głęboko przekonany, że silna politycznie, fiskalnie i transferowo unia jest zagrożeniem dla europejskiej konkurencyjności.

Wziąwszy pod uwagę te zagrożenia, czy rekomendowałby pan Polsce wejście do strefy euro? Jakie są ewentualne korzyści?

- Polska gospodarka jest dużo większa od słowackiej, lecz globalnie jest to wciąż mała i otwarta gospodarka. Myślę, że najlepszą strategią dla Polski byłoby być przygotowanym do wejścia do strefy, lecz poczekać chwilę, żeby zobaczyć, jakiego rodzaju strefę euro będziemy mieć w przyszłości. Najlepszą strategią dla każdego kraju chcącego wejść do eurolandu jest przeprowadzenie koniecznych reform, żeby być konkurencyjnym w środowisku globalnym. A później mieć wolny wybór, czy wejść, czy nie.

Chociaż przyjęcie euro przez Polskę jest zapisane w traktacie akcesyjnym, w naszym kraju toczy się w tej sprawie dyskusja, zwłaszcza w kontekście kryzysu finansowego w eurolandzie. Czy uważa pan, że Polska, będąc dużym krajem, może dać sobie radę bez wspólnej waluty? Czy Polska ze względu na swój potencjał mogłaby samodzielnie prowadzić politykę monetarną? Jeśli nie, to dlaczego?

- Nie jestem tego pewien. W przypadku Słowacji było tak, że nie mogła ona prowadzić niezależnej polityki monetarnej, z powodu dobrze znanej trójcy niemożności. Mianowicie, w małej, otwartej gospodarce rynkowej nie można mieć jednocześnie trzech rzeczy: wolnego przepływu kapitału, zorientowanej na inflację polityki monetarnej i stabilnego kursu waluty. Polska jest dużo większa od Słowacji, lecz globalnie wasz kraj nadal jest małą i otwartą gospodarka.

Jakiego rodzaju błędów radziłby pan unikać?

- Wejść zbyt szybko, zanim jeszcze będzie jasne, jaka będzie przyszła architektura strefy euro. Wejść zbyt pochopnie, zanim trwale nie zostaną spełnione kryteria. Wejść zbyt późno, jeśli dwa pierwsze warunki zostaną spełnione.

Rozmawiała Karolina Cygonek

- - - - - - - - -

Polska, tak jak wszystkie kraje UE poza Wielką Brytanią i Danią, musi przyjąć wspólną walutę euro. Na razie jednak nie spełnia większości warunków makroekonomicznych, zwanych kryteriami konwergencji albo kryteriami z Maastricht, które by na to pozwalały.

Unijne traktaty nie określają momentu, w którym należy przestąpić do strefy euro. - W praktyce decyzja dotycząca strategii przyjęcia euro oraz momentu spełnienia kryteriów konwergencji należy od kraju członkowskiego - przypomniał rzecznik komisarza UE ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehna, Simon O'Connor.

Aby przystąpić do strefy euro, kandydujący kraj musi spełnić wyśrubowane warunki stabilizacji gospodarczej. Dotyczą one sytuacji finansów publicznych, stabilności cen, stabilności kursu walutowego oraz konwergencji długoterminowych stóp procentowych. Warunki te muszą być spełnione w sposób trwały. Jeśli tak jest, to państwo jest przygotowane na łagodne wejście do unii walutowej bez ryzyka zakłóceń dla siebie czy też całej strefy euro.

- Polska gospodarka jest otwarta i dobrze zintegrowana. Będzie dobrze przygotowana do tego, by skorzystać z wprowadzenia euro, pod warunkiem, że warunki (konwergencji - PAP) będą spełnione w sposób zrównoważony - powiedział O'Connor.

Oprócz spełnienia warunków makroekonomicznych, konieczne jest wprowadzenie zmian w krajowym prawie, tak by było ono zgodne z traktatami UE. Chodzi głównie o konstytucyjne i ustawowe zapisy dotyczące banku centralnego, gwarantujące jego niezależność.

Wprowadzenie wspólnej waluty pozostaje strategicznym celem polskiego rządu. Jak poinformował pod koniec grudnia ub.r. wiceminister finansów i pełnomocnik rządu ds. euro Jacek Dominik, w 2013 r. Ministerstwo Finansów planuje aktualizować Narodowy Plan Wprowadzenia Euro (NPWE). Trwają prace nad tym dokumentem, który był już prawie ukończony, ale wymaga zmian z powodu podejmowanych w ostatnim czasie nowych decyzji instytucjonalno-prawnych dotyczących strefy euro.

Komisja Europejska co dwa lata rutynowo sprawdza przestrzeganie kryteriów z Maastricht w tych krajach członkowskich, które jeszcze nie przyjęły euro. Zwolnione z obowiązku są tylko Dania i Wielka Brytania, które w traktatach akcesyjnych zastrzegły sobie możliwość utrzymania funta i korony.

W ostatnim raporcie, z maja 2012 r., - Komisja Europejska uznała, że Polska wypełnia kryteria długoterminowych stóp procentowych, ale nie pozostałe cztery - powiedział rzecznik Rehna.

Wśród niespełnionych warunków jest kryterium inflacyjne zakładające trwałą stabilność cen. Średnia roczna inflacja w Polsce mierzona w grudniu 2012 r. w wysokości 3,7 proc. była o 0,9 wyższa od poziomu średniej inflacji w trzech najlepszych pod tym względem krajach UE: Szwecji, Grecji i Niemczech, powiększonego o 1,5 punktu procentowego (2,8 proc.).

KE przewiduje, że polska inflacja będzie utrzymywać się powyżej wartości referencyjnej. Tymczasem Komisja wymaga, by "respektowanie kryterium inflacyjnego było oparte na trwałych podstawach", tzn. że nie może ona nagle wzrosnąć po przyjęciu euro.

Polska ma za to szanse na spełnienie w najbliższym czasie kryterium fiskalnego, zakładającego, że deficyt finansów publicznych nie może przekraczać 3 proc. PKB, a dług publiczny nie może być większy niż 60 proc. PKB.

Wiceminister finansów Wojciech Kowalczyk poinformował podczas obrad komisji finansów publicznych Sejmu na początku stycznia, że według wstępnych szacunków Ministerstwa Finansów relacja długu publicznego do PKB liczona według metodologii polskiej była na koniec ub. r. niższa niż 53 proc., a liczona według metodologii unijnej - niższa od 56 proc.

Komisja Europejska podniosła w listopadzie 2012 r. prognozę deficytu sektora finansów publicznych do 3,4 proc. PKB w 2012 r. i 3,1 proc. w 2013 r. KE ocenia, że Polska zejdzie z deficytem do 3 proc. PKB w 2014 roku.

Przedstawiciele resortu finansów mówią, że w roku 2012 roku deficyt był na poziomie 3,4 proc., w roku bieżącym zbliży się do 3 proc.

Dlatego rząd liczy, że w połowie 2013 r. KE zamknie wznowioną w 2009 roku procedurę nadmiernego deficytu dzięki zastosowaniu elastycznego podejścia. KE dopuściła taką możliwość w ramach tzw. sześciopaku wobec państw, które przeprowadziły reformy emerytalne. Zgodnie z obecnymi wytycznymi, w ramach oceny, czy dany kraj kwalifikuje się do uchylenia procedury nadmiernego deficytu, od deficytu sektora finansów publicznych odejmuje się koszty przeprowadzenia reformy finansów publicznych.

- Komisja oceni sytuację po opublikowaniu zimowych prognoz ekonomicznych, co będzie mieć miejsce pod koniec lutego - powiedział rzecznik Rehna.

Wiceminister finansów i pełnomocnik rządu ds. euro Jacek Dominik poinformował pod koniec grudnia ub.r., że resort finansów szacuje koszty reformy emerytalnej na 0,5 pkt. proc. PKB, więc deficyt sektora finansów publicznych w 2012 roku powinien być poniżej 3 proc. PKB.

Polska nie spełnia kryterium stabilności kursu walutowego. Nie jest w systemie ERM2, czyli trwającym co najmniej dwa lata obowiązkowym "przedsionku do euro" - systemie walutowym, który ogranicza wahania waluty krajowej wobec euro do +/- 15 proc. - Kurs wymiany złotego do euro wykazywał ostatnio większą zmienność - podkreślała KE w maju 2012 r.

Z kolei spełnione jest kryterium konwergencji długoterminowych stóp procentowych, które zakłada, że w ciągu jednego roku przed badaniem średnia nominalna długoterminowa stopa procentowa nie przekraczała więcej niż o dwa punkty procentowe stopy procentowej trzech państw członkowskich o najbardziej stabilnych cenach. "Stopy procentowe oblicza się na podstawie długoterminowych obligacji państwowych lub porównywalnych papierów wartościowych, z uwzględnieniem różnic w definicjach krajowych" - czytamy w traktacie lizbońskim.

"W marcu 2012 r., w ostatnim miesiącu, dla którego dostępne są dane, wskaźnik referencyjny (...) wynosił 5,8 proc.", czemu równa była średnia z 12 miesięcy w Polsce - napisała KE.

W raporcie KE bierze też pod uwagę dodatkowe czynniki, dotyczące "integracji rynków, sytuacji i rozwoju równowagi płatności bieżących" oraz oceny rozwoju "jednostkowych kosztów pracy i innych wskaźników cen".

Według KE, "polska gospodarka jest dobrze zintegrowana z gospodarką UE poprzez powiązania handlowe i inwestycyjne", a sektor finansowy jest zintegrowany z sektorem finansowym UE.

Źle w międzynarodowych rankingach wypada natomiast polskie środowisko biznesowe. W najnowszym globalnym raporcie konkurencyjności (Global Competitiveness Raport 2012-2013) przygotowanym przez Światowe Forum Ekonomiczne Polska plasuje się 41. miejscu (spośród 144). Kolejny rok z rzędu wynik uzyskany przez Polskę jest niższy od średniej europejskiej. Wśród najbardziej problematycznych czynników dla prowadzenia działalności gospodarczej w raporcie wymieniono przepisy podatkowe, restrykcyjne przepisy pracy i nieefektywną biurokrację rządową.

Według KE nieuregulowanymi kwestiami pozostaje m.in. wolne tempo procesów legislacyjnych. Komisja zauważa jednak "pewną poprawę w wymiarze sprawiedliwości", dzięki wprowadzeniu w 2010 r. elektronicznego postępowania upominawczego, co przyspieszyło otwieranie postępowań.

- - - - - - - -

Jednym z warunków przyjęcia euro jest zgodność krajowego prawa z traktatami UE. Polska nie spełnia obecnie tego kryterium. Konieczne są zmiany zapisów w ustawie o NBP i w konstytucji, które uwzględniałyby nową rolę banku centralnego - twierdzi KE.

Aby przystąpić do strefy euro, kandydujący kraj musi spełnić warunki stabilizacji gospodarczej zwane kryteriami konwergencji lub też kryteriami z Maastricht. Dotyczą one sytuacji budżetowej, stabilności cen, stabilności kursu walutowego oraz zgodności długoterminowych stóp procentowych. Warunki te muszą być spełnione w sposób trwały. Jeśli kraj je spełnia, oznacza to, że jest przygotowany na łagodne wejście do unii walutowej bez ryzyka dla siebie czy też całej strefy euro.

Ponadto przepisy prawa krajowego dotyczące polityki pieniężnej muszą pozostawać w zgodzie z traktatami UE. Kryterium tzw. zgodności prawnej wymaga odpowiednich zapisów w prawie bankowym, gwarantujących m.in. niezależność banku centralnego.

Co dwa lata Komisja Europejska publikuje raport konwergencji, w którym ocenia gotowość krajów UE nienależących do strefy euro do przyjęcia wspólnej waluty. W ostatnim raporcie opublikowanym w maju 2012 r. "Komisja Europejska uznała, że Polska wypełnia kryteria długoterminowych stóp procentowych, ale nie pozostałe cztery dotyczące stabilności cen, finansów publicznych, stabilności kursu walutowego oraz zgodności krajowego prawa z wymaganiami traktatowymi" - powiedział PSP rzecznik komisarza ds. walutowych Olli Rehna.

"Polskie prawo, głównie ustawa o Narodowym Banku Polskim i konstytucja RP, nie są w pełni zgodne z wymogiem zgodności +ustawodawstwa krajowego (...) z traktatami i statutem ESBC i EBC+", co określono w art. 131 traktatu lizbońskiego. Obszary, co do których KE ma zastrzeżenia, to: niezależność banku centralnego, dofinansowanie banków przez NBP i integracja NBP z Europejskim Systemem Banków Centralnych (ESBC) w momencie przyjęcia wspólnej waluty - napisano w raporcie.

KE wymienia w nim m.in. "kilka niezgodności i wad" dotyczących niezależności Narodowego Banku Polskiego. "Ustawa o NBP nie zakazuje NBP i członkom jego organów decyzyjnych domagania się lub przyjmowania instrukcji z zewnątrz" - pisze KE. "Wyraźnie nie zabrania ona też rządowi usiłowania wywierania nacisków na członków organów decyzyjnych NBP w sytuacjach, w których może mieć to wpływ na wypełnianie przez NBP obowiązków związanych z ESBC". Według KE jest to niezgodne z art. 130 traktatu lizbońskiego i z art. 7 statutu ESBC i EBC.

Z art. 130 traktatu lizbońskiego wynika, że "w wykonywaniu uprawnień oraz zadań i obowiązków, które zostały im powierzone Traktatamii Statutem ESBC i EBC, ani Europejski Bank Centralny, ani krajowy bank centralny, ani członek któregokolwiek z ich organów decyzyjnych nie zwracają się o instrukcje ani ich nie przyjmują od instytucji, organów ani jednostek organizacyjnych Unii, rządów Państw Członkowskich, ani jakiegokolwiek innego organu".

W raporcie KE zauważa, że zgodnie z art. 23 (1) i (2) ustawy o NBP prezes banku centralnego w imieniu Rady Polityki Pieniężnej "przekazuje Radzie Ministrów i ministrowi finansów projekty założeń polityki pieniężnej". Według KE procedura ta daje możliwość wywierania presji na politykę NBP.

Zdaniem KE, zmian wymaga też art. 9 (3) ustawy o NBP dotyczący składania przez prezesa NBP przysięgi przed Sejmem. Powinien on zostać zrewidowany tak, by "odzwierciedlał status i obowiązki prezesa NBP jako członka odpowiednich organów decyzyjnych EBC". "Ponadto przysięga nie zawiera odwołania do niezależności banku centralnego, o czym mowa jest w art. 130 traktatu lizbońskiego" - pisze KE. Artykuł ten jest wadliwy, a ustawa powinna zostać dostosowana w taki sposób, by była ona zgodna z traktatem lizbońskim i statutem ESBC i EBC.

Zdaniem KE, powody odwołania prezesa NBP wymienione w art. 9 (5) ustawy o NBP wykraczają poza te wymienione w art. 14.2 statusu ESBC i EBC. Wadliwy artukuł polskiej ustawy zawiera dodatkowe podstawy do zwolnienia szefa banku.

Art. 14.2 Statutu ESBC i EBC głosi m.in., że "Prezes może zostać zwolniony z urzędu wyłącznie wówczas, gdy nie spełnia już warunków koniecznych do wykonywania swych funkcji lub dopuścił się poważnego uchybienia". Decyzję prezes może zaskarżyć do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Ponadto, jak pisze KE, z art. 25 (3) ustawy o Trybunale Stanu oraz art. 3 i art. 1 (1)(3) tej ustawy wynika, że podstawą do usunięcia prezesa NBP ze stanowiska może być naruszenie polskiej konstytucji, co jest niezgodne z art. 14.2 statutu ESBC i EBC.

KE chce również zmian w konstytucji dotyczących kontroli działań NBP przez Najwyższą Izbę Kontroli (NIK). Chodzi o art. 203 (1) konstytucji RP, który głosi, że NIK kontroluje działalność NBP "z punktu widzenia legalności, gospodarności, celowości i rzetelności". Według KE NIK nie jest w wystarczająco niezależnym zewnętrznym audytorem, czego wymaga art. 27.1 statutu ESBC i EBC, mówiący o tym, że "rachunki EBC i rachunki krajowych banków centralnych są kontrolowane przez niezależnych rewidentów z zewnątrz".

KE krytykuje też art. 42 ustawy o NBP, w którym wymieniono warunki udzielania kredytu bankom oraz niektóre zapisy Prawa bankowego, które według KE pozwalają NBP na udzielenie "kredytu refinansowego bankom, w celu uzupełnienia ich zasobów pieniężnych" oraz w celu "realizacji programu postępowania naprawczego banku". Według KE taki sposób sformułowania tych zapisów może być interpretowany jako zgoda na udzielanie pożyczek refinansowych bankom przechodzącym proces uzdrowienia, który w niektórych przypadkach może prowadzić do niewypłacalności. Dlatego zdaniem KE w prawie, głównie w art. 42 ustawy o NBP, należy wprowadzić odpowiednie środki prewencyjne i wyraźne zabezpieczenia, by "uniknąć niezgodności z art. 123 traktatu lizbońskiego".

Głosi on, że "zakazane jest udzielanie przez Europejski Bank Centralny lub banki centralne Państw Członkowskich (...), pożyczek na pokrycie deficytu lub jakichkolwiek innych kredytów instytucjom, organom lub jednostkom organizacyjnym Unii, rządom centralnym, władzom regionalnym, lokalnym lub innym władzom publicznym, innym instytucjom lub przedsiębiorstwom publicznym państw członkowskich, jak również nabywanie bezpośrednio od nich przez Europejski Bank Centralny lub krajowe banki centralne ich papierów dłużnych".

Za "wadliwy" KE uznała też w swoim raporcie art. 3 (1) ustawy o NBP. Określono w nim, że "podstawowym celem działalności NBP jest utrzymanie stabilnego poziomu cen, przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej rządu, o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP". Artykuł ten odwołuje się jedynie do polityki polskiego rządu, choć powinien się też odnosić do "ogólnych polityk gospodarczych w UE". Powinny one być nadrzędne wobec polityki gospodarczej polskiego rządu, co określono w art. 127 (1) traktatu lizbońskiego.

Według KE, konieczne jest też uwzględnienie w ustawie o NBP oraz konstytucji RP roli EBC w następujących kwestiach: określania i wdrażania polityki monetarnej, zarządzania operacjami wymiany walut i określania polityki kursów walutowych, emisji monet i banknotów - czym zajmuje się teraz NBP. Nie uwzględniono też roli EBC w funkcjonowaniu systemów płatności, w zbieraniu danych statystycznych oraz w międzynarodowej współpracy bankowej.

- - - - - - - -

- W strefie euro wciąż panuje niepewność, zwłaszcza gospodarcza, więc wchodzenie do niej może wiązać się z ryzykiem. Z drugiej jednak strony, w reakcji na kryzys powstaje unia bankowa, w której lepiej być na pełnych prawach kraju z euro - mówią eksperci.

Ponadto niektórzy z nich wskazują, że Polskę łączą silne więzi z jedną z największych gospodarek strefy euro - Niemcami i dzielenie z nimi wspólnej waluty przyniosłaby polskiej gospodarce wiele korzyści.

Inni wskazują na wciąż obecną niepewność w strefie euro jako na czynnik, który nie skłania do jak najszybszego przyjmowania wspólnej waluty. Bo choć przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy ogłosił niedawno, że strefa euro ma za sobą najgorszy moment kryzysu, to eksperci oraz szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi wskazują, że stabilizacja ta musi jeszcze znaleźć odbicie w wynikach unijnej gospodarki.

- Biorąc pod uwagę wszystkie niepewności, mądrą decyzją byłoby może jeszcze trochę opóźnić pełne członkostwo w strefie euro. Ale z pewnością (...) jeśli jesteś poza strefą euro, nie jesteś w pełni częścią klubu, który reformuje instytucje strefy euro - powiedział Guntram Wolff, wiceszef brukselskiego think-tanku Bruegel.

Elementem reformy strefy euro jest wspólny nadzór bankowy Europejskiego Banku Centralnego, który od marca 2014 r. ma objąć banki eurolandu i banki krajów spoza strefy euro, które do niego przystąpią. Jednak eksperci przestrzegają, że nawet jeśli Polska doń wejdzie, bez wspólnej waluty nie będzie miała w nim "w pełni" równej pozycji. Ponadto ucierpieć może postrzeganie przez rynki krajowych banków względem banków-córek instytucji finansowych z krajów eurolandu.

- W przypadku Polski, gdzie dużą część rynku stanowią właśnie banki-córki banków z zewnątrz, przypuszczałbym, że prawdopodobnie lekko wzrośnie ich przewaga konkurencyjna (...), bo wzrośnie wiarygodność banków strefy euro. Na przykład bank-córka Santandera w Polsce zyska przewagę konkurencyjną wobec rodzimych banków - wyjaśnił Wolff.

Ocenił też, że "w praktyce", zakładając, że decyzje nowego nadzoru będą podejmowane dużą większością, głos Polski spoza euro "nie będzie robił dużej różnicy" i nie będzie miała ona dużego wpływu na głosowane przez wspólny nadzór decyzje.

W opinii głównego ekonomisty innego brukselskiego think-tanku European Policy Centre Fabiana Zuleega, trudno jest dziś przewidzieć konsekwencje wspólnego nadzoru dla krajów spoza euro. - Trudno jest przewidzieć, jak będzie to działać, ale są pewne pytania, jak daleko EBC może wziąć odpowiedzialność i być przydatny dla krajów, które nie są częścią strefy euro (...). Czy będzie to miało duży wpływ w praktyce, nie jestem pewien, ale z pewnością kraje spoza strefy euro będą miały inny status w ogólnej architekturze nadzoru - powiedział Zuleeg.

- Kluczową sprawą nie jest to, ile prawa głosu ludzie będą mieli w systemie. Kluczową sprawą jest, czy EBC będzie rzeczywiście w stanie zaradzić strukturalnym słabościom banków bez względu na kraj: euro czy spoza euro. Możemy być pewni, że EBC podejmie tę rolę w sposób obiektywny i niezależny i tu nie widzę powodów do zmartwień. Ale jest oczywiście polityczna różnica między krajami spoza i ze strefy euro - dodał.

- Pod wieloma względami kraje, które nie przyjęło jeszcze euro, nie siedzą przy stole i nie udzielają się w dyskusji. Myślę więc, że jest w długoterminowym interesie krajów, które chcą w pewnym momencie przyjąć euro, zmierzanie w tym kierunku - podkreślił.

- Na razie dopominamy się poprzez negocjację paktu fiskalnego czy unii bankowej o nasze miejsce przy stole. Wobec tego, że widać determinację, żeby strefa euro się uzupełniła o zupełnie nowe elementy, które oznaczają zupełnie inny poziom integracji, Polska dobrze robi, że przypomina swoje zobowiązanie o wejściu do euro. Ale dobrze również robi, że na wyrost nie określa daty, bo i praca domowa jest do odrobienia i na razie opinia publiczna jest nieprzygotowana. Decyzji politycznej, która łączy się z konstytucją, nie podejmie się w próżni politycznej - trzeba mieć ku temu dostateczną większość parlamentarną, która mam nadzieję wyłoni się w następnych wyborach parlamentarnych - powiedział unijny komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski.

19 lutego Sejm będzie debatować nad przystąpieniem Polski do paktu fiskalnego oraz przyjęciu wspólnej waluty.

Sprawdź bieżące notowania walut na stronach Biznes INTERIA.PL

PAP
Dowiedz się więcej na temat: integracja | pakt fiskalny | euro | strefa euro | zagrożenia | Ivan Miklosz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »