Pepco wchodzi w ciuchlandy
Tanie sklepy odzieżowo - przemysłowe chcą podbić małe miasteczka. W naszym kraju sieć dyskontów z odzieżą i artykułami przemysłowymi ma zamiar stworzyć firma Pepco - spółka południowoafrykańskiego holdingu inwestycyjnego Pepkor.
Jak donosi "Gazeta Wyborcza", Pepkor działa w 12 krajach i zarządza ośmioma sieciami detalicznymi, np. w Afryce pod marką PEP oraz Ackermans. Jego przychody w ubiegłym roku wynosiły 2,72 mld dol., zaś zysk 200 mln dol.
Firma Pepco działa w Polsce już od trzech lat, ale dopiero teraz zdecydowała się na dynamiczną rozbudowę. W trzy lata chce otworzyć około 100 sklepów, docelowo zaś 300 punktów sprzedaży.
Dyskonty o powierzchni 250-400 m kw. będą otwierane w małych miastach (20-50 tys. mieszkańców) przy głównych ulicach lub w centrach handlowych. Dobrze by było, gdyby w sąsiedztwie sklepu znajdował się dyskont spożywczy w rodzaju Biedronki, co - zdaniem Beaty Dranikowskiej z Pepco - stworzy "kompleksową ofertę handlową".
Nowe sklepy będą wzorowane na już istniejących. W każdym będzie ok. 4 tys. produktów, a oprócz odzieży klienci znajdą tu zabawki i artykuły sezonowe (np. zimą - bombki, latem - plecaki). Ceny są niskie - męski sweter w Pepco kosztuje 9,99 zł, dżinsy dziewczęce 19,99 zł, a buty sportowe 29,99 zł.
Według Andrzeja Falińskiego z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, zrzeszającej duże sieci detalistów, sklepy Pepco będą przede wszystkim zagrożeniem dla "szmateksów". - Hipermarkety nie działają w mniejszych miejscowościach, a markowe sklepy z odzieżą mają o wiele wyższe ceny niż Pepco - twierdzi Faliński. W małych miastach konkurencja jest niewielka - są to albo właściciele secondhandów, albo małych firm rodzinnych, z którymi Pepco może "wygrać" dzięki jednolitemu wystrojowi, szerokiemu asortymentowi, a przede wszystkim niskimi cenami dzięki centralnym zamówieniom.