Tarcza antykryzysowa. Biznes mówi: tracimy czas!
Jeśli firmy teraz padną, to wszystkie nie odrodzą się za kilka, kilkanaście miesięcy. Powstanie pięć razy mniej firm niż działa obecnie. Część przedsiębiorców smutno żartuje, że "tarcza" zasłania budżet państwa, a nie przedsiębiorców przed kryzysem - mówi Interii Andrzej Romańczuk-Fiedorowicz, prezes firmy Novum Pro z Tychy, działającej w branży ubezpieczeniowej.
Aleksandra Fandrejewska: Jak Pan ocenia propozycje zawarte w "Tarczy antykryzysowej" przedstawione ostatecznie przez rząd?
Andrzej Romańczuk-Fiedorowicz: Tempo wprowadzanych zmian jest niebywale powolne. Przedsiębiorcy - działam w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców) - czytają o tym jak wprowadzane są programy w innych krajach i nie rozumieją dlaczego u nas tak długo to trwa. Program powinien działać, tak się dzieje w innych krajach. Naszymi członkami są firmy transportowe, hotelarskie, budowlane. Wiele z nich nie ma przychodów, nie ma dochodów, a koszty są stałe. Jeden z właścicieli hoteli chciał w banku zaciągnąć kredyt obrotowy i nie dostał go. Banki nie chcą rozmawiać z branżą turystyczną.
Firmy będą zwalniały, czy zmniejszały wynagrodzenia pracownikom?
- Jeśli w firmie pracuje 100 osób, nie ma przychodów, to zapłacenie składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne oznacza dla firmy plajtę. Konieczne będą więc zwolnienia.
Rząd zapowiedział zwolnienie z opłacania składek dla mikrofirm, to dobre rozwiązanie?
- Zwolnienia są potrzebne dla wszystkich firm, które nie mogą działać. Powinny dotyczyć składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne już za marzec, czyli tych które mamy opłacić w kwietniu. Wiele firm faktycznie zawiesiło - bo musiało - działalność. Jeśli teraz padną, to nie będzie tak, ze wszystkie się odrodzą za kilka, kilkanaście miesięcy. Powstanie pięć razy mniej firm niż działa obecnie. Część przedsiębiorców smutno żartuje, że "tarcza" zasłania budżet państwa, a nie przedsiębiorców przed kryzysem.
Rozmawiała Aleksandra Fandrejewska
