Poradnik dla zadłużonych (odc. 17): Kredytobiorco: Nigdy w ten sposób nie ratuj się w przypadku problemów ze spłatą zobowiązań!
Na początek tej odsłony poradnika - przestroga. Otóż, jeśli masz dłużniku problemy ze spłatą kredytu, najgorszymi działaniami są tzw. bezrefleksyjne odruchy naturalne. Co przez to rozumiem? Nie mam środków na spłatę raty, więc je organizuję w najprostszy sposób. Bo przecież tyle mam możliwości... Oczywiście do czasu. I właśnie między innymi o tym będzie dzisiejszy odcinek.
Dopóki posiadamy wiarygodność płatniczą w swoim otoczeniu oraz w instytucjach finansowych bez najmniejszego problemu pozyskamy środki, których zabraknie nam do raty. Często najłatwiej zwrócić się do członka rodziny czy do przyjaciela. Zwykle nikt z bliskich osób nie odmówi pożyczki na kwotę tysiąca czy dwóch tysięcy złotych, jeśli oczywiście osoba ta nie posiada problemów finansowych. Powyższe działanie może okazać sensowne jedynie w sytuacji, kiedy twój problem ze spłatą kredytu jest chwilowy, a nie trwały.
W tym drugim przypadku - zajmij się problemem w jego początkowej fazie, tj. kiedy zorientujesz się, że twój budżet domowy się nie dopina i nie widać szans na szybką poprawę tej sytuacji. I nie mieszaj najbliższych ci osób do twojej umowy z bankiem - masz ten problem rozwiązać wspólnie z kredytodawcą. Choć pewne jest, że tenże uzna, że jest to wyłącznie twój kłopot. Nigdy takiego stanowiska nie akceptuj - w treści umowy są zawsze dwie strony.
Bardzo częsty błąd popełniany przez kredytobiorców (nie tylko tych hipotecznych) to poprawianie bieżącej płynności finansowej przez zaciąganie pożyczek w bankach oraz w firmach pożyczkowych. Jest to przykład typowego, automatycznego działania, czyli wejście w życie "od raty do raty".
W kolejnym miesiącu sytuacja się powtarza, po pewnym czasie jesteśmy w kleszczach typowej pułapki kredytowej. Ta droga działania musi skończyć się prędzej czy później tragedią dla dłużnika.
Znowu klasyk, jeśli chodzi o błąd w działaniu kredytobiorcy. Na ratę za mieszkanie środki muszą się znaleźć, ale za to zalegamy z czynszem za ten lokal, a przedsiębiorcy najczęściej "zapominają" o składkach na ZUS, czy opłatach należnych urzędowi skarbowemu. Zaczyna się od małych zaległości, ale jeśli mamy stały deficyt w budżecie - po jakimś czasie są to już dziesiątki tysięcy złotych zaległości. Taka taktyka prędzej czy później rozłoży nas na łopatki.
Jeśli źródłem twoich problemów jest kredyt hipoteczny, jeśli masz coś sprzedać, to sprzedaj nieruchomość, która jest zabezpieczeniem tego kredytu. Oczywiście będzie z tym problem, jeśli dług jest większy niż cena sprzedaży, którą możesz uzyskać. Ale skoro tak jest - musisz mocno zastanowić się nad sensownością spłaty tego kredytu, na ten temat wypowiadałem się razy kilka w poprzednich odcinkach poradnika.
Błędem natomiast jest np. sprzedaż innej nieruchomości (lub ruchomości), aby co miesiąc uzupełniać niedobór środków w budżecie z ceny sprzedaży. Bowiem kiedyś te środki się skończą, a problem wciąż nie będzie rozwiązany. Zatem odpowiednią kalkulację zrób na początku zdiagnozowania sytuacji niedoboru, a nie kiedy już wszystko, co mogłeś, wyprzedasz i dalej nie będziesz miał możliwości spłaty rat z bieżących dochodów.
To jest bardzo ważny temat, szczególnie w zakresie problemów frankowiczów. Otóż, jak już powszechnie wiadomo, umowy na kredyty niby-frankowe, które powstały w okresie przed kryzysem z 2008 roku, to często efekt radosnej twórczości bankowych prawników. Większość tych umów zawiera klauzule abuzywne, bardzo naciągana jest też forma indeksacji rat i zadłużenia, tj. przeliczania niby-franków na złotówki. Te "dziewicze" umowy z 2007 czy 2008 roku raczej się w sądzie nie wybronią, jeśli oczywiście przekażemy sprawę w ręce wyspecjalizowanej kancelarii prawnej.
Słabości zapisów zawartych przed laty umów banki mogą mocno zniwelować poprzez podłożenie ci do podpisu aneksu restrukturyzacyjnego odpowiedniej treści. Po pierwsze, będziesz musiał uznać dług jako bezsporny, po drugie, bank znacząco wzmocni swoją pozycję przy ewentualnej egzekucji należności. Czyli - jeśli taki dokument podpiszesz, nie tylko tracisz najmocniejsze argumenty przy ewentualnym sporze sądowym, ale na dodatek ułatwisz bankowi szybszą pacyfikację twojej osoby.
Pamiętaj więc: restrukturyzacja ma sens jedynie w przypadku, kiedy twoje problemy ze spłatą kredytu są chwilowe.
Jeśli wiesz o tym, że spłata kredytu przerosła twoje możliwości w dłuższym dystansie - nawet nie myśl, aby ubiegać się o restrukturyzację!
W przypadku braku spłaty zobowiązania (w części lub całości raty) banki zwykle stosują m.in. windykację telefoniczną. Prowadzą ją wyszkoleni pracownicy banku - zwykle najniżej stojący w hierarchii w tej instytucji - ich wyłącznym zadaniem jest wyciągnięcie od ciebie dwóch informacji: kiedy dokonasz spłaty i w jakiej kwocie. Osób tych kompletnie nie interesują przyczyny braku spłaty ani też, czy jesteś w stanie te środki w jakikolwiek sposób zdobyć. Wchodzenie w rozmowy z windykatorami telefonicznymi mija się więc z celem, szczególnie, że są to osoby mocno wyszkolone w kwestii "jak skutecznie wywierać presję psychiczną na dłużnika". Jeśli więc zdecydowałeś się na podjęcie rozmowy z windykatorem - powiedz prawdę. Czyli: nie mam środków na ratę i nie wiem, kiedy będę je posiadał.
Jeśli jednak dasz się wkręcić takiej osobie i złożysz odnośnie przyszłej spłaty obietnicę bez pokrycia, możesz spodziewać się kolejnych telefonów w tonie bardzo napastliwym, wbijającym cię w poczucie winy. Mało, że jesteś niesolidnym kredytobiorcą, to na dodatek jesteś oszustem - tak to będą przedstawiać twoi rozmówcy.
Generalnie - wcale nie musisz takich rozmów prowadzić. Jeśli jednak zamierzasz uzgodnić z bankiem zmianę harmonogramu, czy też poinformować o problemach ze spłatą rat - zrób to na piśmie. Skierowanie do banku korespondencji pisemnej zwalnia cię z obowiązku prowadzenia rozmów telefonicznych z windykatorami. Wtedy po prostu mówisz takiej osobie: "Dziękuję za telefon, jestem w stałym kontakcie z bankiem. Do widzenia".
Mam tu na uwadze zarówno pomoc prawną, jak również doradców od restrukturyzacji. Tacy pseudofachowcy nie dość, że wyciągną od ciebie ostatni grosz, to na dodatek - zwykle tylko skonfliktują cię z wierzycielem, lub w inny sposób pogorszą twoją pozycję przy ewentualnych negocjacjach.
Tu posłużę się przykładem, oto fragment korespondencji jednej z moich obecnych klientek:
"Kiedy wszelkie moje próby i wysiłki dojścia do porozumienia z bankami (propozycja niższych rat) spełzły na niczym, zaangażowałam do tej walki jedną z kancelarii zajmujących się niby-restrukturyzacją. Umówiliśmy się na obsługę stałą, mieli zająć się moimi sprawami, bo nie miałam już siły do walki. Po uiszczeniu opłaty wstępnej i po płaceniu co miesiąc wcale nie małych kwot za tę obsługę, dziś efektem naszej zakończonej już współpracy jest komornik z jednego z banków (zdobyli BTE rzutem na taśmę - pod koniec ub. roku) i żadnego postępu w pozostałych sprawach....".
Tak niestety niemal zawsze kończy się "przypadkowe doradztwo". Osiągniesz skutek dokładnie odwrotny do zamierzonego.
W przypadku, kiedy dociera do nas komunikat, że z bieżących dochodów nie jesteśmy w stanie spłacać zobowiązań, oraz że sytuacja ta ma charakter trwały, nie można tego problemu odkładać na później. Każdy miesiąc generuje dodatkowe koszty, deficyt w budżecie domowym rośnie. Dochodzą bowiem pozyskane na ratę "łatwe pieniądze" lub nowe pożyczki do spłaty, co w konsekwencji spowoduje, że kiedyś dojdziemy "do ściany". I tacy klienci właśnie do mnie często trafiają, czasem także tacy, na których ściana ta już się zawaliła i są ścigani przez rzesze komorników. Zatem im szybciej zmierzymy się z problemem braku płynności finansowej, tym mniejsze odniesiemy straty. Często też przyszłych strat uda się uniknąć.
I tradycyjnie na koniec: sonda dla czytelników. Zaglądam zawsze do komentarzy po każdej z części poradnika, w ubiegłym tygodniu wywiązała się tamże ciekawa dyskusja. Przedstawiam najpierw komentarz "kredycika":
~kredycik - 28.10 (15:18)
"Trochę to przypomina poradnik dla złodzieja, no bo jak rozumieć poradnik, by nie oddawać długu, który się zaciągnęło. Nie słyszałem nigdy, by kogoś zmuszano do wzięcia kredytu - ja wziąłem w złotówkach i płaciłem nawet w pewnym momencie 6,5 proc., ale franków nie chciałem, bo nie chciałem ryzyka. Rozumiem, że ktoś może ryzykować, jego decyzja, ale konsekwencje też jego. Głupota i chciwość to cechy jakie doprowadziły te osoby do miejsca, gdzie są, a nie banki czy ktoś inny".
A oto jak na powyższy wpis "kredycika" odpowiedział "Zibi":
~Zibi - 29.10 (07:25)
"Nie rozumiesz istoty problemu. Do zakupu VW też nikt nie zmuszał, ale owszem zachęcał. I teraz VW zapłaci w USA 16 mld dolarów odszkodowań. Normalne, nie? Żadna inna branża, poza bankową, nie ma tyle buty chamstwa i bezczelności, co branża banksterska, żeby całą winę zwalać na klientów. Jakoś nie słyszałem prezesa VW i lobbystów motoryzacji, żeby pyskowali w każdej stacji TV i gazetach »widziały gały, co brały«".
Szanowni państwo: kto ma rację? Jeśli uważasz, że "Zibi" - naciśnij łapkę zieloną. Jeśli solidaryzujesz się z opinią "kredycika" - wybierz czerwoną.
------
Krzysztof Oppenheim - ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się także w upadłości konsumenckiej oraz w doradztwie przy oddłużaniu. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika "Dłużnik też Człowiek". Obecnie także Prezes Zarządu "Nieruchomości Boża Krówka"
Kolejne odcinki "Poradnika dla zadłużonych", autorstwa Krzysztofa Oppenheim, będą się ukazywać w Interii w każdy piątek. Zapraszamy do lektury!