Japoński masowiec na Mauritiusie rozpadł się
Kadłub japońskiego masowca MV Wakashio, który osiadł na mieliźnie u wybrzeży Mauritiusa, rozłamał się. W zbiornikach jest jeszcze olej napędowy.
O złamaniu się kadłuba statku poinformował portal informacyjny "Le Mauricien" i rozgłośnia "Rèseau Outre-Mer“. Dziób zostaje teraz powoli odholowywany, powiedział Alain Donat z ministerstwa żeglugi morskiej Mauritiusa.
Niezależny doradca ds. ochrony środowiska Sunil Korwarkasing potwierdził agencji DPA złamanie się statku, powołując się na zdjęcia zrobione przez drony.
300-metrowy masowiec, który płynął z Singapuru do Brazylii po ładunek, osiadł blisko trzy tygodnie temu na mieliźnie w pobliżu rafy koralowej u wybrzeży Pointe d'Esny. Po kilku dniach jeden ze zbiorników został uszkodzony i ponad 1000 ton ropy przedostało się do wody.
Tysiące mieszkańców i wolontariuszy próbuje od tego czasu usunąć ropę i przy pomocy zaimprowizowanych barier powstrzymać rozchodzenie się ropy. Francja wysłała na pomoc okręt marynarki wojennej, samolot i doradców technicznych. Na nadchodzące dni zapowiadane jest pogorszenie się warunków pogodowych z falami sięgającymi 4-5 metrów, co może znacznie utrudnić akcję ratowniczą.
W czwartek armator, Nagashiki Shipping, poinformował, że prawie całe 3000 ton oleju napędowego znajdującego się jeszcze na statku, zostało z niego usunięte. Przy czym w sobotę nie było wiadomo, ile paliwa pozostało jeszcze w zbiornikach.
Rząd Mauritiusa mówi o największej katastrofie ekologicznej, jaka kiedykolwiek dotknęła kraj. Premier Pravind Kumar Jugnauth ogłosił w ubiegłym tygodniu ogłosił stan klęski żywiołowej.
Władze wyspiarskiej republiki domagają się od japońskiego armatora odszkodowania na spowodowane zanieczyszczenie środowiska.
Masowiec osiadł na mieliźnie jakieś dwa kilometry od lądu, w pobliżu kilku obszarów chronionych. Ekolodzy obawiają się, że katastrofa będzie miała pustoszące skutki dla tamtejszej flory i fauny. Nieszczęście to jest "ogromną katastrofą ekologiczną", powiedział agencji DPA na początku tygodnia doradca rządu Ken Arian: - Nie wiem, ile minie lat, zanim... ten region dojdzie do siebie.
Republika Mauritiusu z 1,3 mln mieszkańców przyciąga corocznie setki tysięcy turystów, dzięki czemu turystyka jest ważną gałęzią gospodarki tego wyspiarskiego kraju. Ze względu na pandemię koronawirusa branża i tak już notuje ogromne straty.
Tymczasem ONZ ostrzega przed coraz większym ryzykiem, jakie stanowi tankowiec Safer stojący od pięciu lat w jemeńskim porcie Al-Hudajda. 45-letni statek jest wykorzystywany za pływający magazyn, znajduje się na nim 1,1 mln baryłek oleju napędowego. Różnica zdań między kontrolującymi port rebeliantami Huti i przedstawicielami Narodów Zjednoczonych uniemożliwia inspekcję i naprawę tankowca. Ponieważ jego stan pogarsza się, rośnie niebezpieczeństwo wycieku ropy, eksplozji lub wybuchu pożaru, ostrzegło w piątek ONZ.
W połowie lipca rebelianci wyrazili wprawdzie zgodę na inspekcję statku przez ekspertów ONZ, ale ci ciągle czekają na pisemne potwierdzenie. Rebelianci domagają się też obecności trzeciego kraju - przedstawicieli Szwecji lub Niemiec, którzy by nadzorowali ewentualne naprawy.
Rzecznik sekretarza generalnego Narodów Zjednoczonych António Guterresa wskazał tymczasem na "tragiczną eksplozję 4 sierpnia w porcie w Bejrucie i alarmującą katastrofę ekologiczną u wybrzeży Mauritiusu". Obydwa wydarzenia wymagają "czujności całego świata".
(DPA,AFP/stas)