Wielki come back polskich kelnerów
Polscy kelnerzy wracają z Wysp, bo zarabiają już podobne pieniądze w kraju. W dużych miastach mają od 1 tys. zł do 2,5 tys. zł pensji i od 3 do 5 tys. zł z napiwków - pisze dziennik "Metro".
Na razie przyzwyczailiśmy się do informacji o kolejnych zawodach, w których w Polsce brakuje pracowników. Jest już jednak jedno zajęcie, które opłaca się wykonywać w kraju. Restauratorzy przygotowują się na sezon, podczas którego według organizacji turystycznych odwiedzi nas ok. 17 milionów obcokrajowców. Zdecydowali się więc na podniesienie pensji kelnerom.
- Więcej turystów, to więcej zamówień, a co za tym idzie i więcej pieniędzy dla właścicieli hoteli, restauracji czy knajp. Zatem jeśli sami więcej zarobią, to i znacznie podniosą pensję kelnerom - mówi Anna Buczyńska z firmy rekrutacyjnej jobpilot.pl.
Jak to jednak możliwe, że kelner zarabiający ok. 4 tys. zł w Wielkiej Brytanii woli w kraju brać od 1,5 do 2,5 tys. zł za tę samą pracę? Chodzi o napiwki. Wyspiarze dają ich znacznie mniej. - U nas kelnerzy zarabiają z napiwków dwu-, trzy-, a nawet i czterokrotność swoich dochodów - mówi Buczyńska. Nie opłaca się więc harować z dala od rodziny i bliskich. Dlatego coraz więcej kelnerów pakuje walizki.
Prof. Witold Kieżun, ekonomista z WSPiZ im. Leona Koźmińskiego: - Kelnerzy w dobrych restauracjach już dziś w kraju bardzo dobrze zarabiają, w luksusowych potrafią przebić zarobkami swoich kolegów na emigracji. Przykładowo w luksusowych restauracjach jeden rachunek jest na kwotę 600-800 zł, więc sam napiwek, który wynosi 10 proc., sprawia, że kelner za usługę zainkasuje od 60 do 80 zł. Wcale się nie dziwię, że tak chętnie wracają do Polski.