NBP chce zapanować za rynkiem

NBP chce uchronić budżet przed skutkami wzrostu rentowności "poprzez zwiększenie elastyczności i częstotliwości przetargów" i zapewnić niskie koszty finansowania w polskiej gospodarce. Cóż, problem w tym, że utrzymywanie sztucznie niskich kosztów może utrudnić, a nie ułatwić pozyskiwanie finansowania przedsiębiorstwom i konsumentom.

Rynek kredytowy nie jest powiązany wprost z rentownością obligacji skarbowych, a jedynie pośrednio (banki mogą preferować zakup obligacji oferujących dobrą rentowność, jeśli marże kredytowe są ograniczone na tyle, że nie pokrywają kosztów ryzyka), dlatego komunikat NBP opublikowany w czwartek dotyczy przede wszystkim kosztów finansowania budżetu, a w mniejszym stopniu - w gospodarce.

Na rynku obligacji stało się zaś to, przed czym komentatorzy ostrzegali od dłuższego czasu - rentowności spadły do tak niskich poziomów, że zyski z rynku obligacji pochodziły już tylko z rosnących cen.

Reklama

Gdy ceny przestały rosnąć inwestorzy przestali zarabiać i wycofują się z rynku, co podbija rentowności, a tłumaczone jest również obawami o wzrost inflacji (obawy te wciąż mają jednak wymiar akademicki).

Polskie fundusze długoterminowych obligacji w skali miesiąca są 2 proc. na minusie, ale w USA straty tego rodzaju funduszy sięgają już 20 proc. w skali siedmiu miesięcy - przy takich wynikach trudno przekonać właścicieli oprocentowanych na zero depozytów, że fundusze obligacji to pewna, oferująca stabilny zysk inwestycja, a ci, którzy wciąż są obecni na rynku mogą myśleć o jego opuszczeniu, zanim straty urosną jeszcze bardziej.

Zapowiedź zwiększenia zaangażowania NBP na rynku możemy odczytać jako próbę zahamowania wyraźnego już trendu wzrostu rentowności, ale - o ile NBP nie zamierza stać się głównym kredytodawcą budżetu - ta próba skazana jest na niepowodzenie.

Rentowności naszych obligacji zależą bowiem w głównej mierze od sytuacji na rynkach bazowych, a tam rentowność rośnie. I prawdopodobnie będzie rosła nadal, zwłaszcza dla papierów na długim końcu krzywej. Rządom i sprzyjającym im bankom centralnym zależy bowiem głównie na krótkoterminowych papierach, którymi rządy finansują większość zadłużenia (podobnie jest w Polsce).

Trudno uzasadnić powód, dla którego rentowności polskich obligacji miałyby być niższe niż amerykańskich, a tak stało się już obecnie. Z perspektywy globalnego gracza amerykańskie papiery, nominowane w dolarach, ale też i w EUR, są bezpieczniejszą lokatą. Dlatego NBP nie jest w stanie tej tendencji zatrzymać (w piątek rentowności w Polsce ponownie rosły ignorując komunikat), a grając przeciwko rynkowi tylko naraża budowaną przez dekady reputację. Choć perspektywa wkroczenia na rynek i wykazania inwestorom, że są w błędzie, jest z pewnością kusząca.

Przyszłości oczywiście nie znamy. Rentownościom amerykańskich 30-latek brakuje kilku punktów by znaleźć się najwyżej od półtora roku, już teraz są wyżej niż przed pandemią. Bez zdecydowanych działań po stronie popytu (a może je zapewnić już chyba tylko Fed) trudno będzie tę spiralę zatrzymać. Jak w każdej bańce - jej budowanie trwało latami, ale kiedy pojawia się ryzyko pęknięcia, wszyscy chcą być jak najbliżej wyjścia.

Remedium trudno będzie znaleźć - od czterech dekad koszty finansowania spadają i na rynku nie ma doświadczonych inwestorów, którzy pamiętają czasy trwale rosnących rentowności (w latach 1941-1981). Osiągniecie szczytu zbiegło się w czasie z rozpoczęciem walki z inflacją.

Póki co komunikaty z banków centralnych bagatelizują jej ryzyko, co napędza teorie o celowym działaniu (tylko tak można zbić relację długu do PKB). Ale prawdą jest także i to, że rynek jest wyprzedany (na tygodniowym wykresie 30-latek USA poziom wyprzedania jest najwyższy od 15 lat) i korekta jest możliwa i bez mobilizacji NBP.

Emil Szweda, Obligacje.pl

 Nie czekaj do ostatniej chwili, pobierz za darmo program PIT 2020 lub rozlicz się online już teraz!

Rynek długu

Po czwartkowych spadkach o kilka punktów bazowych rentowności krajowych 10-letnich SPW wróciły w piątek do okolic 1,55 proc.

- W przyszłym tygodniu rynek długu będzie czekał na środową decyzję Fed, nowe prognozy makroekonomiczne i preferencje członków co do przyszłości stóp procentowych w następnych latach. O ile werbalne próby zatrzymania trendu wzrostowego na rentownościach były mało skuteczne, to komunikat, że szanse na podwyżki stóp są małe - być może pozwoli zejść rentownościom trochę niżej - powiedział Marcin Sulewski.

Ekonomista zwrócił uwagę, że po czwartkowym komunikacie EBC o zwiększeniu tempa skupu aktywów, rentowności przejściowo mocno spadły, jednak w piątek cofnęły ten ruch.

- Podejmując te działania banki centralne nie chcą odwrócić trendu rosnących rentowności lecz chcą, żeby przebiegał trochę wolniej i nie był tak gwałtowny. Jeżeli we środę komunikat Fed przełoży się na spadki rentowności, w kolejnym tygodniu krajowe 10-latki mogą znaleźć się w okolicy 1,45 proc. W przeciwnym razie od góry ogranicza nas 1,68 proc. - ocenił. Na rynkach bazowych dochodowość amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych wynosi 1,621 proc. (+9,4 pb), a niemieckich -0,298 proc. (+3,5 pb).

PAP

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: rynek obligacji | obligacje skarbowe | NBP | inflacja w Polsce
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »