Świat potrzebuje tej wojny?

Jeśli dojdzie do konfliktu, nie będzie to ani łatwa ani szybka wojna. Iran to kraj blisko dwukrotnie ludniejszy od Polski i pięciokrotnie od niej większy, a licząca blisko 2500 kilometrów linia brzegowa wiodąca wzdłuż Zatoki Perskiej, cieśniny Ormuz i Zatoki Omańskiej oferuje tysiące miejsc doskonale nadających się do ukrycia stanowisk rakietowych i artyleryjskich, mogących sparaliżować ruch tankowców, transportujących 40 proc. światowego eksportu ropy.

Kierowcy zajeżdżający na stacje benzynowe, patrząc na rosnące ceny paliwa, łapią się za głowy i pytają: "Kiedy wreszcie ceny spadną?". Niestety, najbardziej prawdopodobna odpowiedź brzmi: tanio to już było, a do rosnących cen lepiej zacząć się przyzwyczajać.

Ceny na stacjach są coraz wyższe, ponieważ drożeje ropa na rynkach światowych. Cena baryłki ropy Brent, która jeszcze w 2010 i 2011 roku znajdowała się poniżej 100 dol., sięgnęła ostatnio 125 dol. Ze względu zaś na osłabienie euro w stosunku do dolara, ceny ropy liczone w euro jeszcze nigdy w historii nie były tak wysokie jak obecnie.

Reklama

Premia za ryzyko

Wydawałoby się, że światowy popyt na ropę nie powinien być szczególnie wysoki - globalna gospodarka ma się nie najlepiej, co przekłada się na mniejsze zużycie paliw. Strefa euro jest pogrążona w niekończącym się kryzysie, Stany Zjednoczone niby odnotowują wzrost gospodarczy, ale raczej symboliczny i co gorsze napędzany wyłącznie olbrzymim deficytem i kreatywnym tworzeniem pieniądza. Spowalniają nawet Chiny.

Po stronie podaży wiele mówi się o ropie ze złóż łupkowych w USA, złożach u brzegów Brazylii, przywracaniu wydobycia w Libii, eksploatacji zasobów w Iraku i piaskach roponośnych w Kanadzie. Dlaczego więc ropa jest tak droga?

Na wysokie ceny ropy pracuje szereg czynników. Pierwszym z nich i najszerzej dyskutowanym jest "premia strachu", związana z rosnącymi obawami przed konfliktem zbrojnym pomiędzy wspieranym przez USA Izraelem, a rozwijającym program atomowy Iranem. Prawdopodobieństwo wybuchu wojny jest wciąż niewielkie, lecz cały czas narasta. Eskalacji retoryki towarzyszą działania gospodarcze, takie jak europejskie embargo na irańską ropę czy blokada rachunków bankowych, a także eskalacja działań wywiadów, włącznie z zamachami na irańskich naukowców atomowych i wykorzystaniem wirusów komputerowych do niszczenia sprzętu w irańskich zakładach wzbogacania uranu. Stany Zjednoczone przed listopadowymi wyborami prezydenckimi raczej nie zdecydują się na otwarty atak, ale już wysyłają Izraelowi potężne bomby do burzenia podziemnych bunkrów i samoloty cysterny. Coraz więcej jest też wspólnych manewrów wojskowych przygotowujących grunt do współpracy sił zbrojnych obu krajów w przypadku wybuchu wojny.

Jeśli dojdzie do konfliktu, nie będzie to ani łatwa ani szybka wojna. Iran to kraj blisko dwukrotnie ludniejszy od Polski i pięciokrotnie od niej większy, a licząca blisko 2500 kilometrów linia brzegowa wiodąca wzdłuż Zatoki Perskiej, cieśniny Ormuz i Zatoki Omańskiej oferuje tysiące miejsc doskonale nadających się do ukrycia stanowisk rakietowych i artyleryjskich, mogących sparaliżować ruch tankowców, transportujących 40 proc. światowego eksportu ropy.

Przypierany do muru Iran rozbudowuje siły zbrojne i odgryza się, podsycając napięcie na Bliskim Wschodzie. A nie jest to szczególnie trudne. Kiedy armia Stanów Zjednoczonych opuściła Irak, tarcia pomiędzy szyitami, sunnitami i Kurdami zaczęły narastać. Konflikt izraelsko-palestyński trwa, narastają tarcia między Izraelem i Turcją, sytuacja w Afganistanie, Pakistanie, Libii i Egipcie jest zupełnie nieprzewidywalna. Syria balansuje na krawędzi krwawej wojny domowej, radykalni islamiści mogą przejąć władzę w Jemenie, podminowując bezpieczeństwo Arabii Saudyjskiej. Nic nie wskazuje więc, żeby ta "premia za ryzyko" w cenach ropy miała w najbliższej przyszłości zniknąć.

Kolejną przyczyną wzrostu cen ropy jest polityka drukowania pieniędzy i utrzymywania sztucznie niskich stóp procentowych prowadzona przez rządy, ze szczególnym uwzględnieniem Stanów Zjednoczonych i Europy. Trafiające na rynek pieniądze nie tylko nakręcają inflację, ale są też inwestowane w dobra trwałe, takie jak ropa czy żywność - podbijając ich ceny.

Dekada drogiej ropy

Premia za ryzyko i spekulacje na rynku ropy to jednak nie cały obraz sytuacji. Do 2004 roku ceny utrzymywały się poniżej 30 dol. za baryłkę, jednak od tego czasu wytrwale rosną (z krótką przerwą na kryzys 2008 - 2009). Tak więc mamy do czynienia z trwającym od lat wzrostem cen, a nie ich chwilowym skokiem związanym z ryzykiem konfliktu z Iranem czy arabską wiosną.

Kluczową przyczyną rosnących cen ropy jest fakt, że łatwe i tanie w eksploatacji złoża to już przeszłość. Musimy zadowalać się tym, co zostało odkryte już wcześniej, ale dotychczas było uznawane za niezbyt atrakcyjne w eksploatacji.

Zgodnie z zasadami opłacalności ekonomicznej najpierw sięgamy po najłatwiejsze w eksploatacji złoża surowca wysokiej jakości - duże i płytko położone. Kiedy zostają one zagospodarowane, opracowywane są technologie umożliwiające wydobycie ze złóż droższych w eksploatacji.

Chcemy mieć ropę z nowych złóż brazylijskich? Nie ma sprawy, ruszamy więc na Południowy Atlantyk 300 km od brzegu, w wodę o głębokości 2,5 km i robimy tam odwierty o głębokości kolejnych kilku kilometrów, kosztujące po kilkadziesiąt milionów dolarów za sztukę. To zupełnie inny rząd wielkości niż to, co dotychczas robiliśmy. Chcemy ropę ze złóż w Arktyce? Proszę bardzo - temperatura minus kilkadziesiąt stopni, noc polarna, dryfujące kry lodowe o masie milionów ton i głęboki ocean już na nas czekają.

Sięgamy po ciężką ropę, która jest bardzo gęsta i nie wypływa tak łatwo jak lekka, dotychczas wydobywana - techniki jej wydobycia są znacznie bardziej skomplikowane i kosztowne. Rozpoczynamy eksploatację złóż przesyconych toksycznym siarkowodorem, jak w złożu Kaszgan, wymagających przy eksploatacji szczególnych środków ostrożności.

Sięgamy po ropę w dżunglach Amazonii, obszarach dotychczas dzikich i najbogatszych w gatunki zwierząt i roślin, gdzie wraz z budową szybów naftowych powstają osiedla, drogi, a do eksploatacji dotąd niedostępnych obszarów dołączają kłusownicy, drwale, hodowcy bydła i plantatorzy.

Ropą nazywamy dziś nawet piaski roponośne - podobną do smoły i wymieszaną z piaskiem substancję stałą, którą trzeba najpierw rozpuścić i za pomocą olbrzymiej ilości energii zamienić w paliwo ciekłe. W kolejce czekają łupki bitumiczne, których przeróbka na paliwa ciekłe jest jeszcze bardziej problematyczna i kosztowna. Taniej ropy już nie ma.

Stagnacja podaży

Wydobycie ropy, pomimo rosnącego popytu w krajach rozwijających się i rekordowych cen w ostatnich latach, utrzymuje się na niezmienionym poziomie. To daje do myślenia, szczególnie, że cena wzrosła w tym czasie kilkukrotnie. Przy takich notowaniach wszyscy pompowali, ile tylko byli w stanie - nie było już wolnych mocy wydobywczych. Dlaczego jednak wydobycie nie rośnie - przecież co roku oddawane są do użytku nowe pola naftowe, budowane są nowe platformy wiertnicze, inwestowane są setki miliardów dolarów?

Odpowiedź jest prosta: ponieważ zamykamy stare szyby naftowe na wyczerpanych złożach. Co roku na całym świecie, ze względu na starzenie i wyczerpywanie się złóż tracimy 4 - 5 proc. mocy wydobywczych. W ciągu 5 lat roku tracimy w ten sposób łączne wydobycie Arabii Saudyjskiej i Rosji.

Coraz więcej surowca zużywają też kraje eksportujące ropę, czyli coraz mniej trafia do importerów. Kiedy wyczerpywanie się złóż i niedobory ropy staną się ewidentne, kraje eksportujące ropę mogą uznać za celowe ograniczenie jej wydobycia, póki jeszcze mają na czym oszczędzać. Mogą zadać sobie pytanie, dlaczego mają dziś dostarczać surowiec innym, a za 10 lat sami zostać importerami, a poza tym nie ma co się spieszyć ze sprzedażą, skoro długoterminowy trend cenowy idzie w górę. Politykę taką prowadzą np. Norwegia czy Holandia, jednak rozpowszechnienie się tego podejścia w krajach naftowych może prowadzić do wstrząsu podażowego na rynku ropy. Pierwsze sygnały już się pojawiają - w 2010 król Arabii Saudyjskiej Abdullah ogłosił, że "nakazał wstrzymanie poszukiwań nowych złóż ropy, tak by choć część tego bogactwa pozostała dla naszych synów i następców".

Eksplozja popytu

Dopóki Chińczycy, Hindusi i inni mieszkańcy biedniejszych krajów siedzieli w wiejskich chatach o misce ryżu - nie konkurowali z nami o zasoby. Teraz chcą samochodów, telewizorów, lodówek, klimatyzacji i wakacji w dalekich krajach.

Chiny i Indie właśnie wchodzą w okres masowej motoryzacji - jeśli mieszkańcy tylko tych dwóch krajów będą jeździć tyle co ich energooszczędni sąsiedzi z Japonii i Korei Południowej (czyli połowę tego, co mieszkańcy USA), to do zaspokojenia ich potrzeb nie wystarczy nawet podwojenie światowego wydobycia ropy.

Monitorująca rynek ropy EIA, statystyczne ramię Departamentu Energii USA przewiduje, że w ciągu 20 lat zużycie ropy przez Chiny zwiększy się z 7 do 15 mln baryłek dziennie. Jednak może to być zbyt zachowawczy scenariusz. Jeśli Chińczycy w miarę bogacenia się zmotoryzują się jak Japończycy lub nawet Koreańczycy, to tylko ten jeden kraj w ciągu dekady będzie potrzebować całego światowego eksportu ropy (obecnie na poziomie 45 mln baryłek dziennie).

Oczywiście same Chiny nie wykupią całej wystawionej na sprzedaż ropy. Będą konkurować na rynku z Indiami, USA, Japonią i Europą.

Co to oznacza dla nas?

Nasz region jest w szczególnie trudnej sytuacji. Europejskie złoża są mocno przetrzebione, a import już dziś kosztuje kraje UE prawie 1,5 mld dol. dziennie. Nasz kraj importuje blisko 600 tys. baryłek ropy dziennie, w 90 proc. z Rosji.

Przy cenie 120 dol. za baryłkę zakup ropy kosztuje nas już ponad 80 mld zł rocznie. To więcej, niż łączne wpływy budżetu państwa z tytułu PIT i CIT.

Inaczej mówiąc, już teraz na zakup puszczanej niezwłocznie z dymem ropy wysyłamy do Rosji prawie jedną trzecią wpływów budżetu państwa. Albo inaczej - czteroosobowa polska rodzina płaci za to 8 tys. zł rocznie. Co więcej - podatki (co by nie mówić o efektywności ich wydawania i sensowności celów na które są przeznaczane) to pieniądze krążące w naszej gospodarce, a pieniądze wydane na zakup ropy opuszczają naszą gospodarkę.

Podsumowując - obecny wzrost cen paliw to nie jest chwilowa anomalia, lecz efekt długoterminowego zderzenia stagnacji podaży z eksplozją popytu. W oparciu o prawo popytu i podaży możemy więc przypuszczać, że tania ropa to już była i nie ma co liczyć na spadek cen. W zasadzie jedyne, co może zbić ceny ropy, to głęboka i długotrwała światowa depresja gospodarcza. Może ona zostać zresztą wywołana właśnie przez wzrost cen ropy, co wielokrotnie miało już miejsce.

Można oczywiście poprawić efektywność energetyczną, dokonać transformacji transportu i zmniejszyć uzależnienie od ropy. Jednak nie da się tego zrobić z dnia na dzień - wymaga to długoterminowych inwestycji w niskoenergetyczną infrastrukturę transportową. Dziś mamy jeszcze środki na podjęcie takich działań. Jeśli jednak będziemy czekać aż ceny ropy wzrosną do 200 lub 300 dol. za baryłkę, nie będzie nas już na to stać. W przypadku wystąpienia czarnego scenariusza konfliktu z Iranem lub "arabskiej wiosny" w Arabii Saudyjskiej może to nastąpić błyskawicznie.

Nasz rząd jak na razie nie dostrzega tego, że świat się zmienił i wciąż prowadzi politykę rodem z XX wieku, kiedy zasoby były tanie i łatwo dostępne - według strategii rządowej "Polska 2030" zamiast działać na rzecz ograniczenia importu planujemy zwiększenie zużycia ropy o 30 proc. W najlepszym razie jest to skrajna beztroska, w najgorszym sposób na wysłanie naszych pieniędzy do kremlowskich oligarchów i gospodarcze samobójstwo.

Marcin Popkiewicz

Teraz wiadomości gospodarcze przeczytasz jeszcze szybciej. Dołącz do Biznes INTERIA.PL na Facebooku

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: benzyna | biopaliwa | ropa naftowa | paliwo | wojny | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »