Kryptowaluty. Bitcoin droższy, ale chyba nie na długo

Bitcoin bardzo dobrze zareagował na kurs obrany przez amerykański bank centralny. Jeszcze we wtorek za kryptowalutę płacono mniej niż 37,5 tysiąca dolarów, a od wczoraj osiąga pułap 40 tysięcy. Inwestorzy zyskali pewność, że tempo zaostrzania polityki pieniężnej nie będzie tak szybkie jak się obawiano. Wielu analityków wątpi jednak, by najnowszy wzrost cen walut cyfrowych był trwały.

  •       Bitcoin i ethereum, podobnie jak nowojorska giełda, dobrze przyjęły zapowiadany przez Fed kierunek w polityce pieniężnej
  •       Podwyższone ceny czołowych kryptowalut mogą się jednak nie utrzymać
  •       Warren Buffett znów krytycznie wypowiedział się o bitcoinie, który "nie tworzy żadnej realnej wartości"
  •       Kłopoty finansowe ma Robinhood - platforma inwestycyjna pośrednicząca w handlu kryptowalutami

Inwestorzy kryptowalutowi za obiecującą uznali wypowiedź szefa Fed Jerome Powella o przewidywanym cyklu podwyżek stóp procentowych o 50 punktów bazowych i o mało prawdopodobnych podwyżkach o 75 punktów. Dziś za bitcoina płaci się około 39,5 tysiąca dolarów. Jednak dobry trend w notowaniach najpopularniejszej cyfrowej waluty świata stoi pod znakiem zapytania. Specjaliści analizy technicznej są bowiem zdania, że dopóki kupujący nie przebiją trwale strefy oporu w granicach 39 573 - 40 000 dolarów, a w konsekwencji 42 tysięcy, dopóty presja spadkowa powinna się utrzymywać.

Reklama

Wyjątkowo złe prognozy

Ethereum, czyli drugi "coin" w rankingu światowym, także ruszył w górę po decyzji Fed o podwyższeniu stóp procentowych i rozpoczęciu zacieśniania ilościowego (QT). Jeszcze 3 maja "ether" lokował się poniżej 2 700 dolarów, a teraz kosztuje ponad 2 900. Jednak - jak podkreślają analitycy firmy eToro - perspektywy kryptoaktywów są niepewne. Zawirowania na tym rynku wydają się iść w ślad za innymi aktywami, ponieważ na dłuższą metę inwestorzy odchodzą od bardziej ryzykownych instrumentów, takich jak na przykład akcje spółek technologicznych.

Sygnałem ostrzegawczym stały się kwietniowe notowania "coinów". Miniony miesiąc był spadkowy dla większości głównych kryptowalut. Bitcoin i ethereum traciły kilkanaście procent, natomiast część tokenów oddawała nawet 30-40 proc. wartości. Tymczasem w przeszłości początek drugiego kwartału był zazwyczaj bardzo dobry dla walut wirtualnych. Wyłamanie z tego sezonowego trendu sprawiło, że tegoroczny kwiecień był jednym z gorszych w ponad 10-letniej historii bitcoina.

Popularny analityk kryptowalutowy Nicholas Merten nakreślił w tych dniach "najgorsze scenariusze" dla bitcoina i ethereum. Z jego analizy technicznej wynika, że ostateczny dołek na wykresie bitcoina można znaleźć się na poziomie 30 tysięcy dolarów, a na wykresie ethereum wynieść 2 tysiące dolarów.

Merten zwraca uwagę na fakt, że łączna kapitalizacja dwóch głównych kryptowalut nigdy nie powróciła do średniego poziomu z poprzedniego rynku byka. Jedocześnie pociesza inwestorów, że spadek ceny bitcoina do 10 tysięcy lub 20 tysięcy dolarów jest w tej chwili “całkowicie wykluczony".

Na rynku kryptowalut nie ma jednak tygodnia, by obok złych prognoz nie pojawiały się hurraoptymistyczne. Mike McGlone, analityk Bloomberg Intelligence, powołując się na wskaźniki zmienności oświadczył, że w dalekiej perspektywie bitcoin może wzrosnąć, a następnie ustabilizować się na poziomie 100-krotności ceny uncji złota, co teraz dałoby wartość 180 tysięcy dolarów. Jego zdaniem, "status złota jako magazynu wartości będzie narażony na większą konkurencję".

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Wyroczna z Omaha przeciw bitcoinowi

Niezmiennie wrogo do najpopularniejszej kryptowaluty świata odnosi się Warren Buffett - miliarder i legenda inwestowania. Właściciel majątku szacowanego na 124 miliardy dolarów oświadczył właśnie, że choć nie ma pojęcia, czy cena bitcoina wciąż będzie rosła, to jest pewien, że aktywa cyfrowe nie generują żadnej realnej wartości.

- Gdybyś powiedział mi, że jesteś właścicielem wszystkich dostępnych bitcoinów i sprzedasz mi je za 25 dolarów, to nie wziąłbym ich, bo co bym później z nimi zrobił? A nawet gdybym je kupił, to później w ten czy inny sposób musiałbym ci je odsprzedać. To do niczego nie prowadzi. Mieszkania generują przychody z czynszu, a gospodarstwa rolne dają żywność. Aktywa, aby mieć jakąkolwiek wartość, muszą komuś coś dostarczać - tłumaczył Warren Buffett.

Dodawał, że gdyby miał taką możliwość, od razy wypisałby czek na 25 miliardów dolarów w zamian za 1 proc. wszystkich gruntów rolnych lub mieszkań w USA, ponieważ oba te produkty dają rzeczywistą użyteczność. Nie wydałby jednak nawet 25 dolarów za 100 proc. podaży bitcoina.

Podejścia do bitcoina nie zmienił także 98-letni Charlie Munger, wiceprezes zarządu firmy Berkshire Hathaway i wieloletni partner biznesowy 91-letniego Warrena Buffetta. - Po pierwsze, bitcoin jest głupi, ponieważ nadal istnieje prawdopodobieństwo, że jego wartość spadnie do zera. Po drugie, sprawia, że wyglądamy głupio w porównaniu z komunistycznym przywódcą Chin. Nawet on był na tyle mądry, że zakazał bitcoina w swoim kraju - oświadczył Munger.

Niejednoznaczny JP Morgan

O ile "Wyroczna z Omaha" i jego współpracownik nie zmieniają stanowiska wobec bitcoina, to zrobił to Jamie Dimon, czyli prezes JP Morgan i jeden z największych kryptowalutowych sceptyków. Wcześniej bankier nazywał bitcoina oszustwem na niespotykaną skalę i powtarzał, że nie zamierza wspierać tego sektora, mimo że JP Morgan coraz przychylniej spogląda na kryptowaluty.

W zeszłym tygodniu Dimon przyznał, że choć nadal nie przepada za kryptowalutami i zaleca wzmożoną ostrożność, to każdy ma prawo inwestować w to, co uważa za stosowne. Podkreślił, że kryptowaluty mogą być użyteczne, zwłaszcza przy rozliczaniu płatności międzynarodowych.

- Nie wszystko, co związane z kryptowalutami jest złe. Jeśli chcę wysłać 200 dolarów do przyjaciela w obcym kraju, to mogę to zrobić tradycyjnymi metodami, ale wtedy zajmie mi to dwa tygodnie i będzie kosztować 40 dolarów. Mogę jednak to zrobić za pomocą bitcoina lub innych kryptowalut, a wtedy jest to kwestia kilka sekund - podsumował Jamie Dimon.

Kłopoty Robinhooda

O tym jak niełatwy jest rynek kryptowalut przekonuje się Robinhood - operator bardzo popularnej aplikacji do inwestowania na giełdach. Firma przedstawiła bardzo słabe wyniki finansowe za pierwszy kwartał 2022 roku. W tym okresie spółka miała 143 miliony dolarów straty operacyjnej, podczas gdy rok wcześniej w tym samym czasie osiągnęła 115 milionów dolarów zysku.

Sprzedaż Robinhooda w minionym kwartale spadła o 43 proc., a przychody z obrotu kryptowalutami zmalały o 39 proc. Firma ogłosiła, że zwolni 9 proc. pracowników, aby do końca roku zmaksymalizować rentowność.

Giełdowe notowania Robinhooda wyglądają fatalnie. Dziś za jeden walor spółki płaci się niecałe 11 dolarów. Tymczasem w sierpniu 2021 roku, czyli krótko po giełdowym debiucie, cena dochodziła do 85 dolarów. Wspomniany już Charlie Munger z Berkshire Hathaway nie kryje satysfakcji z niepowodzeń Robinhooda. Jest bowiem zadeklarowanym przeciwnikiem platformy inwestycyjnej, która - według niego - większość zysków osiąga dzięki pobieraniu opłat za przepływ zleceń. Innymi słowy, zarabia na sprzedaż zleceń swoich klientów osobom trzecim.

- To po prostu straszne, że coś takiego spotyka porządnych obywateli chcących zainwestować swoje środki. Jest to dalece niewłaściwe. Nie powinno się zarabiać pieniędzy poprzez korzystanie z nieświadomości swoich klientów - komentował poczynania Robinhooda Munger w 2021 roku. A ostatnio dodał, że "model biznesowy tej firmy był obrzydliwy. Bóg jest coraz sprawiedliwszy. Jest choć trochę sprawiedliwości na tym świecie".

Robinhood odpiera zarzuty. "To bardzo męczące, że pan Munger błędnie postrzega naszą platformę, a także bazę klientów, o której nic nie wie. Nie, Robinhood nie pobiera prowizji. Nigdy tego nie robiliśmy. Munger powinien po prostu powiedzieć to, co naprawdę ma na myśli: jeśli nie wyglądasz, nie myślisz i nie działasz tak jak on, nie możesz nazywać się inwestorem. Chętnie podzielimy się z Mungerem naszymi narzędziami edukacyjnymi, ponieważ wygląda na to, że pogubił się on również w kwestii kryptowalut" - czytamy w oświadczeniu Robinhooda.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kryptowaluta | rynek kryptowalut | bitcoin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »