Waluty: Wstrząs na rynku kryptowalut, bitcoin w amoku
Jeszcze raz okazało się jak bardzo podatny na gwałtowne zmiany jest rynek altcoinów. Wczoraj w ciągu zaledwie kilku godzin bitcoin potaniał z 42 tysięcy dolarów do 30 tysięcy, po czym odrobił prawie wszystkie te straty. Podobnie było z kilkoma innymi cyfrowymi walutami. To zapewne nie koniec emocji, skoro analitycy francuskiego banku Natixis ogłosili, że wartość fundamentalna bitcoina to okrągłe zero.
Nie tylko bitcoin wczoraj zadziwiał. Właściciele dogecoinów też mieli swój rollercoaster, gdyż ich "moneta" pokonała dystans z 42 do 21 centów, a potem poszła w górę o kilkanaście centów. Jak uczy doświadczenie, kilkudziesięcioprocentowe zmiany wartości kryptowalut nie są czymś nadzwyczajnym, ale wcześniej nie dochodziło do nich w takim krótkim czasie. Warto dodać, że jeszcze w połowie kwietnia za bitcoina płacono 64 tysiące dolarów, a zaledwie dwa tygodnie temu "doge" kosztował ponad 70 centów.
Wczoraj w momencie, gdy handlem kryptowalutami rządziły krańcowe emocje, wielu ekspertów przedstawiało swoje prognozy. Potem okazywało się, że nawet najbardziej wytrawni z nich grubo się mylili. To jeszcze jeden dowód jak mało przewidywalny jest ten rynek.
Mike Novogratz, słynny właściciel funduszu inwestycyjnego Galaxy Digital opartego o cyfrowe aktywa, był przekonany, że środowe spadki bitcoina zatrzymają się na poziomie 40 tysięcy dolarów. Twierdził, że po tym jak kryptowaluta zostanie wyjęta ze "słabych rąk" drobnych inwestorów, inwestorzy długoterminowi odkupią ją po atrakcyjnych cenach.
Powoływał się na podobieństwo do wydarzeń z przełomu lutego i marca, kiedy to bitcoin spadł z 57 tysięcy do 45 tysięcy dolarów, a potem szybko przekroczył pułap 60 tysięcy. Novogratz zapewne był zaskoczony wczorajszym spadkiem kursu do prawie 30 tysięcy dolarów, ale druga część jego prognozy (o łapaniu dołków przez dużych inwestorów) chyba nie jest pozbawiona podstaw.
Z kolei legendarny inwestor Peter Brandt, który przewidział osiągnięcie przez bitcoina szczytu w 2018 roku uznał, że skoro notowania kryptowaluty znalazły się poniżej poziomu 40 tysięcy dolarów, to otworzyła się droga do jeszcze poważniejszej deprecjacji i cena może spaść do 16 tysięcy dolarów. Ten scenariusz, przynajmniej na razie, nie jest realizowany.
Wiele wskazuje na to, że już na początku tego tygodnia całkiem trafną prognozę przedstawił Vijay Ayyar, szef działu rozwoju biznesu na giełdzie kryptowalut Luno. Stwierdził bowiem, że 30-40-procentowe cofnięcie rynku jest czymś zwyczajnym podczas hossy bitcoina. Przywołał około 35-procentową korektę w styczniu tego roku, a także podobne spadki podczas ogromnego wzrostu ceny bitcoina w 2017 roku.
- Następna korekta jest bardzo oczekiwane po tym, jak osiągnęliśmy szczyt na poziomie 64 tysięcy dolarów. Jesteśmy zdecydowanie blisko dna. Szacuję, że zostanie ono ustanowione w okolicach 38 - 40 tysięcy dolarów - przewidywał Vijay Ayyar.
O tym, że bitcoin może być narażony na kolejne wstrząsy świadczy wniosek, do jakiego doszli analitycy francuskiego banku korporacyjnego i inwestycyjnego Natixis. Ogłosili, że wartość fundamentalna bitcoina wynosi okrągłe zero, gdyż nie przynosi on żadnych zysków, jak np. spółki. Zdaniem ekspertów banku istnieją tylko dwa wytłumaczenia dlaczego cena bitcoina jest tak wysoka.
Po pierwsze, wzrost notowań to nic innego jak bańka spekulacyjna. Oznaczało by to, że po jej pęknięciu, cena krytowaluty powinna wrócić do wartości fundamentalnej, czyli do zera. Zdaniem Natixis, prawdopodobieństwo pęknięcia bańki w kolejnym miesiącu (czyli w czerwcu) wynosi 60 proc. Trywializując, bitcoin w ten sposób pokonałby drogę "od zera do bohatera i z powrotem".
Drugim wytłumaczeniem wzrostów kursu jest fakt, że na rynku działają zarówno inwestorzy techniczni, jak i fundamentalni. Ci pierwsi skupiają się na analizie wykresów, co może przyczyniać się do prognozowania dalszych wzrostów, a ci drudzy wierzą, że cena bitcoina powróci kiedyś do wartości fundamentalnej. Ścieranie się tych dwóch grup inwestorów prowadzi do powstawania ekstremalnych wahań kursu bitcoina.
Ekonomiści krytyczni wobec wywodu analityków Natixis podkreślają, że bitcoin może być środkiem wymiany wartości, podobnie jak gotówka. Pieniądz fiducjarny, taki jak złoty, funt, euro, czy dolar również nie tworzy żadnych zysków. W związku z czym także jego wartość fundamentalną należy sprowadzić do zera. Mimo to, wart jest dokładnie tyle, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić. Podobnie jest też z bitcoinem i innymi altcoinami.
Analitycy komentujący wczorajszy kryzys kryptowalut znajdują jego winowajców w Chinach i w Elonie Musku, właścicielu Tesli i SpaceX. Trzy chińskie organy sektora bankowego i płatniczego wydały oświadczenie ostrzegające instytucje finansowe, by nie prowadziły działalności związanej z walutami wirtualnymi. Informacje te przyczyniły się do poważnego spadku kursu bitcoina już we wtorek.
Jednak szczególna rola przypisywana jest Elonowi Muskowi i jego serii tweedów poświęconych głównie bitcoinowi i dogecoinowi. Siła oddziaływania ekscentrycznego miliardera jest ogromna. Doszło do tego, że - jak wynika z sondażu firmy Finder - aż 56 proc. Australijczyków jest przekonanych, że sieć bitcoina została stworzona właśnie przez Muska.
Ostatnio multimilioner ogłosił, że Tesla zawiesza możliwość płacenia bitcoinami za swoje pojazdy. Zrobił to zaledwie trzy miesiące po tym, jak jego firma ujawniła, że kupiła bitcoiny o wartości 1,5 miliarda dolarów. W dodatku, w odstępie kilku dni najpierw zarzekał się, że kryptowaluta będąca w posiadaniu Tesli nie zostanie sprzedana, a potem w enigmatycznym wpisie nie zdementował plotki, że za parę miesięcy dojdzie do takiej transakcji.
Powodem dystansu Muska do bitcoina stały się nagle ujawnione przez niego przekonania ekologiczne. - Tesla zawiesiła możliwość kupna pojazdów za bitcoiny, bo jesteśmy zaniepokojeni rosnącym użyciem paliw kopalnych do wydobywania tej kryptowaluty i prowadzenia transakcji z jej udziałem. Wykorzystanie energii elektrycznej przez sieć bitcoina jest zbyt duże - stwierdził Elon Musk.
W ostatnich tygodniach właściciel Tesli częściej niż o bitcoinie wypowiada się o dogecoinie. Jednak i w tym wypadku można powiedzieć, że kryptowaluta jest miotana tweetami Elona Muska. Niedawno doprowadził do dużego spadku kursu "pieseła", bo żartował z niego w telewizyjnym programie satyrycznym "Saturday Night Live". Potem jednak opublikował tweeta o tym, że z jego inicjatywy zespół developerów "doge" pracuje nad usprawnieniem systemu transakcyjnego.
Zdaniem Antoniego Trencheva, partnera zarządzającego i współzałożyciela londyńskiej firmy Nexo, to duży problem, że żarty na twitterze jednego z najbogatszych ludzi świata, a nawet jego jednosłowne wpisy, mają tak wielki wpływ na notowania bitcoina i innych kryptowalut. - Bardzo duża zmienność bitcoina podważa jego użyteczność jako aktywa zabezpieczającego przed inflacją i jako alternatywy dla złota - konkluduje Trenchev.
Jacek Brzeski