Krach liry - Turcy zaczynają oszczędzać; luksusowe sklepy pełne turystów z Bliskiego Wschodu

Krach tureckiej liry dotkliwie uderzył po kieszeni mieszkańców ekskluzywnej stambulskiej dzielnicy Nisantasi, a na jej głównej ulicy handlowej, pełnej luksusowych sklepów słynnych międzynarodowych projektantów mody, pojawili się nowi klienci z Bliskiego Wschodu.

- Od dwóch tygodni widzimy w Nisantasi dziesiątki dużych czarnych limuzyn z przyciemnionymi oknami. Wysypują się z nich całe grupy turystów, głównie zakwefionych arabskich kobiet. Sądząc z ilości toreb, z którymi po kilku godzinach wracają, muszą wydawać w Nisantasi bardzo dużo pieniędzy. Widać odpowiadają im nasze ceny - opowiada 45-letni Ercan, który mieszka w Nisantasi.

Ercan jest wykładowcą na jednym ze stambulskich uniwersytetów. On i jego rodzina właśnie wrócili z rocznego pobytu w zachodniej Europie.

Reklama

- Ledwo wróciliśmy, a tu bach... wszystko się posypało. Jesteśmy trochę zaszokowani, bo w naszym przypadku pamiętamy ceny z wiosny 2017 roku, a od tego czasu niektóre produkty żywnościowe poszły w górę o prawie 100 procent - opowiada Ercan.

- Nigdy nie byliśmy rozrzutni, ale teraz uzgodniliśmy z żoną, że musimy być szczególnie ostrożni. To jest dla nas zupełnie nowa rzeczywistość. Będziemy musieli do tego przywyknąć - dodaje.

Na pytanie, czy jego uniwersytet zamierza podnieść mu wynagrodzenie, Ercan rozkłada ręce. - Jesteśmy z powrotem w Stambule od trzech tygodni. Wszyscy są jeszcze na wakacjach. W przyszłym tygodniu mamy Święto Ofiarowania (Kurban Bajram), więc znowu wszystko będzie zamknięte. Dopiero potem zacznie się jakakolwiek dyskusja na ten temat - mówi.

Ercan podkreśla jednak, że pomimo obecnej sytuacji finansowej Turcji nie widzi na ulicach Nisantasi wielkich zmian.

- Oprócz tej wzmożonej aktywności komercyjnej arabskich turystów wszystko wygląda tak samo jak rok temu. Ludzie dalej siedzą w kawiarniach i restauracjach, dalej chodzą na zakupy, dalej karmią bezdomne koty. Może po prostu przywykliśmy do tego stanu niepewności, który od czasu do czasu nawiedza nasz kraj - mówi.

Krótka popołudniowa przechadzka po dzielnicy potwierdza jego słowa. W jednej z najbardziej popularnych restauracji Nisantasi Backhaus wszystkie stoliki są zajęte.

Przy jednym z nich z koleżanką siedzi 30-letnia Irem.

Z zawodu artystka i była właścicielka galerii sztuki w centrum Stambułu mówi, że na razie stara się ignorować to, co dzieje się na zewnątrz jej pracowni. Zrobiła jeden wyjątek, zaraz po tym, gdy lira drastycznie spadła w dół.

- Popędziłam do firmowego sklepu Nespresso, który znajduje się niedaleko stąd, i kupiłam zapas kapsułek do kawy. Miałam rację, bo już następnego dnia ich cena poszła w górę, a ja bez kawy nie mogę pracować - śmieje się Irem.

Przyznaje jednak, że cała sytuacja ją niepokoi. - Razem z moim chłopakiem właśnie otworzyliśmy nową firmę, która będzie udzielać konsultacji w sprawie zakupu dzieł sztuki wielkim korporacjom. Teraz może się okazać, że nie wybraliśmy na to najlepszego momentu.

Główne ulice handlowe Nisantasi, Abdi Ipekci, Rumeli i Valikonagi, są pełne turystów z Bliskiego Wschodu. Są to głównie kobiety, zwykle chodzące w kilkuosobowych grupach. Przed sklepem Louis Vuitton stoi dziewięć kobiet, wszystkie z Arabii Saudyjskiej i jeden mężczyzna, z Kuwejtu.

W samym sklepie jest niewiele osób, ale jego wejścia pilnuje jedna z ekspedientek, która do środka wpuszcza naraz tylko po kilku klientów.

Osoby znajdujące się już w sklepie są najbardziej zainteresowane kultowymi torebkami Louis Vuitton, używając swoich smartfonów nie tylko do ich obfotografowania, ale także sprawdzenia kursu liry i kalkulacji, czy zakupy się opłacą.

Stojący przed sklepem trzydziestoletni Tareq z Kuwejtu mówi, że też chce wejść do środka i sprawdzić ceny.

- Jeśli faktycznie będą lepsze niż u nas, może coś kupię - wyjaśnia. Jednak przyznaje, że chociaż pół dnia chodzi po Nisantasi, do tej pory nic jeszcze nie kupił, ponieważ większość sklepów dostosowała już ceny do obecnego kursu liry.

- Chciałem sobie kupić rolexa, ale teraz to już się nie opłaca, nawet po odliczeniu podatku VAT. Za późno się zorientowałem. Znajomy był w tym samym sklepie tydzień temu i zaoszczędził sporo pieniędzy - mówi Tareq.

Elegancka Amerykanka, która przechodzi obok, potwierdza jego słowa.

"Zakupy w Louis Vuitton też już się nie opłacają. Naprawdę szkoda czasu na tę kolejkę. Podnieśli ceny kilka dni temu. Lepiej iść do sklepów Prady i Salvatore Ferragamo, bo tam jest w dalszym ciągu o jakieś 35 procent taniej niż w Nowym Jorku" - mówi Amerykanka, potrząsając olbrzymimi torbami z logo tych projektantów. "Ale trzeba się spieszyć, bo po weekendzie także oni podniosą ceny" - dodaje.

Sprzedawca w stambulskiej gałęzi luksusowego brytyjskiego domu towarowego Harvey Nichols w galerii handlowej Kanyon w dzielnicy Levent opowiada, że w kilku pierwszych dniach po krachu jego sklep przeżył prawdziwe oblężenie.

- Nawet teraz, chociaż dostosowaliśmy już ceny do obecnego kursu liry, ciągle odwiedzają nas tłumy turystów z Bliskiego Wschodu - mówi. - Mamy sezonową wyprzedaż, ceny są niższe w wielu wypadkach nawet o 50 procent, więc w dalszym ciągu zakupy im się opłacają. Kupują wszystko - ubrania, buty, okulary przeciwsłoneczne, kosmetyki. Każdego dnia wracam do domu wykończony. Na całe szczęście od wtorku będziemy zamknięci (z powodu Święta Ofiarowania).

Sprawdź bieżące notowania walut na stronach Biznes INTERIA.PL

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »