Urzędniczy Titanic

W ostatnich latach Polska stała się prawdziwą Rzeczpospolitą urzędników. Premier Tusk już na początku swojej pierwszej kadencji obiecywał zmniejszenie armii polskich oficjeli, tymczasem ich liczba w ostatnich latach ciągle wzrasta. Rosną też koszty ich utrzymania.

Widać to najlepiej na przykładzie ministrów rządu Donalda Tuska, którzy powołują swoich kolejnych pełnomocników i wiceministrów. Taka polityka przy obecnej kondycji krajowej gospodarki doprowadzi nas do prawdziwego zderzenia z górą lodową.

Żółta linia w MSW

Minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz powołał Monikę Sapieżyńską na stanowisko pełnomocnika ds. równego traktowania w służbach mundurowych podległych MSW. Jak zakomunikowano mediom, zadaniem nowej pani pełnomocnik będzie współpraca z pełnomocnikami komendantów wojewódzkich policji ds. ochrony praw człowieka w zakresie wypracowania standardów postępowania w sprawach, gdzie mogło dojść do nierównego traktowania kobiet i mężczyzn. Pani pełnomocnik ma też monitorować sytuację dotyczącą równouprawnienia w służbach mundurowych. Ma też przygotować specjalny raport na temat równego traktowania kobiet i mężczyzn we wszystkich formacjach mundurowych, jakie podlegają szefowi MSW, który ma być dostępny opinii publicznej. W ramach nowej inicjatywy szefa MSW została również uruchomiona tzw. żółta linia, umożliwiająca anonimowe informowanie o nadużyciach, jeśli chodzi o kwestie równego traktowania w formacjach mundurowych. Wszystkie tego typu informacje mają trafiać do wspomnianej pani rzecznik, która teraz ma się nimi profesjonalnie zajmować. I wcale nie można się śmiać z problemu. To pokłosie ostatniej afery seksualnej w resorcie z udziałem komendanta wojewódzkiego policji w Opolu i jednej z jego podwładnych.

Przybywa pełnomocników

W ostatnich dwóch latach w rządzie Donalda Tuska panowała prawdziwa moda na pełnomocników i kolejnych wiceministrów. W poszczególnych ministerstwach systematycznie ich przybywa. W Ministerstwie Gospodarki jest ich aż dziewięciu. Zajmują się oni m.in. reprezentowaniem ministra przed sądami, wydawaniem decyzji administracyjnych, załatwianiem spraw w imieniu ministra. We wspomnianym już Ministerstwie Spraw Wewnętrznych jest ich na razie tylko trzech. Oprócz Moniki Sapieżyńskiej jest jeszcze pełnomocnik ds. strategii antykorupcyjnej i pełnomocnik ds. kwestii zarządzania w MSW. W Ministerstwie Sportu, minister Joanna Mucha od początku 2013 r. wystawiła swoim urzędnikom 58 pełnomocnictw. Niektórzy posiadają po kilka upoważnień. Pełnomocników mianowanych decyzją minister jest ponad 20: 12 dyrektorów departamentów, główna księgowa, dwóch podsekretarzy stanu, sekretarz i trzech radców prawnych. Z kolei w Ministerstwie Finansów jest ich aż 24. Od kilku do kilkunastu pełnomocników jest w pozostałych ministerstwach.

Reklama

Plaga wiceministrów

Rośnie też systematycznie liczba wiceministrów w poszczególnych resortach rządu Donalda Tuska. Zasadniczą przyczyną tego stanu rzeczy ma być rosnąca liczba ministerialnych zadań. Prawdziwym rekordzistą jest tutaj szef resortu finansów Jacek Rostowski, który zatrudnił sobie niedawno dziewiątego wiceministra. Została nim Dorota Podedworna-Tarnowska. Komizmu całej sytuacji dodaje fakt, że minister finansów Jacek Rostowski ciągle w mediach komunikuje Polakom o konieczności zaciskania pasa. Niewiele ustępuje Rostowskiemu szef MSZ Radosław Sikorski. Kierowany przez niego resort zatrudnia siedmiu wiceministrów. Mimo to, jego ministerstwo nie było nawet w stanie, w ubiegłym roku, przekazać na czas środków budżetowych na wsparcie polskich instytucji polonijnych, przez co wiele z nich zostało zmuszonych do zawieszenia swojej działalności.

Rośnie armia urzędników

Według ostatnich danych GUS obecnie w administracji publicznej pracuje o prawie 20 tysięcy osób więcej niż w 2008 r. Kosztowało nas to dodatkowe 10 miliardów złotych. Mamy obecnie już 443,1 tys. urzędników (licząc bez tych w ubezpieczeniach społecznych i obronie narodowej). Co miesiąc każdy z nas wydaje na administrację 85 złotych. Największy wzrost zatrudnienia zanotowano między rokiem 2008 a 2009. Przybyło wówczas 15 tys. etatowych urzędników. W kolejnym roku doszedł dodatkowy tysiąc. I choć w następnym zwolniono 1,7 tys. osób, to spadek był tylko pozorny, bo w tym samym czasie zatrudniono 3,7 osób na umowy cywilnoprawne. To zresztą stała praktyka. Tam, gdzie tnie się etaty, zwiększa się liczbę urzędników na umowach (wzrost o 18,95 proc.).

Pan zapłaci, pani zapłaci...

Jednak to etaty kosztują nas najwięcej. Tylko w ZUS w ciągu czterech lat zapłaciliśmy za nie dodatkowo 1,68 mld zł (237 proc. wzrostu). Stało się tak nawet pomimo wielokrotnych zapewnień premiera Tuska, że ta niekorzystna dla państwa tendencja zostanie odwrócona. A trwa ona z różnym nasileniem od 25 lat. Liczba urzędników w Polsce w okresie ostatniego ćwierćwiecza wzrosła prawie trzykrotnie. W tym czasie liczba mieszkańców Polski wzrosła o niecały 1 proc. (1988 - 37,9 mln, 2010 - 38,2 mln), a liczba zatrudnionych poza sferą budżetową wzrosła jedynie o 9 proc. (2002 - 11,1 mln, 2010 - 12,2 mln). Pewne jest jedno - liczebność administracji jest konsekwencją istniejącego prawa i przeregulowania gospodarki. Jeśli tworzy się ustawy, które mnożą kompetencje urzędów, trudno się dziwić, że rośnie liczba urzędników.

Bierzmy przykład z innych

Według danych Eurostatu od 2008 r. niewielka Łotwa zredukowała swoją biurokrację aż 32,4 proc. Te drastyczne cięcia administracji zaczęły się w 2009 r., gdy łotewski PKB skurczył się aż o 17 proc. W Rydze zastanawiano się wówczas nawet nad likwidacją MSW i podporządkowaniem policji bezpośrednio premierowi. W 2008 r. Łotwa znajdowała się na piątym miejscu w UE pod względem odsetka osób zatrudnionych w urzędach. Dziś zajmuje 14. miejsce. Radykalnego ciecia administracji dokonała Chorwacja - od kilkunastu dni nowy członek UE. Chorwaci od 2008 r. zredukowali swoją administrację o 20,4 proc. Również i w tym przypadku decyzja była wynikiem sytuacji gospodarczej. Chorwacja od czterech latach jest w recesji, ma poważny deficyt budżetowy, a dług publiczny zaczął niebezpiecznie zbliżać się do poziomu 60 proc. PKB. Na radykalne cięcia administracji zdecydowało się w ostatnich latach wiele innych krajów, których sytuacja gospodarcza nie jest najlepsza. Jednak Polska, pomimo rosnącego od kilku lat deficytu i długu publicznego, idzie nadal w zupełnie innym kierunku. Od 2008 r. Polska znalazła się z 17. na 12. miejscu, a odsetek pracujących w administracji wzrósł z 6,2 do 6,8 proc. ogółu zatrudnionych.

20 tysięcy nowych urzędników, których zatrudniono w tym okresie kosztowało nas 10 miliardów złotych. Taka polityka, przy obecnych perspektywach gospodarczych Polski, wcześniej czy później doprowadzi do sytuacji, w której staniemy w obliczu niezbędnej redukcji administracji nawet o 30-40 proc. i to w ekspresowym tempie. To może mieć wówczas naprawdę bolesne skutki dla Polaków. Ale dzisiaj nikt w rządzie Donalda Tuska o tym jeszcze nie myśli. Polski Titanic jeszcze płynie... Ale góra lodowa jest coraz bliżej...

dr Leszek Pietrzak

Autor jest historykiem, przez wiele lat pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, następnie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był również członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: urzednicy | Donald Tusk | administracja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »