Szykuje się silny wzrost wynagrodzeń w 2024 r. "Zastrzyk siły nabywczej jest potężny"

Choć dane z polskiej gospodarki za I kwartał były mocno mieszane, analitycy BNP Paribas Bank Polska podtrzymują optymizm. Uważają, że polska gospodarka wchodzi w fazę dynamicznego ożywienia, a PKB zwiększy się o 4 proc. zarówno w tym, jak i w przyszłym roku. Wzrost będzie silny dzięki wydatkom konsumentów.

- Mamy dość ekstremalne dane makroekonomiczne i bardzo złe, i bardzo dobre (...) nasza główna opowieść nie za wiele się zmieniła, w najbliższych dwóch latach, ale też w kolejnych będziemy dosyć szybko doganiać Zachód Europy - mówił na konferencji prasowej poświęconej prezentacji prognoz makroekonomicznych główny ekonomista banku Michał Dybuła.

- Głównym czynnikiem jest popyt krajowy. W I połowie tego roku konsument będzie rządził - dodał.  

Powodem silnego odbicia konsumpcji będzie dwucyfrowy wzrost dochodów gospodarstw domowych. Wynagrodzenia w gospodarce - według prognoz ekonomistów banku - mają wzrosnąć o 13,5 proc., a jednym z ważniejszych powodów jest wzrost płacy minimalnej. Do tego dochodzą podwyżki w sektorze publicznym, waloryzacja świadczeń oraz nowe świadczenia socjalne, jak np. "babciowe". 

Reklama

- Zastrzyk siły nabywczej jest potężny - powiedział ekonomista banku Marcin Kujawski.

Dochody gospodarstw domowych powinny wzrosnąć w tym roku nominalnie o 12 proc., co przy znacznie niższej inflacji niż w latach poprzednich oznacza silny wzrost realny. To właśnie będzie główny powód wzrostu konsumpcji i silnego przyspieszenia wzrostu PKB. Przypomnijmy, że w roku ubiegłym polski PKB wzrósł zaledwie o 0,2 proc., czyli najmniej od 32 lat, nie licząc roku pandemicznego załamania.  

- Gospodarstwa domowe część pieniędzy zaoszczędzą, ale część wydadzą. Wydatki konsumpcyjne wzrosną o 5 proc., a oszczędności o 55 mld zł - mówił Marcin Kujawski.

Gospodarka światowa miękko wylądowała

Kolejny, 2025 rok już nie będzie takim konsumpcyjnym eldorado. Ekonomiści BNP Paribas BP spodziewają się znacznie mniejszej podwyżki płacy minimalnej, przedsiębiorstwa będą starały się dobrze płacić, o ile dadzą radę. Nominalny PKB będzie rósł wolniej, co spowoduje obniżenie nominalnej dynamiki wynagrodzeń do 8,5 proc. W związku z tym wzrost konsumpcji obniży się do 3,8 proc.

Natomiast koniunktura zagraniczna najprawdopodobniej się poprawi, a środki unijne na realizację Krajowego Planu Odbudowy i z budżetu Unii na lata 2021-27 powinny płynąć szerokim strumieniem. W efekcie, mimo niższego tempa wzrostu wydatków konsumpcyjnych, dynamika PKB nie zwolni.

Gospodarka światowa "miękko" wylądowała i ekonomiści twierdzą, że minęła już cykliczny dołek. Wskaźniki wyprzedzające sugerują, że aktywność zaczyna się ponownie rozkręcać, choć powoli. W globalnym przemyśle, sytuacja wygląda bardziej optymistycznie niż przed kilkoma miesiącami ale poprawia się bardzo wolno, zwłaszcza w Europie Zachodniej. Prawdopodobnie spodziewane obniżki stóp głównych banków centralnych poprawią szanse na przyspieszenie. Stagnacja w Europie jest głównym czynnikiem ryzyka dla polskiego eksportu, przemysłu, a zatem i wzrostu gospodarki.

- Gospodarka światowa miękko wylądowała, teraz szykuje się do startu ale to nie będzie boom, będzie to postępowało powoli - mówił Marcin Kujawski.

Niepewność co do inwestycji

W ubiegłym roku, przy spadku konsumpcji o 1 proc. solidny wzrost zanotowały inwestycje. Zdaniem analityków BNP Paribas BP powodem ich wzrostu były nakłady dużych przedsiębiorstw i samorządów terytorialnych przy ograniczonym udziale finansowania z Unii. W przypadku samorządów duża część środków na projekty inwestycyjne pochodziła z dotacji rządowych, czyli pamiętnych tekturowych czeków, które miały zaskarbić rządowi PiS wdzięczność elektoratu. W tym roku inwestycje to największa niewiadoma.

- Martwimy się o eksport, jesteśmy pewni co do konsumpcji, a co do inwestycji jesteśmy najbardziej niepewni - powiedział Marcin Kujawski.

Aktywność budowlana finansowana ze środków publicznych w tym roku tąpnęła. W marcu produkcja budowlano-montażowa spadła aż o 13,3 proc. rok do roku. Pod wpływem rosnącej presji na wyniki finansowe nakłady kapitałowe przedsiębiorstw najprawdopodobniej nie będą rosnąć tak szybko, jak przed rokiem.

Inwestycje będą zależeć przede wszystkim od tego, jak sprawnie Polska będzie w stanie wydatkować odblokowane środki z Unii. Przypomnijmy, że są one kierowane zarówno do sektora rządowego, samorządowego, jak też do prywatnego. Z Funduszu EU Next Generation do tej pory do Polski trafiło ok. 19 proc. całej alokacji, czyli 11,4 mld euro (ok. 49 mld zł).

- Środki z KPO będą narzędziem, dzięki któremu zasypana będzie dziura w inwestycjach - powiedział ekonomista banku Tomasz Tyc.

Ekonomiści BNP Paribas BP liczą jednak, że środki na KPO już w tym roku zaczną napędzać polską gospodarkę, a na pewno w roku przyszłym. Następnie wydatkowane będzie ok. 75 mld euro z Polityki Spójności.

Inflacja wysoka na długo

Presja inflacyjna w polskiej gospodarce zdecydowanie słabnie, a w marcu inflacja osiągnęła 2 proc. i powróciła do celu NBP. Spadła tylko na chwilę, dzięki temu, że solidnie umocnił się złoty, a surowce na światowych rynkach potaniały. Koszty produkcji wyraźnie spadły. Ta sytuacja może się jeszcze utrzymać ze trzy miesiące, ale surowce już drożeją i pod koniec roku trend dezinflacyjny się odwróci. Na ringu pozostaną rosnące koszty pracy.      

Choć inflacja bazowa (z wyłączeniem energii, paliw i żywności) wyhamuje w połowie roku do około 4 proc. licząc rok do roku, w okresie lato-jesień przyspieszy do 4,5 proc. Tyle wyniesie główny wskaźnik inflacji na koniec tego roku. W przyszłym roku niższa dynamika płac powinna spowodować spadek rocznego tempa wzrostu cen bazowych w kierunku 3,5 proc., ale o osiągnięciu celu inflacyjnego 2,5 proc. można na razie tylko pomarzyć.

Mimo to analitycy BNP Paribas BP przewidują obniżkę stóp NBP w tym roku o 50 punktów bazowych w listopadzie.

- Nie uważamy, że będzie to początek miarowego cyklu łagodzenia polityki pieniężnej, choć spodziewamy się dalszych dostosowań stóp procentowych w dół w przyszłym roku - mówił Michał Dybuła.

Zdaniem analityków BNP Paribas BP złoty powinien pozostawać silny w II połowie roku i przewidują, że euro będzie kosztować 4,25 zł. W dłuższej perspektywie wyższa krajowa inflacja napędzana przez szybki wzrost płac zacznie złotemu ciążyć.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | PKB | konsumpcja | inflacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »