Wędliny pod specjalnym nadzorem

Zapowiadają się zdrowe święta. Tak przynajmniej wynika z danych Inspekcji Jakości Handlowej Produktów Rolno-Spożywczych, która w tym tygodniu kończy kontrole w zakładach mięsnych w całym kraju.

Wnioski są optymistyczne - możemy bez obaw kupować kiełbasy, szynki i schaby, ponieważ ich jakość jest naprawdę dobra.

Jak sama nazwa wskazuje, inspekcja zajmuje się kontrolą jakości produktów spożywczych: bada ich skład, sprawdza, czy producenci właściwie znakują wyroby, a także kontroluje sposób ich przechowywania i transportu od producenta do punktu sprzedaży. W czwartym kwartale tego roku inspektorzy IJHPRS wzięli pod lupę zakłady mięsne w całym kraju: od niewielkich, rodzinnych przedsiębiorstw, po wielkie firmy produkcyjne.

Udało nam się dotrzeć do części wyników kontroli (pełny raport poznamy za dwa tygodnie). Wnioski są krzepiące: producentom niewiele można zarzucić jeśli chodzi o trzymanie się norm jakościowych. Dla przykładu - w Małopolsce IJHPRS na ponad 2 tony wyrobów wędliniarskich pobranych do badania zakwestionowała skład... 7 kg pasztetowej, do której wytwórca dodał więcej skrobi niż dopuszczają przepisy.

Reklama

Wstępne wyniki kontroli są zadowalające - mówi Marian Jaworski, dyrektor IJHPRS w Lublinie. Tym bardziej w Lublinie dziwią się zarzutom rosyjskich weterynarzy, którzy zablokowali eksport polskiej żywności na Wschód m.in. z powodu rzekomo fatalnej jakości mięsa, które miało być nawet zepsute.

- Może w innych częściach Polski zdarzają się takie przypadki, chociaż wątpię - mówi Marian Jaworski. - Chciałbym uspokoić konsumentów i zapewnić, że mięso i wędliny od polskich producentów są lepsze niż takie same wyroby z innych krajów Unii Europejskiej - deklaruje Włodzimierz Żurek, wicedyrektor IJHPRS w Katowicach.

To samo zresztą - dodaje - można powiedzieć o stanie sanitarnym i przestrzeganiu higieny w zakładach w Polsce i u naszych partnerów w UE.

- Naprawdę nie mamy czego się wstydzić. W kilka lat wyposażyliśmy zakłady w sprzęt, jakiego producenci w krajach zachodnich dorabiali się przez dziesięciolecia - mówi dyr. Żurek. Na Śląsku inwestycje nie poszły w las, co widać po wynikach kończącej się właśnie kontroli - inspektorzy nie wykryli żadnego znaczącego przypadku naruszenia przepisów.

Podobnie jest też w Łodzi. Tamtejsza inspekcja z satysfakcją stwierdza, iż "nieprawidłowości nie stwierdzono": sposób znakowania towarów jest właściwy, nie ma zastrzeżeń do warunków, w jakich przechowywana jest żywność, a poziom rozmaitych dodatków, jakimi wzbogaca się wędliny utrzymuje się w normie.

Z 1 kg mięsa - 2 kg szynki

Inna sprawa, że normy w zakresie stosowania rozmaitych ulepszaczy i dopełniaczy, które mają poprawić smak oraz zwiększyć wagę kiełbas, szynek i innych przetworów są bardzo liberalne.

- Przejęliśmy przepisy unijne, które są łagodniejsze od tych, jakie stosowaliśmy wcześniej - mówi prof. Tadeusz Kołczak, z katedry przetwórstwa produktów zwierzęcych Akademii Rolniczej w Krakowie. Chociaż brzmi to jak herezja, to - jego zdaniem - wędliny produkowane 20 lat temu były lepsze niż te, które dzisiaj wiszą na hakach w sklepach mięsnych. Mniej wtedy stosowano polepszaczy smaku, substancji zapachowych, a skrobia, solanka, czy białko roślinne nie zastępowało mięsa. Dzisiaj szprycuje się nimi wędliny bez umiaru. Skutek jest taki, że z jednego kilograma mięsa można wyprodukować nawet 2 kg szynki.

Prof. Kołczak nie ma natomiast zarzutów do jakości mięsa nieprzetworzonego, a polskie schaby, antrykoty, befsztyki są naprawdę bardzo dobre.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wędliny | wędlina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »