To mogą być trudne miesiące - Grecja straszy Europę
Spotkanie ministrów finansów państw strefy euro (Ecofin) zakończyło się bez porozumienia. Negocjacje w sprawie Grecji nie przyniosły efektu. Na dzisiaj zwołano nadzwyczajny szczyt przywódców państw wchodzących w strefę euro.
Portal Interia pyta, co potencjalne wyjście Grecji z unii walutowej bądź jej bankructwo oznacza dla Wspólnoty, dla rynków i przede wszystkim - Polski.
- Należy zaznaczyć, że sam brak spłaty kolejnej raty kredytu do Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie będzie oznaczał jeszcze bankructwa Grecji, które może nadejść dopiero pod koniec lipca wraz z terminem kolejnych spłat pożyczek, tym razem na rzecz Europejskiego Banku Centralnego - ocenia dla portalu Interia Kamil Maliszewski z domu maklerskiego mBanku.
Zakładając jednak, że podczas poniedziałkowego spotkania szefów państw strefy euro nie uda się osiągną porozumienia, należy spodziewać się szybkiego wprowadzenia kontroli przepływów kapitałowych w Grecji, czyli limitów na wypłaty z banków, bankomatów oraz przelewy zagraniczne, co z pewnością zdecydowanie obniżyłoby poparcie dla rządu Syrizy.
- Wydaje się, że bankructwo Grecji nie musi jednak oznaczać opuszczenia przez kraj strefy euro lub co gorsza Unii Europejskiej, co mogłoby mieć tragiczne konsekwencje zarówno dla Grecji jak i dla projektu europejskiego - konstatuje Kamil Maliszewski. Teoretycznie opuszczenie strefy euro przez Grecję, której PKB nie stanowi nawet 3 proc. całego PKB obszaru unii walutowej nie powinno przynieść poważnych skutków gospodarczych. Należy jednak oczekiwać, że zachwianie zaufania do projektu politycznego, którym jest strefa euro może mieć tragiczne skutki dla jej dalszych losów. - Z jednej strony można obawiać się efektu domina, który doprowadzi do powolnego wykluczania najsłabszych ogniw, takich jak chociażby druga w kolejce Portugalia, z drugiej zaś, zdecydowanego pogorszenia nastrojów na rynkach, które zmusi EBC do jeszcze dalej idących działań na rzecz luzowania polityki monetarnej - dodaje.
Usunięcie Grecji ze strefy euro, a co gorsza z UE, może mieć też bardzo negatywne konsekwencje dla perspektyw dalszej integracji, ze względu na widoczny upadek europejskiej solidarności i podstawowych założeń, które leżały u podstaw wspólnoty. Jednak konsekwencje w tym obszarze byłyby rozłożone na wiele lat.
Osobną kwestią są konsekwencje bankructwa Grecji dla Polski, które mogłyby wiązać się jedynie z ogólnym pogorszeniem nastrojów na rynkach finansowych. Najpewniej zobaczylibyśmy wtedy spadki na giełdzie w Warszawie oraz osłabienie złotego, szczególnie w stosunku do franka szwajcarskiego, co mogłoby doprowadzić do ponownego wyjścia CHFPLN powyżej 4 złotych. Ze względu na to, że Polska nie była zaangażowana w programy pomocowe dla Grecji w przeciwieństwie do państw strefy euro polscy podatnicy nie ponieśliby żadnych strat.
- Na początek wypada podkreślić, że potencjalne wyjście Grecji ze strefy euro zostało już w większości zdyskontowane przez rynki i wpisane w cenę instrumentów finansowych czy par walutowych. Oczywiście w dalszym ciągu, zamieszanie wokół kredytu pomocowego dla Grecji, będzie miało krótkoterminowy wpływ na rynki. Gdyby do rozłamu w unii walutowej rzeczywiście doszło, możemy oczekiwać spadków na głównych indeksach i osłabienia euro. Niedźwiedzie w podobnym przypadku będą miały jednak jedynie chwilową siłę - komentuje Łukasz Lefanowicz, prezes zarządu Gerda BROKER.
Tym niemniej, znacznie większym problem stanowi dzisiaj niepewność, która wiąże się z Grecją i jej możliwym wyjściem ze strefy euro.
- Nie zapominajmy - dodaje Lefanowicz - że do tej pory unia walutowa była traktowana jako nierozerwalna całość, stanowiła monolit. Nie ma określonych procedur jak potencjalne wystąpienie państwa ze struktur unijnych miałoby wyglądać. Nie ma dla tego odpowiednich mechanizmów, które to wystąpienie by w jasny i bezpieczny sposób wspierały. Może być tak, i moim zdaniem tak zapewne się stanie, że coraz częściej po wystąpieniu Grecji ze struktur, będą pojawiać się pytania: Kto następny w kolejności: Portugalia, Hiszpania a może Włochy - podkreśla.
Jeśli raz otworzymy tę furtkę, to w przyszłości podobna sytuacja będzie się powtarzać. Separatystyczne tendencje w Unii Europejskiej nasilają już dzisiaj, a przecież wyjście Grecji ze struktur unii walutowej, to także wzrost rentowności długu państw europejskich i dewaluacja waluty, czyli kolejne problemy, z którymi strefa będzie musiała się uporać.
Na pewno w krótkim terminie osłabienie EUR/USD przełoży się na kurs złotego względem europejskiej waluty i dolara.
Będzie to miało także bezpośredni wpływ na rynek walutowy, w tym także na kurs szwajcarskiej waluty, która cały czas jest postrzegana jako bezpieczna przystań. Tak istotne turbulencje jak wyjście Grecji czy jej bankructwo, przełoży się, na to że frank znowu będzie kupowany jako waluta bezpieczna, co przełoży się na jego umocnienie. To znowu, wpłynie na wzrost raty dla kredytów we frankach, w tym także dla Polaków, którzy zaciągnęli zobowiązania we frankach - ostrzega Łukasz Lefanowicz z Gerda BROKER.
- Zwróćmy uwagę, że kwestie wyjścia Grecji ze strefy euro lub jej bankructwa, są zupełnie odmienne i tak powinny być traktowane. Bankructwo nie musi wiązać z wyjściem ze strefy euro czy w ogóle z struktur unijnych, i odwrotnie - wyjście ze strefy euro nie musi przełożyć się na bankructwo kraju na południu kontynentu - zauważa Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion.
Warto pamiętać o tym, ze pierwsze wsparcie finansowe dla Grecji w wysokości 100 mld euro, czyli pierwsza próba ratowania kraju, zostało spożytkowane na spłatę zachodnich banków komercyjnych, które obecnie praktycznie nie uczestniczą w zadłużeniu kraju. Dzisiaj około 80 proc. zadłużenia, to dług wobec MFW, EBC i europejskich państw.
Sektor bankowy jest całkowicie bezpieczny, co jest bardzo ważne. Nie grozi nam kolejny kryzys bankowy. Moim zdaniem, byłoby o wiele gorzej, gdyby to właśnie banki komercyjne były zaangażowane w dług Grecji - dodaje.
Należy podkreślić, że zamieszanie w Grecji, z którym mamy właśnie do czynienia, to przede wszystkim kryzys polityczny. Z punktu widzenia ekonomii czy gospodarki jest to problem niewielki.
Po drugie - zauważa Kuczyński - opuszczenie strefy euro przez Grecję to konieczność rozwiązania ciągle narastających problemów z rosnącym zadłużeniem. W końcu, ktoś musiałby siąść i wymyślić jak zrestrukturyzować dług. Znowu jest to zagrożenie polityczne.
Po trzecie, miejmy na uwadze, że opuszczenie przez Grecję strefy euro, jest znacznie bardziej niekorzystne dla tegoż kraju, niż dla UE. Wprowadzenie drachmy wiąże się z jej natychmiastową dewaluacją o 50-60 proc. Oznacza to, że Grecy natychmiast zbiednieliby praktycznie o połowę. Trzeba by im ponownie pomagać, tylko że tym razem kwestia jak to zrobić nie dotyczyłaby, czy wysłać kolejną transzę pieniędzy, tylko - ile żywności wysłać, przecież - z dnia na dzień społeczeństwo greckie znajdzie się w dramatycznej sytuacji.
Odmienną kwestią jest rynek walutowy. Zwróćmy uwagę jak przeważnie zachowuje się euro każdorazowo, gdy obawy o strefę euro, problemy Grecji, itp., narastają. Najczęściej europejska waluta umacnia się, co na pozór jest zjawiskiem nielogicznym. Wydawałoby się, że euro powinno tracić, jeżeli zwiększa się prawdopodobieństwo nasilenia "problemów greckich". Za każdym razem, gdy wzrastają szansę na osiągnięcia porozumienia - euro osłabia się.
Trzeba sobie powiedzieć wprost, że strefie euro bez Grecji będzie łatwiej. Błędne jest przeświadczenie odwrotne, że strefa bez Grecji będzie miała gorzej, że pojawią się kolejne nierozwiązywalne problemy, itp. - podkreśla Kuczyński.
Oczywiście wiązałoby się to z dużymi perturbacjami na rynkach, spadkami indeksów, ale trwałyby one parę dni, nie dłużej. Moim zdaniem - podkreśla Kuczyński - byłaby to dobra okazja do zakupów walorów, bo rynek szybko powinien wrócić na stare tory - dodaje.
Takie krótkoterminowe spadki mogą być także przestrogą dla następnych chętnych i szykujących się do wyjścia z unijnych struktur. Nie można zapominać, że Hiszpania, w której wybory odbędą się jesienią, może nagle oświadczyć, że chciałaby podążać droga Grecji. Jeśli w Grecji zaczęłaby się katastrofa humanitarna, problemy społeczne i ogólne niezadowolenie, po tym, jak nagle naród zbiedniał o połowę, to paradoksalnie mógłby być to czynnik cementujący strefę euro w krótkim terminie.
W długim terminie, powiedzmy 3-4 lata, może to być śmiertelne niebezpieczeństwo dla strefy euro. Rynki reagują zazwyczaj w krótkim terminie. Gospodarki wręcz przeciwnie - potrzeba czasu, by zaszły istotne zmiany. Grecja nagle stałaby się bardzo tanim krajem. Firmy przenosiłyby produkcje do Grecji. Za maksymalnie cztery lata, okazałoby się, Grecja z drachmą ma się dużo lepiej niż Grecja z euro. A to mógłby już być dosadny cios w fundamenty unijne i potencjalnie pierwszy krok w kierunku rozpadu strefy euro.
Moim zdaniem, efekt Grecji nie ma praktycznie żadnego wpływu na polską gospodarkę, poza oczywiście krótkotrwałymi zniżkami na indeksach. Co prawda problem mogą mieć eksporterzy, ale ich odsetek jest wyjątkowo niski. Paradoksalnie może to być hossa dla importerów - kończy Kuczyński.
Rozmawiał Bartosz Bednarz, Interia
- - - - -
- Istnieje duże ryzyko jeszcze poważniejszego kryzysu w związku z sytuacją Grecji - ocenił w piątek minister finansów Mateusz Szczurek. Zapewnił przy tym, że Polska jest przygotowana na ewentualne turbulencje na rynkach finansowych w przypadku bankructwa Aten.
- Rozwiązanie, które spowodowałoby naprawę i ustabilizowanie sytuacji finansowej w Grecji nie jest bliskie i łatwe, obserwując to co dzieje się zarówno w kuluarach jak i na sali Ecofinu (Rada ds. Gospodarczych i Finansowych) i eurogrupy (ministrów finansów państw strefy euro). Ryzyko jeszcze poważniejszego kryzysu z pewnością jest istotne i może dotyczyć bardzo bliskiej przyszłości - powiedział dziennikarzom Szczurek w Luksemburgu, gdzie spotykają się ministrowie finansów państw UE.
Jak podkreślił, Polska poprzez z jednej strony odpowiedzialną politykę, a z drugiej przez bezpieczne zarządzanie długiem publicznym, a także utrzymywanie bardzo stabilnego sektora finansowego nie jest narażona na "bezpośrednie przełożenie pogłębiającego się kryzysu w Grecji" na nasz kraj. - Monitorujemy tę sytuację na bieżąco (..) i będziemy reagowali na ewentualne zagrożenia, które miałyby się pojawić - zaznaczył Szczurek.
Przyznał, że niestabilność na rynkach finansowych jest czymś, co przynosi ryzyko.
Dodał jednak, że Polska wcześniej sfinansowała dużą część swoich potrzeb pożyczkowych na 2015 rok. - 70 procent potrzeb pożyczkowych jest już sfinansowanych. Mamy kilkadziesiąt miliardów złotych dostępnych, gdyby te zaburzenia na rynkach finansowych przekładały się na ceny naszych obligacji - oświadczył minister.
Dodał, że bez zarzutu jest też stabilność polskiego sektora bankowego, czego dowodem jest spokój na naszych rynkach finansowych. Szczurek przypomniał, że struktura emisji obligacji skarbowych była bardzo konserwatywna - emitowaliśmy dużo długoterminowych obligacji, nie wypuszczając w ogóle na rynek bonów skarbowych, czyli krótkoterminowych instrumentów, na które jest zazwyczaj duży popyt. Przypomniał, że Polska ma też w razie czego dostęp do elastycznej linii kredytowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
- Tych zabezpieczeń w Polsce jest cały szereg, ale najlepszym zabezpieczeniem jest jakość polskich finansów publicznych - to, że wśród inwestorów zagranicznych coraz większą rolę odgrywają banki centralne z Azji, Ameryki oraz Europy - powiedział Szczurek.
- Bywało już tak, że w kolejnych odsłonach kryzysów strefy euro ceny polskich obligacji przesuwały się razem z niemieckimi, a więc umacniały się wtedy, kiedy było gorzej, a nie osłabiały. Czy będzie tak teraz przy kolejnej odsłonie - tego nigdy nie wiadomo, dlatego zawsze dobrze tych zabezpieczeń mieć jak najwięcej - zaznaczył.
Minister ocenił także, że dyskusja na temat pomocy dla Grecji na czwartkowym posiedzeniu ministrów finansów państw strefy euro nie przybliżyła rozwiązania problemu. Jak poinformował w poniedziałek odbędzie się kolejne spotkanie eurogrupy, które ma przygotować szczyt przywódców strefy euro zwołany przez szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska.
Szczurek zwrócił uwagę na nasilający się w ostatnim tygodniu odpływ depozytów bankowych z greckiego systemu. - To jest bardzo niepokojące - ocenił. - Jest to też lekcja dla każdego kraju, który obserwuje to, co dzieje się w Grecji. To jest najlepszy dowód na niebezpieczeństwo antysystemowego działania z jednej strony, a z drugiej życia na kredyt i nieodpowiedzialności w zarządzaniu finansami publicznymi - dodał.
Jego zdaniem, takie działania mogą poprawić sytuacją, ale tylko w krótkim okresie, a później się kończą nie tylko potencjalnym kryzysem gospodarczym, ale także utratą suwerenności, jeśli chodzi o decydowanie o polityce gospodarczej.
Grecji grozi niemal natychmiastowa niewypłacalność, jeśli szybko nie otrzyma pieniędzy. W tym miesiącu Grecja powinna zwrócić MFW ok. 1,6 mld euro, a latem - oddać 6 mld euro Europejskiemu Bankowi Centralnemu. (PAP)