W Polsce bagatelizujemy zjawisko suszy i zmiany klimatu

W Polsce prawie nie dostrzegamy zjawiska suszy i bagatelizujemy je - ocenia w rozmowie z PAP prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Witold Sumisławski. Zasoby wodne w Polsce przypadające na jednego mieszkańca to zaledwie 36 proc. średniej europejskiej.

Tymczasem, jak podkreślił, susza może być znacznie niebezpieczniejsza od powodzi, bo jej skutki są kilkuletnie.

- Z powodziami jest tak, że są one gwałtowne, szybko przychodzą i szybko odchodzą. Są też spektakularne, ponieważ niosą ogromne straty i zniszczone domy. Mimo to susza jest znacznie niebezpieczniejsza od powodzi, ponieważ jej skutki mogą trwać wiele lat - podkreślił Sumisławski.

Zwrócił uwagę, że powstająca w Polsce infrastruktura hydrotechniczna jest bardziej ukierunkowana na przeciwdziałanie powodziom, a niekoniecznie suszom. - Istotne są nie tylko suche zbiorniki czy poldery, nie możemy zapominać o alimentacji wody na cele socjalno-bytowe czy bezpieczeństwo rolnictwa - dodał. Wskazał, że zapewnić to mogą tzw. wielofunkcyjne mokre zbiorniki (magazynujące wodę), z których w trakcie suszy można zasilać wodą np. kanały melioracyjne.

Reklama

Wyjaśnił, że w Polsce mamy kilkanaście zbiorników suchych i polderów, ponad 50 zbiorników mokrych o znacznej pojemności powodziowej (w tym 35 zbiorników administrowanych jest przez regionalne zarządy gospodarki wodnej). Prowadzone są również inwestycje związane z budową zbiorników, takich jak Świnna Poręba czy też Racibórz. Planuje się też budowę kolejnych, zarówno tych o dużych pojemnościach, jak i mniejszych, stanowiących tzw. małą retencję.

Prezes KZGW zwrócił uwagę, że zabezpieczenie się przed suszą jest tym istotniejsze, że Polska nie jest krajem zbyt zasobnym w wodę. Wskazał, że mamy duże zapasy wód podziemnych, ale ich eksploatowanie wymaga odwiertów i pompowań.

Zasoby wodne w Polsce przypadające na jednego mieszkańca są mniejsze niż w krajach sąsiednich i znacznie niższe niż średnia europejska. Z danych KZGW wynika, że na jednego mieszkańca Polski przypada średnio ok. 1580 m sześc. wody na rok, a średnie zasoby na jednego mieszkańca Europy to 4560 m sześc. na rok.

- Polska to nie pustynia, czy Malta, ale nie mamy np. lodowców, które mogą być uzupełniającym źródłem wody. Dlatego powinniśmy łączyć kwestie bezpieczeństwa powodziowego z kwestią bezpieczeństwa przeciw suszy. Jest to związane np. z bezpieczeństwem w produkcji rolniczej.

Mamy coraz wyższe temperatury, coraz słabsze zimy. Opady są nawalne i zamiast wsiąkać w ziemię szybko spływają do rzek. To są zjawiska, na które powinniśmy być przygotowani i w związku ze zmianami klimatycznymi brać je pod uwagę - mówił Sumisławski.

Poinformował, że regionalne zarządy gospodarki wodnej przygotowują obecnie analizy, które mają wskazywać jak bardzo jesteśmy narażeni na suszę i jak jej skutecznie przeciwdziałać. Docelowo zostaną przygotowane plany przeciwdziałania skutkom suszy na obszarach dorzeczy i w regionach wodnych. - Mam nadzieję, że kiedy wykażemy istotne zagrożenia wrócimy do budowy wielofunkcyjnych zbiorników retencyjnych i przywrócimy rangę małej retencji - zaznaczył.

Według Sumisławskiego, powinniśmy się nauczyć lepiej retencjonować wodę, czyli zatrzymywać ją w środowisku. Chodzi np. o tzw. małą retencję, czyli sadzenie lasów czy tworzenie oczek wodnych, które przeciwdziałają stepowieniu terenów, obniżaniu się wód gruntowych. Lasy wspomagają też ewentualne spowolnienie spływu powierzchniowego i tym samym przyczyniają się w pewnym stopniu do redukcji zasięgu powodzi.

Prezes KZGW przekonuje, że wodę możemy zatrzymać również w miastach, ale w tym przypadku zmianie musi ulec polityka przestrzenna. - Najgorszą rzeczą, jaką robimy, jest uszczelnianie powierzchni w miastach. Tworzymy rynnę, którą woda trafia bezpośrednio do rzek, powodując problemy dla mieszkańców w niższym jej biegu - zapowiedział. W konsekwencji opady nie mogą przeniknąć do gleby i zasilić zasoby wód gruntowych.

Wskazał, że np. we Wrocławiu deszczówka z ulic i placów miejskich kierowana jest specjalnym przepustem na pola irygacyjne. Zaznaczył, że rozwiązanie to, nie dość iż poprawia bezpieczeństwo powodziowe, powoduje, że w tym miejscu powstał teren rekreacyjny z ciekawym ekosystemem.

Sumisławski dodał, że jednym z rozwiązań, jakie można też wykorzystać w miastach, jest odpowiednie projektowanie terenów przy domach jednorodzinnych czy osiedlach mieszkaniowych. Chodzi np. o stosowanie specjalnych mat o strukturze plastra miodu, które zatrzymują wodę na miejscu.

W miastach kluczową rolę w zatrzymywaniu wody opadowej odgrywa także zieleń. Prezes KZGW podkreślił, że takie tereny tworzą przyjemne dla mieszkańców przestrzenie miejskie, poprawiają wilgotność, a także obniżają lokalnie temperaturę, co można szczególnie docenić w trakcie upałów.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: miasta | zasoby | woda pitna | woda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »