To sprzątanie, a nie reforma

Rząd chce posprzątać bałagan w finansach publicznych. Od sprzątania nikt jednak jeszcze nie wyzdrowiał. Zyta Gilowska, wicepremier i minister finansów, przedstawiła wczoraj założenia ustawy o finansach publicznych.

- Chodzi o potrzebną od lat reformę finansów publicznych. Tę wielką reformę - tłumaczył premier, choć przyznał, że nie zna jej szczegółów. Według zapewnień Zyty Gilowskiej, zostaną one dziś upublicznione na stronie internetowej.

Zmiany mają dotyczyć sektora finansów publicznych, m.in. likwidacji licznych agend rządowych (patrz ramka).
- Skala zmian oscyluje wokół 16-17 mld zł, a oszczędności w ciągu dwóch lat wyniosą około 10 mld zł, choć to ostrożna kalkulacja - uważa Zyta Gilowska.

Dobre i to

- To żadna reforma finansów, tylko inny sposób księgowania wydatków. Szacunek oszczędności z tego tytułu jest zupełnie nierealistyczny - zadania likwidowanych podmiotów będą musiały realizować inne. Takie szastanie miliardami budzi poważne wątpliwości, w rzeczywistości kwota oszczędności będzie co najmniej 10 razy niższa - uważa Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH.

Reklama

Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK, też wątpi w takie oszczędności.
- Jeśli z 16-17 mld zł udałoby się uzyskać 10 mld zł w 2 lata, oznaczałoby to, że dziś likwidowane instytucje zajmują się głównie finansowaniem swego istnienia - uważa ekonomista BZ WBK.

Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku Handlowego, uważa proponowane zmiany za potrzebne, choć także nie nazwałby ich reformą.
- W finansach panuje bałagan, więc porządkujące zmiany organizacyjne są wskazane. Nie uzdrowią one jednak finansów publicznych - uważa Piotr Kalisz.

Wrócić do Hausnera

Ekonomiści od dawna zwracają uwagę na brak zdecydowanych działań, które ograniczyłyby i uporządkowały wydatki budżetu.
- Szukamy oszczędności wszędzie, a zmiany po stronie wydatkowej mają charakter ciągły. Zmniejsza się relacja wydatków do PKB. Proszę uczonych komentatorów, by wskazali, gdzie masywniej zmniejszać wydatki - ripostuje Zyta Gilowska.

Ekonomiści i przedstawiciele biznesu mówią bez wahania: w socjalu. "Reformy wymaga niewydolny i nieszczelny system ubezpieczeń społecznych, nieracjonalnie dystrybuowane wydatki socjalne, skomplikowany system podatkowy" - czytamy w oświadczeniu Business Centre Club.

- Trzeba zweryfikować uprawnienia rentowe, ograniczyć emerytury pomostowe, zreformować KRUS, by rolnicy płacili normalne składki, podwyższyć wiek emerytalny, słowem - wrócić do założeń planu Hausnera. Tymczasem rząd robi dokładnie na odwrót i przywraca coroczną waloryzację rent i emerytur niezależnie od tego, jak bardzo wzrosną ceny - wylicza Ryszard Petru.

Oby nie tak jak zwykle

Zdaniem Piotra Bielskiego, nie chodzi nawet o drastyczne cięcia, lecz o systemowe rozwiązania umożliwiające uelastycznienie wydatków w okresach słabszego wzrostu.

- Proponowane zmiany nie rozwiążą problemu, jakim jest nadmierna wrażliwość finansów publicznych na zmiany koniunktury. Dziś, przy szybko rozwijającej się gospodarce, nie ma problemów ze sfinansowaniem np. corocznej waloryzacji. Jednak mogą się one pojawić, gdy wzrost spowolni - uważa ekonomista BZ WBK.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »