Sukcesy i porażki Hausnera

- Jeżeli byśmy bardziej podnosili minimalne wynagrodzenie, to ci, którzy są zatrudnieni, dostaną więcej, ale ci, którzy nie mają pracy, będą mieli jeszcze mniejsze szanse na jej znalezienie - mówi w wywiadzie specjalnie dla INTERIA.PL wicepremier Jerzy Hausner.

INTERIA.PL: - Co uważa Pan za swój największy sukces polityczno-gospodarczy?

Jerzy Hausner: - Jest parę spraw, które uważam za ważne i są dla mnie miarą skuteczności. To między innymi obniżenie podatku CIT, ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, czy ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie. Wydaje mi się jednak, że ważniejsze od przeprowadzenia takich, czy innych przedsięwzięć, jest chyba podjęcie próby dokonania zmian w sposobie podejścia do polityki gospodarczej. Starałem się mocno akcentować problematykę przedsiębiorczości, problemy strukturalnej konkurencyjności gospodarki, proponowałem byśmy opracowali strategiczną wizję rozwoju tej gospodarki - bez tego trudno nam będzie odnaleźć się w Unii Europejskiej. Wyrazem tego spojrzenia na gospodarkę i ekonomię jest Narodowy Plan Rozwoju. Mam nadzieję, że efekty tego, co zacząłem - nawet, jeśli wiele rzeczy nie udało się przeprowadzić - będą o tyle trwalsze, że oznaczają zmianę patrzenia na kilka problemów ekonomicznych, na rozwój. Bowiem o sukcesie gospodarczym nie decyduje sama makroekonomia, ale przede wszystkim strukturalna konkurencyjność gospodarki, poziom aktywności przedsiębiorców i cechy, które determinują konkurencyjność.

Reklama

INTERIA.PL: - Rezygnacja z którego elementu "Planu Hausnera" była dla Pana najtrudniejsza?

Jerzy Hausner: - Zdecydowanie zabrakło zmian w systemie rentowym. Jest to o tyle przykre, że ta propozycja była relatywnie najlepiej społecznie odczytywana, rozumiana. Zdawano sobie sprawę, że wiele w tej dziedzinie jest nadużyć, wyłudzeń. Bardzo wiele osób rozumiało, że nie należy tego akceptować i system rentowy trzeba zmienić. Polityczna ucieczka od podjęcia tego problemu jest błędem. Więc z tym było mi się pogodzić zdecydowanie najtrudniej.

INTERIA.PL: - Minister Gronicki, przymierzając się do budżetu w przyszłym roku, chce obniżyć deficyt PKB do poziomu 3-3,2 proc. Kto na tym straci, a kto zyska?

Jerzy Hausner: - Minister Gronicki dzisiaj może spokojnie zapowiadać taką konstrukcję ustawy budżetowej dlatego, że mamy za sobą kilka lat wytężonych działań na rzecz uporządkowania finansów publicznych. Najpierw były to działania doraźne - podjęte w roku 2001 - typowe cięcia, natomiast od 2003 roku podejmowane były działania o charakterze strukturalnym - po części za sprawą planu, o który pani pytała, po części za sprawą decyzji poprzedniego ministra finansów Andrzeja Raczko, jak i ministra Gronickiego. W związku z tym, jeżeli on dzisiaj zapowiada poprawę sytuacji makroekonomicznej, to nie znaczy, że to ma się dokonać kosztem jakichś gwałtownych wyrzeczeń i cięć. Te mają polegać na lepszym zarządzaniu długiem publicznym. Są to konsekwencje wynikające z wdrażania tych poprzednich zmian i z tego, że mamy wysoką dynamikę gospodarki i wzrost dochodów. Deficyt budżetowy to jest różnica pomiędzy wydatkami, a pomiędzy dochodami, więc niekoniecznie poprawa musi się odbywać poprzez ograniczanie wydatków. Jeżeli rosną dochody, to wystarczy utrzymywać odpowiednią dynamikę wzrostu wydatków. Więc minister Gronicki nie będzie proponował żadnego gwałtownego cięcia, on będzie proponował umiarkowany wzrost wydatków, właściwy do wzrostu dochodów. A te z kolei są pochodną ogólnej dynamiki finansów i to jest najlepsza z możliwych ścieżka do poprawy finansów publicznych. Ponieważ nie wynika ona z konieczności gwałtownego dostosowania, które oczywiście prowadziłoby do schłodzenia gospodarki, do zmniejszenia dynamiki i oznaczałoby bolesne wyrzeczenia, a oznacza po prostu racjonalizację. Możemy wydać więcej - ale tylko trochę więcej - mówi minister Gronicki - jeżeli będziemy tak postępować, to z roku na rok będziemy mogli wydawać trochę więcej, łatwiej nam będzie wtedy rozwiązywać problemy. Jeśli jednak teraz zaczniemy wydawać, to za chwilę będziemy mieli większy deficyt i trzeba będzie wrócić do punktu wyjścia, czyli gwałtownych ostrych cięć.

INTERIA.PL: - Czy nie uważa Pan, że wysokość wynagrodzenia minimalnego jest skandalicznie niska?

Jerzy Hausner: - Sposób ustalania wynagrodzenia minimalnego polega na tym, że w tej sprawie rząd porozumiewa się z przedsiębiorcami - pracodawcami, którzy płacą to wynagrodzenie, oraz reprezentacją związków zawodowych. Rząd proponuje pewien wskaźnik minimalnego wynagrodzenia. Natomiast jeśli chodzi o propozycje minimalnego wynagrodzenia na rok 2005, to wynagrodzenie to wzrosło na poziomie przewidywanego wzrostu inflacji. Wynosiło 824 zł, a teraz wynosi 849 zł. Można dyskutować, czy ten wzrost jest wystarczająco wysoki, ale ten wzrost został zagwarantowany przez propozycję rządową. Przyjęli ją pracodawcy, odrzucili związkowcy, którzy chcieli wyższego wzrostu.
Tylko, że mamy taką konstrukcję wynagrodzenia, że przy tej kwocie 849 zł minimalnego wynagrodzenia, pracownik dostaje około 612 zł, ale pracodawca musi zapłacić wyraźnie ponad 1000 zł. Powoduje to, że jeżeli byśmy bardziej podnosili minimalne wynagrodzenie, to ci, którzy są zatrudnieni, dostaną więcej, ale ci którzy nie mają pracy, będą mieli jeszcze mniejsze szanse na jej znalezienie. Dlatego zaproponowałem zmianę konstrukcji minimalnego wynagrodzenia - po prostu nasze doświadczenie pokazuje w tej chwili, że zamiast walczyć o wzrost wynagrodzenia minimalnego brutto, trzeba się skoncentrować na tym, żeby rosła tylko część netto. Czyli by pracownicy więcej zarabiali, a przedsiębiorcy nie musieli płacić większych obciążeń od ich pensji. I takie propozycje zostały złożone, one nie są dzisiaj akceptowane przez część związków zawodowych. Oni uważają, że w parlamencie znajdą sojuszników do zwykłego, standardowego podnoszenia płacy. Myślą o tych, którzy mają posadę, nie zastanawiają się, czy ta podwyżka nie będzie okupiona tym, iż część ludzi po prostu straci pracę. Uważam to za nierozsądne działanie, które nie pozwoli odbudować pozycji związków zawodowych.

INTERIA.PL: - Jak skutecznie walczyć z bezrobociem? Może jest potrzebna jakaś rewolucja, by dokonała się zdecydowana poprawa ?

Jerzy Hausner: - Zupełnie nie wierzę w to, że można w gospodarce robić rewolucję. Można oczywiście podejmować przełomowe przedsięwzięcia. Nie da się metodami rewolucyjnymi, nadzwyczajnymi, komisarycznymi wprowadzać zmiany w gospodarce. Gospodarka wymaga perspektywy, stabilizacji, pewności, a nie jakichś gwałtownych ruchów. Natomiast trzeba być konsekwentnym w tym, co się robi, to przecież w końcu zależy od aktywności przedsiębiorców, a nie od czegoś innego, to oni decydują o obrazie gospodarki, bo zatrudniają pracowników lub nie. Zmiany na rynku pracy będą zależały od tego, czy przedsiębiorcy będą inwestować i czy będą zatrudniać, a to z kolei będzie zależało od tego, czy będą widzieli sens inwestowania i jakie poniosą koszty. Jeżeli praca, w relacji do innych czynników produkcji, jest droższa, to będą unikali zatrudnienia, a rozwiązywali problem swojego działania przez kupowanie nowocześniejszej techniki oraz urządzeń. Miejmy tego świadomość . Nie da się też na nich wymusić, żeby zatrudniali więcej, można co najwyżej tworzyć bodźce, które zachęcają do zatrudnienia, ale to wymaga obniżenia tej części brutto wynagrodzenia, o czym mówiłem. I można stworzyć warunki właśnie dla ekspansji firm, dla inwestowania, usuwania barier przedsiębiorczości. Jednak też w tym wszystkim musimy uzbroić się w trochę cierpliwości. Natomiast rozdawanie ludziom pieniędzy, płacenie im zasiłków, to droga podnoszenia obciążeń przedsiębiorców. Do nikąd nas nie zaprowadzi.

INTERIA.PL: - Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: zarobki | minister | porażki | Jerzy Hausner | deficyt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »