Zalany gabinet Pawła Muchy, interwencja policji. Napięcie w NBP sięga zenitu

Paweł Mucha, członek zarządu NBP, miał wezwać policję do siedziby banku centralnego po tym, jak jego gabinet miał zostać zalany, a rzeczy osobiste wyniesione bez jego wiedzy - informuje money.pl. Informacja o interwencji została potwierdzona przez policję, jednak rzecznik NBP zaprzecza, że miała miejsce.

Spór w zarządzie NBP zdaje się przybierać na sile. Konflikt między prezesem Adamem Glapińskim a Pawłem Muchą trwa od miesięcy - ten zarzucił szefowi banku centralnego m.in. ukrywanie dokumentów. Sam Glapiński odrzucał te zarzuty - zgodnie z komunikatem NBP zachowania Muchy polegały na "wytwarzaniu atmosfery zagrożenia" i "bezzasadnej krytyce", a członkowi zarządu zależy po prostu na sprostaniu oczekiwań finansowych. 

W połowie grudnia Mucha upublicznił na platformie X list, w którym pisał o złym traktowaniu i naruszeniu jego dóbr osobistych przez prezesa Glapińskiego. Opublikował również dokumenty na temat nagród, jakie przyznał sobie Adam Glapiński.

Reklama

Gabinet Pawła Muchy zalany dwukrotnie?

Jak wynika z informacji podawanych przez money.pl na początku grudnia Mucha wezwał do siedziby NBP policję, co miało wynikać z zalania jego gabinetu, a następnie zniknięcia rzeczy osobistych.

Tak, interweniowaliśmy wtedy na wezwanie osoby z Narodowego Banku Polskiego - mówi portalowi podinsp. Robert Szumiata z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I.

Telefon ten miał zostać wykonany 7 grudnia. Trzy dni wcześniej w budynku doszło do awarii. W gabinecie trwał wówczas remont.

- W NBP doszło do uszkodzenia pionu wodno-kanalizacyjnego i zalania części pomieszczeń, w tym gabinetu członka zarządu Pawła Muchy. Pilnie odcięto zasilanie prądem, bo istniało poważne zagrożenie zalania instalacji - mówi money.pl pracownik administracji banku, chcący zachować anonimowość.  

Dzień później członek zarządu NBP był na jednodniowym urlopie. 6 grudnia miał nie zauważyć śladów zalania gabinetu, w którym pracuje, choć pracownicy mieli otrzymać w międzyczasie informację o wyłączeniu go z użytkowania. 

Money.pl informuje, że tego dnia Mucha był obecny na spotkaniach poza gabinetem. Podczas jego nieobecności jego gabinet miał zostać ponownie zalany, a rzeczy zabezpieczone i przeniesione do innego pokoju. Tymczasem sam członek zarządu ponownie nie zauważył śladów zalania, o którym informował bank, nie został również poinformowany o zmianie miejsca położenia swoich rzeczy. Dlatego też zdecydował się wezwać policję; bez dostępu do dokumentów nie był w stanie wykonywać obowiązków służbowych.

To jednak nie koniec niespodzianek. Po rozmowie z policją przed budynkiem NBP, podczas której miał nie zdecydować się o złożeniu zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, jego karta dostępu do pomieszczeń banku przestała działać.

NBP zaprzecza słowom policji

Paweł Mucha nie udzielił money.pl komentarza w tej sprawie, jedna nie zaprzeczył, że taka sytuacja nie miała miejsca. Z kolei rzecznik NBP Wojciech Andrusiewicz stwierdził, że "trudno mu komentować tego typu narrację, ktokolwiek by jej nie kierował do prasy, a tym bardziej jeżeli kieruje ją anonimowo".

- Nie przywykłem do wchodzenia w polemikę na poziomie tego typu anonimowych tez. Proszę, więc pozwolić, że nie będę komentował kwestii zarządzania nieruchomościami przez Narodowy Bank Polski, bo nic spektakularnego się tu nie dzieje. Dementuję natomiast stanowczo, by policja kiedykolwiek interweniowała, czy choćby nawet weszła do budynków Narodowego Banku Polskiego. Nic takiego nie miało miejsca - przekonuje. 

Słowa te stoją jednak w sprzeczności do stanowiska stołecznej policji - choć funkcjonariusze nie weszli do budynku, potwierdzili, że interwencja miała miejsce.

"Degradacja" Pawła Muchy w NBP

Patowa sytuacja w NBP spotyka się z krytyką środowiska ekonomistów. Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych podkreśla, że w banku centralnym tego typu konflikty nie powinny się wydarza.

- A tutaj szambo wybiło i nic nie zapowiada, aby szybko się ten serial skończył. Zamieszanie z policją i członkiem zarządu nigdy nie powinny mieć miejsca. Brak zaufania w kierownictwie NBP jest rażący. W konstytucyjnym organie takie rzeczy nie powinny się wydarzać. To skandal - mówi rozmówca money.pl.

O spór został zapytany we wtorek członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Ludwik Kotecki. Był gościem "Rozmowy Piaseckiego" w TVN24. Prowadzący rozmowę Konrad Piasecki powiedział, że z jego informacji wynika, że Paweł Mucha został przeniesiony do innego gabinetu - z drugiego na ósme piętro gmachu przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, co "może być traktowane jako degradacja" dla członka zarządu NBP. 

- Jeżeli to jest prawda, że to rzeczywiście pan prezes Mucha wezwał policję, to chyba dotyczyło to jakiegoś problemu właśnie z tym gabinetem. On jest w tej chwili oficjalnie w remoncie (...) - odpowiedział członek RPP. - Podobno pojawiła się policja i podobno nawet na sygnale przyjechała do siedziby NBP. Na drzwiach tego gabinetu w tej chwili taka duża kartka wisi, że jest wyłączony z użytkowania na czas remontu - relacjonował członek RPP. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: NBP | Paweł Mucha | Adam Glapiński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »