Rekordowa kwota zwrotu VAT

Zwroty VAT w 2015 r. prawdopodobnie wyniosły rekordową w historii kwotę 90 mld zł. Co roku budżet zwraca coraz więcej, czyli udział kasy państwa w tym interesie relatywnie kurczy się od kilku ostatnich lat.

Jeszcze przed sześciu laty budżet zwracał o 30 mld zł mniej, a większość tej kwoty zaczęła dynamicznie rosnąć już pod koniec pierwszej kadencji rządów "liberalnych", co wiązało się z oczywistych względów ze spadkiem dochodów budżetowych. Przypomnę, że na rok 2009 planowano, zresztą zupełnie poprawnie, kwotę dochodów w wysokości 119 mld zł, a było o 20 mld zł mniej. Może nie wszyscy wiedzą na czym polega ten podatek, więc wymienię: dochód budżetu (to, co jest w planie na dany rok i miara jego wykonania) stanowi saldo wpływów (to dziś ponad 210 mld zł) i wielkości zwrotów (i częściowo nadpłat), które otrzymają podatnicy:

Reklama

1) stosujący stawkę 0 proc. (eksport towarów, wewnątrzwspólnotowe dostawa towarów),

2) wykonujący czynności poza terytorium kraju,

3) sprzedający stal, metale kolorowe, złom, surowce wtórne, odpady i częściowo elektronikę,

4) mający nadwyżkę podatku naliczonego nad należnym i zarządami zwrotów.

Jest rzeczą oczywistą, że możliwość uzyskania zwrotów rodzi nieznane w historii pokusy dla wszelkiej maści oszustów i "optymalizatorów", którzy tworzą w tym celu fikcyjne transakcje i równie fikcyjne podmioty. Dzięki temu rośnie zwłaszcza "wywóz" towarów do innych państw UE, z czego cieszą się nie tylko naiwni ekonomiści, ale również cały medialno-doradczy biznes, który chce nam wmówić, że czym większe zwroty, tym lepiej, bo "gospodarka się szybko rozwija", a "więcej pieniędzy wróciło do kieszeni podatników". Zgoda - wróciło, ale nie byli to żadni "podatnicy".

To tylko część prawdy o tej katastrofie. Śmiertelny cios efektywności tego podatku był największym sukcesem lobbystów podatkowych, którzy załatwili przywileje wymienione w pkt. 3, czyli zwroty podatku z tytułu dostawy stali, metali kolorowych i elektroniki (tzw. odwrotne obciążenie, czyli inaczej nazwano stawkę 0 proc.). Zaczęło się jednak w 2011 r. (złom, surowce wtórne, odpady), a potem rozszerzono to na stal - największa katastrofa - oraz miedź (2013 r.), a "na dowidzenia" w 2015 r. na pozostałe metale kolorowe i elektronikę. Te branże uzyskują gigantyczne zwroty, a ministerstwo finansów skutecznie ukrywa, ile im wypłaciło. Może się wstydzi? Co ciekawe, lobbyści chwalą się swoim sukcesem, a urzędnicy stają w obronie tej patologii zwalczając - jak dotąd skutecznie - wszelkie próby ograniczenia.

Powoli zresztą dowiadujemy się, kto rządzi w naszym kraju: Prawo i Sprawiedliwości przedstawiło w czasie kampanii wyborczej projekt ustawy, który w celu zwiększania dochodów budżetowych jeszcze w tym roku likwidował wszystkie luki w tym podatku, a zwłaszcza kryptostawkę 0 proc. pod nazwą "odwrotne obciążenie". Wyborcy znali ten projekt i go poparli. W resorcie finansów pojawia się nowe kierownictwo i zaczynają się dziać dziwne rzeczy: lobbyści skutecznie torpedują program wyborczy zwycięskiej partii (na zadane pytanie ówczesnemu wiceministrowi - już go nie ma - kto podjął decyzję o wyrzuceniu do kosza tej ustawy, dotychczas nie otrzymałem odpowiedzi). Za to resort realizuje głównie pomysły informatyczne z czasów rządów liberalnych, a przypomnę, że ich autorem jest m.in. znana z afery "umów luksemburskich" zagraniczna, oczywiście "renomowana" firma doradcza.

W tym roku kwota zwrotów będzie o kolejne 5 do 7 mld zł większa, a może nawet osiągnie magiczną liczbę 100 mld zł. Jest na to "szansa", bo gminy, korzystając z dwóch uchwał NSA i dziwacznego wyroku TSUE (z dnia 29 września 2015 r.), wyciągają z budżetu zwroty wiążące się z "centralizacją" rozliczeń tego podatku, czyli likwidacją podmiotowości jednostek i zakładów budżetowych. Stan ten jest rajem dla biznesu podatkowego, który oferuje gminom odzyskanie tychże zwrotów za 20 proc. prowizji. A resort finansów? Od wielu lat niczego nie rozumie, wysyła jakieś "komunikaty" i zajmuje się doradztwem podatkowym pisząc "broszury", w których poprawia treść wymyślonych przez siebie (?) przepisów.

Jeden z opozycyjnych polityków "prywatnie" zapewnił mnie, że "PiS nie ma i nie będzie miał nic do gadania na Świętokrzyskiej", "niech zajmuje się katastrofą smoleńską". Można mu - jego zdaniem - co najwyżej pozwolić na to, aby grzecznie wykonał to, co "uzgodniono z liberałami", a zwłaszcza dał zarobić firmom informatycznym na psudoreformach VAT-u. Ciekawe, czy miał rację.

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »