Trzy miesiące zamknięcia gospodarki to bardzo głęboka recesja

Recesji nie wywiniemy się w tym roku, ale jej głębokość zależy nie tylko od przebiegu epidemii, ale również od sprawności zarządzania nią przez rząd. To jak szybko gospodarka odbije, będzie zależeć od długości trwania lockdownu, lecz także od sposobu jej "rozmrażania" i przechodzenia od restrykcji do normalnej aktywności - twierdzi Marek Rozkrut, główny ekonomista firmy doradczej EY.


- Trzymiesięczny lockdown to w większości krajów dwucyfrowa recesja, w niektórych nawet 20-procentowa - mówił Rozkrut podczas wideokonferencji "Kwadrans z Europejskim Kongresem Finansowym".

Marek Rozkrut nie ma "twardej" prognozy dla polskiej czy światowej gospodarki w warunkach pandemii i wzbrania się przed podawaniem konkretnych cyfr. Wszystko zależy od scenariuszy rozwoju samej choroby i umiejętności znalezienia skutecznego leczenia. Dlatego przedstawia trzy możliwe scenariusze i dodaje, że w różnych krajach mogą się one zrealizować w różnych wersjach. A tu już bardzo wiele zależy od sprawności działań rządów i ich wiarygodności.  

Reklama

Jak kształt będzie miało ożywienie

Pierwszy, najbardziej optymistyczny scenariusz zakłada, że lekarze znajdą skuteczną metodę leczenia choroby wywołanej koronawirusem. To nie musi być równoznaczne z wynalezieniem szczepionki, bo to będzie długo trwało. Gdyby jednak metoda leczenia była dostępna szybko i powszechnie, złagodziłaby strach spowodowany bardzo wysoką śmiertelnością choroby - w niektórych krajach jest to ok. 12 proc.  

- Gdyby taka metoda była dostępna szybko, moglibyśmy liczyć na skoordynowane wychodzenia przez gospodarki z zamrożenia - powiedział Marek Rozkrut.

W optymistycznym scenariuszu epidemia wygasa w końcu kwietnia i już nie powraca. Ale pozostawia po sobie koszty gospodarcze, szczególnie w krajach najbardziej nią dotkniętych, takich jak Włochy.

- Postawienie gospodarki szybko na pełne moce jest bardzo mało prawdopodobne.

Przy zniesieniu lockdownu w maju nie wierzę w odbicie w kształcie V. Raczej możliwe jest w kształcie U - powiedział ekonomista.  

Drugi scenariusz - neutralny - jest bardziej prawdopodobny. Wirus zostaje z nami na długo, ale epidemia nie wymyka się spod kontroli. Krzywa zachorowań wypłaszcza się, choć ryzyka ponownego wybuchu czają się miesiącami. Scenariusz ten zakłada bardzo stopniowe luzowanie obecnych ograniczeń od kwietnia lub maja i rozpoczęcie procesu "zarządzania epidemią".

- Będziemy musieli nauczyć się żyć z wirusem przez dłuższy czas - mówił Marek Rozkrut.

Wzór mogą stanowić kraje Azji mające doświadczenia z epidemiami MERS i SARS. Potrafiły one przygotować się z wyprzedzeniem na atak COVID-19 i dość szybko reagować. W środę odblokowane zostało w Chinach miasto Wuhan, gdzie wybuchła epidemia. Dzięki zarządzaniu i monitorowaniu jej przebiegu Korea Południowa uniknęła "zamrożenia" gospodarki.

Ważne sprawne zarządzanie kryzysem

Bardzo wiele zależy zatem od władz publicznych. Od zarządzania przez nie luzowaniem reguł i restrykcji, częstością testowania, monitorowaniem ryzyk, umiejętnością identyfikacji zarażonych. Taki proces zaczyna się właśnie w krajach Azji, a jego rozpoczęcie zapowiadają Niemcy i Austria. Pozwoli on w przewidywalnym czasie postawić gospodarkę na nogi, choć efekty będą różne w różnych krajach.

- To nie będzie proces zsynchronizowany. W jednym kraju nastąpi wychodzenie, w drugim nie - mówił Marek Rozkrut.

- Sposób będzie zależał od sprawności państwa. Muszą w nim uczestniczyć samorządy, przedsiębiorstwa, całe społeczeństwo. To jest nierealne, żeby proces ten kontrolować na szczeblu centralnym. Kapitał społeczny, zaufanie i współpraca będą odgrywać kolosalną rolę - dodał.

Już teraz, choć dynamika epidemii jest jeszcze niewiadoma, można przygotowywać społeczeństwo na różne scenariusze.

- Trzeba przygotowywać przedsiębiorstwa do tego, co dalej, zarysować scenariusz, kiedy można liczyć na zmianę uwarunkowań. Może firmy będą musiały zmienić procesy produkcyjne. Potrzebują wskazówek do tego, jak będzie funkcjonować nasza rzeczywistość - mówił Marek Rozkrut

Gospodarki różnych państw w niejednakowym stopniu zostaną dotknięte skutkami epidemii, co nie tylko będzie zależeć od sprawności zarządzania "odmrażaniem", ale też od struktury gospodarki. Najbardziej dotknięte skutkami epidemii mogą być małe i średnie firmy. Choć w Polsce są stosunkowo mało produktywne, jednak zatrudniają połowę pracujących. To może wywołać problemy społeczne.

Najbardziej dotknięte mogą być kraje mające duże ekspozycje na handel międzynarodowy, a więc także Polska. Bo około 40 proc. wytwarzanej w Polsce produkcji przemysłu jest eksportowana. Około 27 proc. produkcji stanowią komponenty importowane, głownie z Chin. W sytuacji niezsynchronizowanego "rozmrażania" gospodarek niektóre firmy nie mogą sprzedawać, a niektóre nie mają z czego produkować.

Recesja. Ale jak głęboka?

Jednym z kluczowych problemów jest niedopuszczenie - w warunkach znoszenia lockdownu - do przeciążenia systemu ochrony zdrowia. Dla niektórych krajów niewydolność tego systemu i braki zasobów będą największym problemem i będą utrudniać strategię "wyjścia".

- W Polsce bardzo niepokojące są zakażenia lekarzy - powiedział Marek Rozkrut.

Trzeci, pesymistyczny scenariusz przewiduje zamrożenie gospodarki trwające wiele miesięcy. Krzywa zachorowań nie będzie się "wypłaszczać", a wirus zmutuje i będzie powodował większą śmiertelność. Dla gospodarki oznacza to dłuższy lockdown, a im dłuższy, tym głębsza depresja.

Po "tarczy antykryzysowej", nieodpowiadającej na potrzeby przedsiębiorstw oraz zatrudnionych,  rząd ogłosił wczoraj "tarczę finansową" - program pomocy dla firm, wzorowany na wprowadzonym ponad dwa tygodnie temu w Niemczech. W sumie przewiduje on 100 mld zł pomocy w postaci subwencji, częściowo bezzwrotnych, dla wszelkiego typu przedsiębiorstw. Mogą one liczyć na pomoc - według słów premiera Mateusza Morawieckiego - za ok. 2-3 tygodnie.

- Jako kierunek oceniam ten program pozytywnie. Szacuję, że będzie to ok. 60 mld zł bezzwrotnej pomocy. Ważna jest strona operacyjna, ważne jest, że program uwzględnia  firmy duże, bo ich upadek może powodować łańcuszek bankructw mniejszych - mówił Marek Rozkrut.

- Mam dużo zastrzeżeń co do wprowadzania operacyjnego. Przedsiębiorstwa musiały czekać bardzo długo, a teraz nie dostaną pomocy natychmiast. Komunikacja i zarządzanie oczekiwaniem jest w tych warunkach szalenie ważne - dodał.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

- Wiele przedsiębiorstw, które mają środki, woli nie płacić w terminie i trzymać gotówkę dla siebie. Napędza się brak zaufania, a to wzmacnia podobne zachowania u innych. "Tarcza finansowa" nie rozwiąże problemu upadłości (...) na pewno zmniejszy ich skalę - powiedział.

Czy program wartości 100 mld zł zagrozi stabilności polskich finansów publicznych? Ma on pochodzić z zadłużenia, które weźmie na siebie Polski Fundusz Rozwoju, a w związku z tym powinno być ono włączone do sektora finansów publicznych, przynajmniej według metodologii unijnej. Prawdopodobnie rząd znajdzie sposób, żeby obejść konstytucyjną zasadę niedopuszczającą do wzrost długu publicznego do 60 proc. PKB, zmieniając krajową metodologię liczenia. Ale nie zmieni unijnych zasad. Czy dług przekroczy zatem 60 proc. PKB?

- Mam nadzieję, że nie, ale może okazać się, że tak - powiedział ekonomista EY na pytanie byłego wiceministra finansów Ludwika Koteckiego.     

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | kryzys gospodarczy | recesja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »