Wielkie rury najłatwiej narysować na mapie

Konflikt polityczny na Ukrainie powoduje, że wszelkie nasze kontakty - także gospodarcze - ze wschodnim sąsiadem podszyte są niepewnością, czy rozmówca z tamtej strony na pewno jest właściwym człowiekiem.

Konflikt polityczny na Ukrainie powoduje, że wszelkie nasze kontakty - także gospodarcze - ze wschodnim sąsiadem podszyte są niepewnością, czy rozmówca z tamtej strony na pewno jest właściwym człowiekiem.

Piątkowa wizyta Leszka Millera we Lwowie trwała znacznie krócej, niż rozważania, czy premier ma w ogóle tam pojechać. II Forum Ekonomiczne, poświęcone współpracy transgranicznej, było wygodnym pretekstem dla rozeznania się na miejscu w sytuacji. Ciekawa propozycja zorganizowania w Warszawie spotkania stron ukraińskiego konfliktu może się jeszcze rozmyć - zobaczymy, kto naprawdę przyjedzie.

Dla kręgu czytelniczego "Pulsu Biznesu" najciekawszym punktem rozmów we Lwowie była oczywiście prezentacja legendarnego projektu, noszącego po ukraińsku dumną nazwę Euroazjatycki Korytarz Transportowy Ropy, a po naszemu zwyczajnie zwanego rurociągiem naftowym Odessa - Brody - Płock/Gdańsk. Na widowni zasiedli premierzy Anatolij Kinach i Leszek Miller, w towarzystwie ministra gospodarki Jacka Piechoty. Występował zaś Oleksandr Todijczuk, prezes państwowej Ukrtransnafty, którego duchowo wspierał - oraz pilnie łowił każdy gest polskich widzów - Paweł J. Hołownia, prezes jak najbardziej prywatnej spółki Golden Gate.

Reklama

Różnica w traktowaniu rurociągu przez oba państwa jest aż nadto wyraźna. Dla Ukrainy wielka rura ma znaczenie strategiczne, ponieważ pozwala jej na dywersyfikację źródeł zaopatrzenia w ropę i częściowe uniezależnienie się od Rosji. Pierwotnie projekt ten nie miał jakiegokolwiek związku z koncepcją dalszego przesyłania kaspijskiego paliwa do Polski. Istniejący już odcinek wraz z terminalem w Odessie zbudowany został dla potrzeb ukraińskich. Natomiast nasze zaopatrzenie w ropę naftową zdywersyfikował ponad ćwierć wieku temu tow. Edward Gierek, podejmując odważną decyzję o budowie Portu Północnego i Rafinerii Gdańskiej. Oczywiście trzy źródła są lepsze niż dwa, ale staranie się o to trzecie musi mieć ekonomiczny sens.

Odkrywając same jasne strony rurociągu, prezes Ukrtransnafty umiejętnie omijał wszelkie rafy. A przecież wystarczy zwrócić uwagę na fakt tak drobny, że Ukraina... nie ma ropy i może być tylko państwem tranzytowym, zresztą nie jedynym. Nawet dokładnie nie wiadomo, jaki surowiec wchodziłby w grę - azerski czy może kazachski? I jeszcze jedno trudne pytanie - jakie są realne zasoby kaspijskiej ropy? Jeśli zaś chodzi o cenę zakupu na granicy ukraińsko-polskiej, to oczywiście nie mogłaby ona być wyższa od ceny płaconej na wejściu do naszego kraju rurociągu Przyjaźń - a to wydaje się niemożliwe.

Nasz sceptycyzm wobec użyteczności ukraińskiego korytarza naftowego dla Polski jest całkowicie naturalny i uzasadniony. Rząd nie ma zamiaru udzielać żadnemu inwestorowi państwowych gwarancji i ma kapitalne wytłumaczenie dla strony ukraińskiej - przedsięwzięcie ma być komercyjne, trzeba przeprowadzić analizy, znaleźć odbiorców na co najmniej 25 mln ton ropy, etc. W tym stanie rzeczy, ropociąg Brody - Płock/Gdańsk czeka zapewne taki sam los, jak podmorski gazociąg z Norwegii - pozostanie linią narysowaną na mapie.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: rury
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »