To ostatni taki budżet

Ogarnięte świąteczną gorączką społeczeństwo nie dostrzegło "pomyślnej gwiazdki na niebie", rozświetlonej wczoraj przez prezydenta.

Ogarnięte świąteczną gorączką społeczeństwo nie dostrzegło "pomyślnej gwiazdki na niebie", rozświetlonej wczoraj przez prezydenta.

A przecież fakt, iż po raz pierwszy w dziejach III Rzeczypospolitej ustawa budżetowa na kolejny rok zostanie ogłoszona do 31 grudnia i nie będzie wchodziła w życie z mocą wsteczną, trzeba obiektywnie ocenić bardzo pozytywnie i uznać za sygnał powrotu w tej dziedzinie do normalności. Rekord anormalności padł w roku 1992, gdy budżet został ogłoszony dopiero... 29 czerwca (najpierw przyjęto prowizorium).

Do spóźniania uchwalania budżetu parlamentarzyści są wręcz zachęcani przez... Konstytucję RP. To nie żart, to fatalny błąd ustawy zasadniczej w rozdziale - Finanse publiczne-. Rada Ministrów w zwykłym trybie przedkłada Sejmowi projektu budżetu na TRZY miesiące przed końcem roku, czyli najpóźniej 30 września. Tymczasem parlament ma na procedurę legislacyjną nie trzy, lecz CZTERY miesiące!

Reklama

Alarmowe światełko, związane ze skróceniem kadencji, zapala się posłom i senatorom nie 31 grudnia, lecz dopiero 31 stycznia. Trudno pojąć, czemu wpisano do Konstytucji tę szkodliwą dla finansów państwa niespójność terminów. Budżet na rok 2003 stanowi dowód, że Sejm i Senat bez problemów wyrabiają się w trzy miesiące. Jest tylko jeden warunek - istnienie w obu izbach stabilnej większości, która ściśle przestrzega kalendarza prac nad ustawą.

Przy Wigilii nie ma sensu roztrząsać po raz n-ty sporów między rządzącą koalicją a opozycją, czy na rok 2003 uchwalony został budżet stabilizacji i rozwoju, czy też przetrwania i zastoju. I tak wszyscy myślami są już w roku 2004, gdy po raz pierwszy wystąpią przepływy międzybudżetowe Rzeczpospolita Polska - Unia Europejska i na odwrót. Prezydent sformułował nawet tezę - odnoszącą się ustawy podpisanej wczoraj - że -to ostatni taki budżet-. Przyklaskują mu politycy wszystkich opcji i wszystkie siły społeczne. Tyle, że enigmatyczne słowa Aleksandra Kwaśniewskiego każdy rozumie inaczej.

Wszyscy bezrobotni, zwalniani z upadających branż, podopieczni ośrodków pomocy społecznej, emeryci i renciści, etc. odczytują wyraz -taki- jednoznacznie: tak mało dotujący państwowe przedsiębiorstwa, przeznaczający na pomoc społeczną, na zasiłki dla bezrobotnych, etc. Dla tych środowisk jest oczywiste, że do UE wchodzimy po to, aby do Polski napłynęła rzeka pieniędzy i wreszcie zostały zaspokojone potrzeby najbiedniejszych. Wątpliwości wobec słuszności sformułowania -taki- nie mają również kręgi biznesowe, tyle że rozumieją je odwrotnie: budżet trwoniący środki publiczne, wymagający radykalnego odsztywnienia wydatków socjalnych, zaprzestania dotowania nieefektywnych molochów, etc.

Wyniki badań nastrojów społecznych oraz preferencji wyborczych każą wątpić, czy lewicowa koalicja SLD-UP-PSL poważy się na przeprowadzenie szumnie dzisiaj zapowiadanej, rewolucyjnej, absolutnie koniecznej, a odkładanej przez kolejne rządy reformy finansów publicznych. I dlatego w "ostatniość" budżetu na rok 2003 trudno nam uwierzyć.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: budżet | gwiazdki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »