Przemysł nie z tej ziemi

Sektor kosmiczny jednym z filarów polskiej gospodarki? A dlaczego nie..? Gra jest warta świeczki!

Według Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) każde euro wnoszone w formie narodowej składki do jej kasy przynosi zwrot od 0,84 do 5,5 euro. Raport Space Foundation z 2015 r. informuje, że obroty globalnego rynku kosmicznego sięgają 330 mld dol., a dynamika jego wzrostu aż 9 proc. W trzech czwartych jest on już domeną firm prywatnych.

W "Kompleksowym programie wsparcia sektora technologii kosmicznych w Polsce", przygotowanym przez Agencję Rozwoju Przemysłu, wyczytamy, że u nas tempo jego wzrostu jest jeszcze wyższe. Choć trzeba przyznać, że to między innymi dzięki temu, iż startowaliśmy niemal od zera. Przedsiębiorstwa należące do tej branży osiągają nawet kilkukrotnie większą wydajność niż te z innych sektorów. Jedno stanowisko pracy w sektorze skutkuje średnio 2,5 miejscami poza nim. A powstające innowacyjne rozwiązania przynoszą korzyści całej gospodarce.

Reklama

Rynek

Według OECD, łączne nakłady 40 państw najbardziej zaangażowanych w badania kosmosu w roku 2013 przekroczyły 64 mld dol. Grubo ponad połowę tej kwoty wydali Amerykanie. W czołówce są jeszcze Chińczycy, Rosjanie, Hindusi i Japończycy. W Unii Europejskiej najwięcej pieniędzy na projekty kosmiczne wydają Francuzi, Niemcy i Włosi. My na tym tle wypadamy mizernie z nakładami poniżej 81 mln dol. To zaledwie 0,0089 proc. naszego PKB. Dla porównania: we Francji ten wskaźnik wynosi 0,1 proc., a w Stanach Zjednoczonych - 0,23 proc.

Polskie przedsiębiorstwa tworzące sektor kosmiczny to jednak w znakomitej większości nowicjusze. Co nie oznacza, że powinniśmy popadać w kompleksy. Oto firma audytorska Grand Thorton oceniła na podstawie danych z 2014 roku, że wartość polskiego rynku waha się pomiędzy 7,3 a 12,5 mld zł, przy czym ta pierwsza liczba dotyczy tylko tego obszaru, w którym bez rozwiązań i usług branży kosmicznej, takich jak GPS i łączność satelitarna, obejść się nie sposób. Druga obejmuje spółki wykorzystujące technologie kosmiczne, ale mogące działać i bez nich - to między innymi linie lotnicze, producenci elektronarzędzi, odżywek sportowych czy czujników gazu i dymu.

Największy, 58-procentowy udział w rynku, mają firmy tworzące segment "downstream" - zajmują się przesyłaniem sygnałów satelitarnych i przetwarzaniem danych dla potrzeb komercyjnych. Jedna trzecia to "upstream" - spółki, które w ramach programów państwowych między innymi budują rakiety, silniki i satelity. 9 proc. przypada na usługi operatorów satelitarnych zbierających i przesyłających dane do sektora publicznego oraz udostępniające je przedsiębiorstwom.

Rośniemy

Polskie spółki uczestniczą już w realizacji projektów ESA. Często są podwykonawcami większych firm. Rzadziej zdobywają zamówienia samodzielnie. Ale tu także można już wskazać interesujące przykłady. Wśród nich repozytorium danych satelitarnych i chmura obliczeniowa EO Cloud oraz program SAT-AIS-PL związany z budową pierwszego polskiego satelity przemysłowego. Oba projekty prowadzą konsorcja, którym lideruje Creotech Instruments.

- To najlepsza droga dla polskich firm podejmujących większe projekty. Dążymy też do akceleracji spółek z innowacyjnymi pomysłami - komentuje Jacek Kosiec, dyrektor programu kosmicznego w Creotechu.

Dynamiczny wzrost nakładów na przedsięwzięcia kosmiczne nastąpił w ciągu ostatnich czterech lat, po przystąpieniu Polski do ESA. A mógłby być jeszcze szybszy.

- Brakuje jednak rodzimych produktów i firm, które na stałe weszłyby w łańcuchy dostaw w przedsięwzięciach kosmicznych dla dużych kontraktorów oraz doświadczenia - mówi Paweł Pacek, wicedyrektor Biura Rozwoju i Innowacji w ARP. - Musimy też zdobywać zaufanie europejskiej branży kosmicznej, a o to trudno, gdyż na razie niewiele polskich produktów zostało przetestowanych w kosmosie.

Cel? Osiągnięcie przez najbardziej zaawansowane polskie spółki w ciągu 15-20 lat, drugiego poziomu zaawansowania branżowego, czyli pozycji integratorów systemów. Na pierwszym są w Europie tylko trzej potentaci: Airbus Defence & Space, Thales Alenia Space oraz OHB - w przewidywalnym czasie nikt do tego grona nie dołączy. Nasze firmy działają na poziomie czwartym jako dostawcy technologii. Do pokonania mają jeszcze poziom integratorów podsystemów...

- Są realne szanse; już jesteśmy w stanie rozpocząć ich budowę - uważa Jacek Kosiec. - Potencjał rodzimych firm jest ogromny.

Wymagania

Zdobywanie kosmicznych szlifów wymaga zachowania wysokich standardów ESA, podporządkowania się ostrym reżimom produkcyjnym i jakościowym. Tę sztukę, według PARP, opanowuje w Polsce około 100 przedsiębiorstw. 30 spośród nich koncentruje się wyłącznie na technologiach kosmicznych. Według danych ESA z początku tego roku, od wstąpienia Polski do Agencji do przetargów przystąpiło 40 naszych firm i instytucji naukowo-badawczych; 32 podpisały kontrakty na 14,5 mln euro.

A wymagania rzeczywiście są wysokie.

- Śledzimy cały łańcuch wytwarzania, łącznie z badaniem pochodzenia materiałów i urządzeń - tłumaczy Aleksandra Bukała, dyrektor generalna spółki Sener Polska. - Uczymy naszych partnerów procedur, warunków produkcji, przygotowywania dokumentacji; wszystkiego, co potrzebne, by mogły sprostać warunkom stawianym w branży kosmicznej.

Sener Polska sama zresztą korzystała z pomocy Hiszpanów.

- Od technicznego know-how ważniejsza była wiedza o tym, jak działać w silnie regulowanym i zbiurokratyzowanym sektorze. I tę wiedzę też przekazujemy partnerom - mówi dyrektor Bukała.

Droga na szczyt prowadzi także pop-rzez integrację branży.

- Postulujemy konieczność tworzenia pomiędzy krajowymi firmami powiązań kompetencyjnych. Po ambitne kontrakty sięgać mogą wyłącznie konsorcja - stwierdza Paweł Pacek.

- Konsolidacja musi postępować - zgadza się Jacek Kosiec. - Tym bardziej że nasze ambicje sięgają budowy kompletnych systemów satelitarnych.

Kosmiczne pieniądze

Ministerstwo Rozwoju opracowało już, po przeprowadzeniu konsultacji między innymi ze Związkiem Pracodawców Sektora Kosmicznego, polską strategię kosmiczną. Wiele teraz zależy od tego, na ile stać budżet państwa.

- Do dużych projektów należałoby ściągnąć największych graczy na rynku, włączyć polskie firmy i, w ramach umów offsetowych, pozyskać know-how. Dzięki temu nasze firmy włączyłyby się na stałe w łańcuch dos-taw wielkich kontraktorów - uważa Paweł Pacek.

Wskazuje też drugi kierunek: budowanie rynku "downstream", czyli wykorzystanie i wzmocnienie popytu na dane satelitarne.

- Zapotrzebowanie na nie pobudzi zapotrzebowanie na wynoszenie obiektów w kosmos. I właśnie to stwarza szansę polskim przedsiębiorcom - wyjaśnie ekspert ARP.

Teraz głównym źródłem finansowania projektów pozostaje ESA.

- Sektor kosmiczny jest ściśle związany z zamówieniami publicznymi. A takich dotąd w Polsce nie było - dodaje Paweł Pacek.

Na razie ARP planuje uruchomienie w 2017 r. linii pożyczkowej, zapewniającej płynność finansową przedsiębiorstwom z branży kosmicznej.

- Sektor ma problemy z kredytami bankowymi; przede wszystkim ze względu na ograniczenie zabezpieczeń do kapitału intelektualnego, patentów oraz infrastruktury informatycznej oraz laboratoryjnej. W naszym przypadku zabezpieczeniem byłaby cesja kontraktu z ESA.

- Finansowanie należy precyzyjnie dedykować. Nie powinno być zlepkiem funduszy strukturalnych czy programów NCBiR. To ważne, szczególnie w przypadku dużych inwestycji publicznych, choćby służących obronności - twierdzi Aleksandra Bukała.

- Czujemy się odpowiedzialni za realizację strategii kosmicznej - podsumowuje Jacek Kosiec. - A ona nie obędzie się bez krajowego programu i środków finansowych wynikających z zamówień składanych w jego ramach. Niewielka składka do ESA dzielona między wszystkich uczestników nie pozwala porywać się na większe przedsięwzięcia.

Kosmiczne wyzwania

Aleksandra Bukała podkreśla, że koszt budowy jednego podsystemu to od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów euro. Integrator dostaje połowę wartości kontraktu.

- Możemy się podjąć takiego zadania, jeżeli rząd zdecyduje się na zainwestowanie w sektor. Przy obecnej wysokości składki nie ma szans, by jakakolwiek firma w Polsce stała się integratorem podsystemów - ocenia sytuację. I dodaje: - Europejska agencja stawia na zastosowania cywilne, głównie misje naukowe. Wszystkie państwa poważnie inwestujące w programy kosmiczne mają krajowe programy służące podnoszeniu potencjału technologicznego firm, by łatwiej im było konkurować o kontrakty ESA i realizację własnych celów dla potrzeb obronności lub administracji publicznej.

Wśród wyzwań znajduje się także kwestia tworzenia inkubatorów dla start-upów oraz programów akceleracyjnych. ARP jest partnerem akceleratora Space3.ac prowadzonego przez fundusz VC Black Pearls. Uczestniczy w przeprowadzaniu konkursów, takich jak Galileo Masters, których laureaci trafiają do akceleratora.

Widać też szansę stworzenia w Polsce inkubatora przedsiębiorczości Europejskiej Agencji Kosmicznej. Władze Krakowa przekazały w tej sprawie Polskiej Agencji Kosmicznej list intencyjny, zainteresowanie zgłosił Gdańsk i województwo pomorskie. Tyle że o kolejny Business Incubator Center ESA trwa w Europie rywalizacja. Mocno zabiegają o niego między innymi także kraje bałtyckie.

Wojciech Kwinta

Pobierz: darmowy program do rozliczeń PIT 2016

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »