Trudne zadanie UE koordynowania pandemią

Unia Europejska mierzy się z największym kryzysem zdrowotnym ostatnich dziesięcioleci, który chwieje unijną gospodarką. Kraje wprowadziły środki nadzwyczajne a Komisja Europejska zmobilizowała 25 mld euro. Jednak podobnie jak w 2008 rośnie podział między północą i południem, bo jak wtedy tak i teraz Berlin i Paryż w inny sposób widzą zarządzanie kryzysem.

Kryzys finansowy sprzed 12 lat obnażył zaniedbania w zarządzaniu finansami publicznymi wielu krajów strefy euro - między innymi Grecji, Włoch i Hiszpanii. Na jaw wyszły nieprawidłowości przy zawieraniu unii walutowej, która - jak stwierdzono - przez południowe kraje Europy została przyjęta za wcześnie i podzieliła strefę euro "na dwie prędkości". Po raz pierwszy wytknięto wtedy Brukseli niedyscyplinowanie państw strefy euro, żeby utrzymywały wskaźniki finansowe - deficyt budżetowym, zadłużenie wewnętrzne i zewnętrzne - na wymaganym poziomie. Okazało się też, że UE nie ma wypracowanych mechanizmów antykryzysowych, dzięki którym mogłaby szybko udzielić wsparcia finansowego poszkodowanym krajom. Pod znakiem zapytania stanął byt euro i mówiło się o "zakażeniu kryzysem" najpierw Grecji, a potem Irlandii, Portugalii i Hiszpanii, która w 2012 r. musiała prosić Brukselę o 37 mld euro pożyczki. 

Reklama

Tym razem Unia Europejska zareagowała szybko. We wtorek Komisja Europejska zdecydowała o przeznaczeniu na walkę z koronawirusem 25 mld euro, z czego 7,5 mld mają zostać uruchomione w ciągu najbliższych tygodni (wsparcie dla Polski może wynieść ponad miliard euro). Postanowiono stworzyć system wymiany informacji dotyczący sprzętu medycznego. - Musimy przede wszystkim działać na poziomie makroekonomicznym - przyznała we wtorek Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej. Dodała, że aby europejska gospodarka przetrwała burzę,  potrzebna jest koordynacja pomiędzy państwami członkowskimi, Komisją i Europejskim Bankiem Centralnym. 

Z tym może być jednak problem, bo podobnie jak w 2008 roku tak i teraz reguły gry próbują narzucić Francja i Niemcy, które - po raz kolejny - mają inne wizje na temat sposobu zaradzenia kryzysowi. (Hiszpańskie media poskarżyły się, że przed tygodniem Francja i Niemcy nie dopuściły, aby kraje strefy euro podjęły wspólne decyzje dotyczące zwalczania pandemii). Podobnie jak 12 lat temu tak i teraz sprawa rozbija się o politykę fiskalną. Patrząc na kraje strefy euro podział jest niemal identyczny co w 2008 roku. Emmanuel Macron przewodzi grupie, której głównym sojusznikiem są Włochy, a która domaga się od Brukseli skopiowania modelu francuskiego - pomocy dla firm i ulg podatkowych. A dzięki temu - jak zapewnia Macron - złagodzenia ekonomicznych skutków kryzysu zdrowotnego (na radzenie sobie ze skutkami gospodarczymi ma przyjść czas później). "Zmobilizuję instytucje europejskie" - obiecał w sieciach społecznościowych prezydent Francji. 

Po drugiej stronie "barykady" stoi Angela Merkel i północne kraje strefy euro. Ich zdaniem, apele Paryża mają na celu złagodzenie dyscypliny podatkowej Unii i wymuszenie transferu środków budżetowych z północy na południe. Takich samych argumentów kanclerz Niemiec używała w 2008 roku, kiedy to nie ugięła się presji polityków CDU i siostrzanej, bawarskiej CSU. Oskarżali oni panią kanclerz o brak odwagi w walce z kryzysem i żądali bardziej radykalnych działań, w tym obniżki podatków. Wtedy też Merkel odrzuciła apele ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego o większy udział Berlina w działaniach antykryzysowych, który miały wesprzeć przede wszystkim południe Europy. 

Podobnie jak w 2008 r., Niemcy podtrzymują twardą politykę fiskalną i tego samego oczekują od Brukseli. Przed trzema dniami tamtejszy rząd przyjął pakiet pomocowy (12,4 mld euro), który jednak wejść ma dopiero w 2021 roku a tamtejszy minister finansów Olaf Scholz kwestionował, czy wpływ koronawirusa na gospodarkę będzie długotrwały. Berlin nie ugiął się też naciskom Europejskiego Banku Centralnego, który oczekiwał zwiększenia działań aktywizujących gospodarkę, głównie chodziło o zwiększenie wydatków.

Dlatego Brukselę próbującą koordynować działania przeciwko pandemii czeka trudne zadanie. Tym bardziej, że w porównaniu z uprawnieniami państw członkowskich, Unia ma ograniczony mandat w sytuacjach zagrożenia zdrowia publicznego. Działać jednak będzie trzeba. Powołane w Brukseli Centrum Koordynacji Reagowania Kryzysowego UE pracuje non stop. Jutro zaś kraje członkowskie, w tym Polska, przystąpić mają do wspólnych zamówień na sprzęt medyczny, również szczepionek na koronawirus - kiedy te będą już gotowe. Zdaniem ekspertów, wszystko to może nie wystarczyć jeśli sprawdzą się obawy Europejskiego Banku Centralnego, który ostrzega, że kryzys spowodowany koronawirusem będzie porównywalny do tego sprzed 12 lat.

Ewa Wysocka

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: koronawirus | pandemia | UE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »