Błysk i krach na rynkach walut

Rynek finansowy dalej cierpi z braku płynności, co w nocy doprowadziło do gwałtownych zmian na FX. Tzw. frash crash przyniósł silne umocnienie jena przy jeszcze nieotwartym po świątecznej przerwie japońskim rynku. Podtrzymywany strach o hamowanie globalnego ożywienia coraz mocniej zatruwa rynki.

W przeciągu kilku minut USD/JPY tąpnął o ponad 4 proc. pod 105, ale kapitał uciekający w jena ściągał w dół też EUR, GBP, AUD, NZD, czy TRY.

Niektórzy za zaistniałą sytuację winią informację z Apple, który w komunikacie na koniec amerykańskiej części sesji ostrzegł przed spadkiem przychodów w I kw. 2019 r. z powodu "niespodziewanego spowolnienia w Chinach". Jakkolwiek informacja ta tylko dolała oliwy do ognia po serii rozczarowujących odczytów PMI z Chin, to jednak komunikat został wydany godzinę przed flash crashem.

Reklama

Albo efektywność rynku to pusty zwrot nadający się tylko do zapełniania podręczników, albo kogoś poniosła fantazja. Mogę przyznać, że przy pełzającej awersji do ryzyka i ucieczce od ryzykownych aktywów (nadnaturalna wyprzedaż EUR, GBP i AUD w środę) każda negatywna informacja tylko dokłada argumentów do błyskawicznego załamania rynku, ale bezpośrednie wiązanie jednego z drugim to lekka przesada.

Mieliśmy do czynienia ze skutkami bardzo niskiej płynności, gdzie zmiany rynkowe są wyolbrzymione, kiedy zleceń nie kontrolują traderzy tylko systemy komputerowe oparte na algorytmach (maszyny nie świętują i nie odpoczywają po zabawie sylwestrowej). Jakość handlu była zła już w środę, a w nocy nieobecność inwestorów z Japonii (święto) tylko pogorszyła sytuację. Z resztą to nie pierwszy raz, kiedy nocny popyt na jena przewraca rynek do góry nogami.

W połowie sierpnia ubiegłego roku w szczycie pogromu rynków wschodzących obserwowaliśmy spadek ZAR/JPY o ponad 10 proc. Tym razem także aktywacja stop lossów na nietrafionych pozycjach (dziś katalizatorem mógł być TRY/JPY) uruchomiła lawinę, która rozlała się wszędzie, gdzie można było znaleźć resztki płynności. To tłumaczy słabość AUD i NZD, ale też pokazuje, że najwięcej strachu jest wśród inwestorów posiadających GBP.

Co teraz? Inwestorzy starają się poukładać handel z poziomów, które są zupełnie inne od tych, jakie zostawili wczoraj, kiedy wychodzili do domów. Podtrzymuję zdanie, że sytuacja w gospodarce globalnej nie jest tak tragiczna, jakby można było wnioskować z wahań rynków finansowych.

Staram się też nie wyciągać wniosków z chaotycznych skoków kursów generowanych przy niepełnej płynności. Jednocześnie coraz bardziej martwi mnie, czy przeciągający się okres ponurego obrazu rynków nie zacznie w końcu przegryzać się do świadomości konsumentów i przedsiębiorców, w efekcie czego hamowanie globalnego ożywienia stanie się samospełniającą się prognozą.

No bo kto w pojedynkę odważy się grać przeciwko rynkowi w głębokiej wierze, że gospodarczo jest lepiej? Ja się nie wyrywam.

W pierwszych godzinach sesji w Europie zamieszanie pozostawione na rynku FX po sesji azjatyckiej prawdopodobnie pozostanie ważniejszym tematem od danych. Po południu uwaga rynku skupi się na raporcie ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym USA, który będzie rozgrzewką przed jutrzejszym NFP.

Interesujący będzie też odczyt indeksu ISM dla sektora przemysłowego w obliczu serii słabych odczytów z Europy i Chin. Większość regionalnych wskaźników koniunktury w USA wypadała słabo, ale najmocniej skorelowany z ISM indeks Chicago PMI zaskoczył pozytywnie. Ryzyka wokół odczytu są zatem obustronne.

Konrad Białas

Goracy rynek jena

TMS Brokers SA
Dowiedz się więcej na temat: waluty | jen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »