Waluty po wyroku TSUE. Frank spadnie poniżej 4 złotych?
Analitycy BNP Paribas przewidują, że jeszcze w tym roku cena franka szwajcarskiego może spaść z dzisiejszych 4,13 zł do 3,85 zł. Prognozują też spadek notowań dolara z 3,76 zł do 3,62 zł. Jednak złoty nie do wszystkich walut będzie się wzmacniał - eksperci mBanku zakładają, że euro do końca tego roku pozostanie w przedziale 4,50-4,68 zł.
BNP Paribas podkreśla, że kluczową kwestią dla kierunku notowań kursu franka do złotego będzie rozwiązanie sprawy kredytów frankowych. Możliwe bowiem, że dojdzie do ich konwersji na kredyty złotowe. W zeszłym tygodniu Trybunał Sprawiedliwości UE potwierdził, że jeśli klauzule w umowach były abuzywne (niedozwolone), to należy uznać je za nieistniejące. Jednak w sprawie skutków "wymazania" klauzul unijny trybunał odesłał do polskich sądów. Rynki czekają więc teraz do 11 maja na wyrok Sądu Najwyższego.
Wielu ekonomistów jest zdania, że w wypadku zamiany kredytów z frankowych na złotowe kluczową role do odegrania będzie miał NBP, który powinien udostępnić bankom swoje rezerwy, aby te chcąc domknąć pozycje walutowe nie musiały kupować franka na rynku.
"Newralgiczny pozostanie potencjalny udział NBP w procesie, który mógłby bankom zagwarantować dostęp do szwajcarskich franków. W wypadku realizacji konwersji bezpośrednio na rynku przez banki, bez pośrednictwa NBP, złoty mógłby dynamicznie tracić. Z drugiej strony, po okresie prawdopodobnie zwiększonej zmienności, czynniki fundamentalne spowodowałyby umocnienie krajowej waluty" - czytamy w raporcie BNP Paribas.
BNP Paribas spodziewa się spadku kursu waluty Helwetów pod koniec 2021 roku do poziomu 3,85 zł z obecnego 4,13 zł. W nieco bliższej perspektywie - na koniec tego kwartału - frank ma się osunąć do poziomu 4,02 zł. Duże znaczenie dla realizacji tego scenariusza będzie miała bardzo prawdopodobna interwencja walutowa Szwajcarskiego Banku Centralnego. Helweci ciągle obawiają się, że zbytnie umocnienie franka zaszkodzi ich gospodarce. Od dłuższego czasu szwajcarska główna stopa procentowa jest utrzymywana na niezbyt konwencjonalnym poziomie - minus 0,75 proc.
Z drugiej strony, na niekorzyść złotego działałoby ewentualne przedłużanie się pandemii i opóźnione ożywienie gospodarcze. Nie można też wykluczyć, że NBP zdecyduje się - tak jak pod koniec 2020 roku - interweniować w celu osłabienia złotego.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Eksperci BNP Paribas kilka tygodni temu trafnie przewidzieli spadek wartości dolara w momencie, gdy pod koniec marca był wyjątkowo mocny i zbliżył się nawet do 4 zł, choć jeszcze w połowie grudnia 2020 roku kosztował niewiele więcej niż 3,60 zł. Dziś za amerykańską walutę płaci się 3,76 zł.
"Spadek kursu jest zgodny z naszymi oczekiwaniami. Na koniec drugiego kwartału tego roku spodziewamy się notowań w okolicach 3,79 zł, natomiast w perspektywie końca 2021 roku będzie to poziom 3,62 zł" - czytamy w raporcie BNP Paribas.
Analitycy banku podkreślają, że na kwietniową deprecjację dolara amerykańskiego wpływ miał spadek awersji do ryzyka, co przełożyło się na odpływ kapitału. W dodatku, do inwestorów dotarły jednoznaczne zapewnienia ze strony Fed o braku podwyżek stóp procentowych w najbliższym czasie, mimo poprawiających się danych makroekonomicznych.
Z kolei wsparciem dla złotego pozostają: wysoka nadwyżka na rachunku bieżącym, oczekiwany duży wzrost polskiego PKB, relatywnie dobra sytuacja budżetowa i zadłużeniowa na tle państw strefy euro oraz zaawansowany proces szczepień, który obniża ryzyko kolejnych fal pandemii oraz przyspiesza luzowanie obostrzeń.
Wśród przyczyn potencjalnego wzrostu kursu dolara analitycy BNP Paribas wymieniają: ewentualną eskalację pandemii w Polsce, obniżkę stóp procentowych NBP, interwencje słowne przedstawicieli RPP, a także wysoki popyt na dolara, gdyby z jakichś powodów znów zaczął być traktowany jak "bezpieczna przystań".
Najbardziej stabilną walutą wobec złotego wydaje się być euro. Zdaniem analityków mBanku - tak jak w ostatnich miesiącach - powinniśmy nadal widzieć jej wahania w zakresie 4,50-4,68 zł. Eksperci bankowi przypominają, że wspólna waluta kontynuuje długoterminowy trend wzrostowy zapoczątkowany jeszcze na przełomie 2017 i 2018 roku, gdy za euro trzeba było na rynku płacić około 4,13 zł. Teraz mamy poziomy powyżej 4,50 zł. Nie są one przypadkowe, gdyż pod koniec zeszłego roku NBP interweniował, by nie dopuścić do spadku kursu poniżej tej granicy.
Analitycy mBanku uważają, że w tym roku należy spodziewać się raczej aprecjacji euro wobec złotego. "Problem niskich realnych stóp procentowych w Polsce sam nie zniknie, a RPP nie jest zainteresowana jego rozwiązaniem. Istnieje także kwestia coraz wyższej inflacji i niejasności prawnych związanych z kredytami frankowymi" - czytamy w raporcie mBanku.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Jacek Brzeski
***