Alarm dla złotego! Trudna obrona waluty w kraju "przyfrontowym" i słabo walczącym z inflacją
Dla złotego najgorszy w tym tygodniu był środowy wieczór i czwartkowy poranek. Nasza waluta szczególnie źle wypadła wówczas w konfrontacji z frankiem, który osiągał absolutne szczyty i kosztował prawie 5,06 zł. Teraz frank jest trochę tańszy. W krytycznym momencie wyjątkowo dużo płacono także za inne waluty - euro zbliżało się do pułapu 4,80 zł, a dolar do 4,90 zł. Dalsza deprecjacja złotego jest bardzo prawdopodobna, jeśli NBP nie wycofa się z sugestii o możliwym rychłym zakończeniu cyklu podwyżek stóp procentowych.
- Szef Fed Jerome Powell nie pozostawia złudzeń, że jest zdeterminowany, by za wszelką cenę rozprawić się z wysoką inflacją w USA - taka deklaracja szkodzi notowaniom akcji na Wall Street, ale pomaga dolarowi
- Podniesienie o 75 punktów bazowych stopy procentowej przez Szwajcarski Bank Narodowy jest najbardziej agresywnym zaostrzeniem polityki monetarnej od dwóch dekad
- Szwajcarzy starają się powstrzymać inflację, która nam może wydawać się śmiesznie niska, bo nieznacznie przekracza 3 proc.
- Joanna Tyrowicz z RPP jest przekonana, że analityków nie zdziwiłoby, gdyby inflacja w Polsce wzrosła do 20 proc.
- Bardzo możliwe, że bez następnych podwyżek stóp procentowych nie poradzimy sobie z obroną naszej waluty. Oby NBP nie stał się zakładnikiem słabnącego złotego - komentuje Łukasz Wardyn z CMC Markets
Rynki światowe uczą się żyć z najnowszymi decyzjami kilku kluczowych banków centralnych. Amerykańska Rezerwa Federalna przystąpiła do bezkompromisowej walki z inflacją i podniosła stopy procentowe o 75 punktów bazowych. Taką samą skalę podwyżki zarządził Szwajcarski Bank Narodowy (SNB), a Bank Anglii podniósł stopy o 50 punktów. Wszystkie trzy instytucje zapowiadają, że szybko nie zakończą cyklu zaostrzania polityki monetarnej.
W Polsce mamy natomiast sugestię prezesa NBP, że "na horyzoncie widać już obniżki stóp". Tymczasem - zdaniem wielu ekonomistów - do naszej bardzo wysokiej, 16-procentowej inflacji w najbliższych miesiącach dodamy prawdopodobnie jeszcze kilka punktów procentowych. Rosnąca dynamika cen i towarzyszące jej zawracanie z obranej drogi w polityce pieniężnej mogą bardzo zaszkodzić złotemu. Tym bardziej, że naszą walutę obciąża jeszcze jeden czynnik - Polska dla inwestorów światowych jest krajem "przyfrontowym", a perspektywa szybkiego zakończenia rosyjskiej inwazji na Ukrainę oddaliła się po ostatnim orędziu Władimira Putina.
Po środowej decyzji Fed o trzeciej z rzędu podwyżce stóp procentowych o 75 punktów bazowych szef banku Jerome Powell nie pozostawia złudzeń, że jest zdeterminowany, by za wszelką cenę rozprawić się z wysoką inflacją w USA.
- Przekaz Powella jest bardzo klarowny. Fed zrobi wszystko, by cofnąć inflację do 2 proc. Ta operacja będzie bolała, może nawet zaszkodzić gospodarce i rynkowi pracy. Moim zdaniem, jakiś rodzaj recesji w Stanach Zjednoczonych jest nieunikniony - komentuje Łukasz Wardyn z CMC Markets.
Ekonomiści BNP Paribas prognozują, że Rezerwa Federalna w czwartym kwartale tego roku podniesie stopy o 125 punktów bazowych i w efekcie znajdą się one w przedziale 4,25-4,50 proc. na koniec 2022 roku. Z komunikatu Fed wyłania się nawet perspektywa stopy funduszy federalnych przekraczającej 4,5 proc. Byłby to poziom ostatni raz widziany jesienią 2007 roku.
Barometrem złych nastrojów na rynkach wywołanych przez twardy kurs monetarny amerykańskiego banku centralnego są spadki indeksów na Wall Street. Zdaniem wielu ekspertów, obecny marsz w dół może sprowadzić S&P500 i inne wskaźniki poniżej minimów wyznaczonych w czerwcu tego roku.
Z drugiej strony, determinacja Fed sprzyja sile dolara - za euro płaci się tylko około 98 centów amerykańskich. Rok temu wspólna waluta kosztowała ponad 1,17 dolara. Analitycy z Wells Fargo prognozują dalsze spadki eurodolara, w miarę zacieśniania polityki przez Fed i pogorszenia się perspektyw gospodarczych w strefie euro.
Dodajmy, że ci sami eksperci są jednak przekonani, że Europejski Bank Centralny nie zejdzie ze ścieżki zaostrzania polityki monetarnej i podniesie stopę depozytową o kolejne 50 punktów bazowych pod koniec października i 50 punktów w grudniu 2022 roku.
Euro przegrywa ostatnio konfrontację także z frankiem szwajcarskim. Za wspólną walutę płaci się około 0,96 franka, podczas gdy rok temu było to prawie 1,09. Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl, jest zdania, że w najbliższych tygodniach wyraźny spadek kursu franka wydaje się mało prawdopodobny, także wobec złotego.
- Jeśli frank miałby tanieć, to za sprawą poprawy nastrojów na globalnych rynkach i w warunkach malejącego zaniepokojenia światowego kapitału sytuacją w Ukrainie. W tym roku głębszy spadek kursu franka aniżeli do 4,80 zł, nawet w optymistycznych scenariuszach, jest mało realny - prognozuje analityk Cinkciarz.pl.
SNB podnosząc stopy procentowe o 75 punktów bazowych zakończył panujący od grudnia 2014 rok okres "ujemnego" pożyczania pieniędzy. Główna stopa wzrosła bowiem z minus 0,25 proc. do plus 0,50 proc. Szwajcarscy decydenci oświadczyli, że nie mogą wykluczyć dalszych podwyżek stóp i że są gotowi interweniować na rynkach walutowych, jeśli będzie to konieczne. W tej chwili w skali globalnej jedynym bankiem centralnym, który pozostał z ujemnymi stopami jest Bank Japonii.
Charakterystyczne jest to, że Szwajcarzy starają się powstrzymać inflację, która nam może wydawać się śmiesznie niska. Nieznacznie przekracza bowiem 3 proc., a SNB spodziewa się wyhamowania dynamiki cen do 2,4 proc. w 2023 roku i do 2 proc. w drugim kwartale 2024 roku.
Dla "frankowiczów" rosnące stopy procentowe i drożejący frank zwiększają raty hipotek. Szacuje się, że Polacy w liczbie 630 tysięcy osób spłacają 370 tysięcy frankowych kredytów mieszkaniowych, a do oddania bankom mają jeszcze 90 miliardów złotych.
Jak wyliczyła firma Expander, czwartkowy ruch SNB w połączeniu z kursem franka wynoszącym około 5 zł, sprawił że rata osoby z kredytem o wartości 200 tysięcy złotych wzrośnie z 1559 do 1646 zł. W wypadku kredytu wynoszącego 400 tysięcy złotych będzie to ruch w górę z 3117 do 3292 zł, a przy kredycie o wartości 600 tysięcy złotych - z 4676 do 4938 zł.
W Polsce od kilku tygodni żyjemy w przeświadczeniu, że cykl podnoszenia stóp procentowych nie musi być kontynuowany, a presja inflacyjna zaczyna słabnąć. Prezes NBP Adam Glapiński oświadczył ostatnio, ze jego zdaniem inflacja może być w przyszłym roku jednocyfrowa i obniżyć się do 5-6 proc. Zwłaszcza, jeśli zostanie utrzymana rządowa tarcza antyinflacyjna i będą wprowadzone "nie tak straszne" podwyżki cen regulowanych. Sugerował też, że "na horyzoncie widać już obniżki stóp".
W połowie września Sejm poparł wydłużenie tarczy antyinflacyjnej do 31 grudnia 2022 roku. Daje ona obniżkę VAT m.in. na żywność, paliwa silnikowe, gaz ziemny i energię elektryczną. Optymistycznie patrzy w przyszłość także minister finansów, Magdalena Rzeczkowska. - Mam nadzieję, że inflacja nie wzrośnie do 20 procent i że te 16,1 procent, może niewiele więcej, to tegoroczny szczyt. Później sytuacja będzie się stabilizować - powiedziała szefowa resortu finansów.
- Optymizm minister finansów może być przesadny, a mówienie, że już kończymy cykl podnoszenia stóp jest przeciwskuteczne. Bardzo możliwe, że bez następnych podwyżek stóp procentowych nie poradzimy sobie z obroną naszej waluty. Oby NBP nie stał się zakładnikiem słabnącego złotego - komentuje Łukasz Wardyn z CMC Markets.
Z dużym dystansem do optymistycznych prognoz gospodarczych podchodzi też członkini RPP Joanna Tyrowicz.
- Analityków nie zdziwiłoby, gdyby inflacja w Polsce wzrosła do 20 proc. w relatywnie krótkim okresie. Żadne analizy nie wskazują, że powrót do celu inflacyjnego NBP nastąpi wcześniej niż w 2024 roku. Ten cel jest w Polsce punktowy i wynosi 2,5 proc. a jednoprocentowe odchylenie jest jedynie dopuszczalne - przypomniała Joanna Tyrowicz.
Jacek Brzeski
***