Zniekształcili liberalizm Adama Smitha

Zarzut taki zamieściłem w artykule opublikowanym 9 marca br. (Biznes Interia "Toksyczna ekonomia akademicka") wobec Friedricha Hayeka i Miltona Friedmana, jako głównych twórców doktryny neoliberalizmu. Teraz wykonuję zobowiązanie uzasadnienia tego zarzutu.

Zachowując szacunek dla obu nieżyjących już noblistów, zwracam uwagę na rezultaty zastosowania ich doktryny w makroekonomii oraz amerykańskiej polityce gospodarczej, a zwłaszcza pieniężnej w okresie 1980-2008. Odpowiedzialnością za mankamenty tej doktryny można prawdopodobnie, w większym stopniu niż samych autorów, obciążyć jej bezkrytycznych zwolenników ze środowisk akademickich USA.

Pobierz za darmo: program PIT 2010

Gdyby bowiem w odpowiednim czasie wskazali autorom słabe strony ich koncepcji, chyba nie doszłoby do przekształcenia jej w ideologię neoliberalną, bazującą w większym stopniu na błędach tej doktryny aniżeli na jej pozytywnych aspektach. Najbardziej dostrzegalnym uchybieniem autorów jest nieprzyjęcie przez nich tych elementów teorii A.Smitha, w których pragnął on zabezpieczyć wolny rynek przed utratą zdolności do samoregulacji, wskazując na konieczność ochrony mechanizmu rynkowego przy pomocy działań regulacyjnych państwa. I rzecz charakterystyczna - niezbędność regulacji Smith dostrzegał przede wszystkim w odniesieniu do sektora bankowego i rynku finansowego.

Reklama

Swoboda naturalna nie do naruszania

Zacznijmy od niezwykle sugestywnej maksymy liberalizmu Smitha, a mianowicie nienaruszania swobody naturalnej. "Można by jednak powiedzieć, że jeśli osobom prywatnym nie pozwala się przyjmować bankierskich skryptów dłużnych niezależnie od tego, czy wystawiono je na duże czy na małe sumy, mimo że są one gotowe je przyjąć, lub jeśli bankierowi nie pozwala się puszczać w obieg takich skryptów, podczas gdy cale jego otoczenie gotowe jest je przyjmować, to jest to jawne pogwałcenie owej swobody naturalnej, którą zgodnie ze swym swoistym zadaniem prawo powinno umacniać, a nie naruszać. Jest rzeczą niewątpliwą, że można uważać, iż tego rodzaju zarządzenia naruszają pod pewnymi względami swobodę naturalną".

Czy to twierdzenie Smitha można interpretować jako zachęcanie do emitowania przez banki komercyjne pieniądza kredytowego bez respektowania wyznaczonej przez państwo normy pokrycia kredytu depozytami banku? Można, jeżeli nie uwzględni się innych zaleceń autora, a szczególnie następującej zasady, poprzedzającej stwierdzenie o pozostawieniu "pełnej swobody" bankom:

"Jeżeli bankierom nie wolno wypuszczać poniżej pewnej sumy (chodzi o sumę wymaganego pokrycia depozytami - MG) jakichkolwiek banknotów obiegowych, czyli skryptów płatnych na okaziciela, i jeśli obowiązani są wykupić natychmiast i bezwarunkowo swe banknoty, gdy tylko się je do zapłaty przedstawi, wtedy można pozostawić im pod wszystkimi innymi względami pełną swobodę działania bez obawy, że narazi się bezpieczeństwo publiczności".

Dowiadujemy się więc od A. Smitha, że owszem, można bankom pozostawić pełną swobodę, lecz po wykluczeniu tego, czego "bankierom nie wolno", a nie wolno im wypuszczać pieniądza kredytowego ponad wymagane pokrycie (wtedy jeszcze, banki komercyjne mogły wypuszczać pierwotną postać pieniądza papierowego pod nazwą banknotów, będących skryptami płatnymi na okaziciela). Otóż w całym nurcie neoliberalnym, a szczególnie w teorii monetarnej M. Friedmana, prawie obsesyjnie ostrzega się bank centralny, jako organ państwa, aby nie ważył się emitować pieniądza ponad potrzeby gospodarki, gdyż wtedy pojawi się inflacja.

Jednakże neoliberalizm nie docenia zagrożeń w postaci nadmiernych emisji pieniądza kredytowego, dokonywanych przez banki komercyjne. Jego emitowanie stało się po narodzinach ideologii neoliberalnej niezwykle ułatwione technicznie wraz z pojawieniem się postaci elektronicznej pieniądza, wytwarzanego za pomocą "klikania" zamiast wypisywania skryptów dłużnych lub malowania papierowych banknotów przed ich powielaniem maszynowym. Z pewnością Alan Greenspan, b.szef banku centralnego USA, znał przestrogi monetarne M.Friedmana, a jednak skłonił się w stronę ideologicznie pojmowanej swobody naturalnej. Prawdopodobnie zasugerował się, podobnie jak M.Friedman, odrębnością "swobody naturalnej" bankierów komercyjnych. Przed taką postawą ostrzegał jednak Smith bardzo wyraźnie:

Jednakże prawodawstwo wszystkich państw zarówno bardziej liberalnych, jak i najbardziej despotycznych zabrania i winno zabraniać, by nieliczne jednostki korzystały z naturalnej swobody w sposób, który mógłby zagrażać bezpieczeństwu całego społeczeństwa".

Trudno o bardziej anty-neoliberalny pogląd w tej najważniejszej - z punktu widzenia światowego kryzysu finansowego - kwestii funkcjonowania banków i rynków finansowych generujących tsunami kryzysowe, jak to nazwał Greenspan w czasie przesłuchania przez Komisję Kongresu. Oczywiście nie można wymagać, aby sami bankierzy wyszukiwali w dziele A. Smitha, czy innych teoretyków, informacji, co im wolno, a czego nie wolno. Powinni to robić autorzy doktryn sporządzanych na użytek prezydentów i kongresmenów tworzących prawo dla bankierów, w tym także dla szefa banku banków, mającego sprawować nadzór nad bankami komercyjnymi i ich emisjami pieniądza kredytowego. Jednak sam FED, czyli bank centralny USA, nie przejął się swym obowiązkiem - zalecanym przez M.Friedmana - i prowadził politykę nie tylko umożliwiającą nadmierne emisje pieniądza kredytowego, lecz i sprzyjającą takim działaniom banków komercyjnych i inwestycyjnych. Można więc zauważyć, że twórcy ideologii neoliberalnej, rozwijali "twórczo" doktrynę Hayeka-Friedmana w kierunku dalszej "swobody naturalnej" bankierów.

Premier D. Tusk zagalopował się porzucając liberalizm

19 marca w swym tekście opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" we fragmencie zatytułowanym "Nie będzie nowoczesności bez młodych" premier Tusk zamieścił zaskakujące wyznanie: "Dziś wiem już, że sama wolna konkurencja nie zapewni ładu społecznego i sprawiedliwości. Tak jak wszyscy uczyłem się przez ostatnie 20 lat kapitalizmu (...) i dziś wiem, że człowiek jest ważniejszy niż jakakolwiek idea czy doktryna. Nawet ukochana w młodości idea liberalizmu".

Pan premier sprawił sobie kłopot, chcąc uchodzić za niemodnego nie-liberała. Jest to tym bardziej zbędne, że w swej młodości mógł być bowiem zakochany, tak jak prawie cała nasza młodzież już od szkoły średniej, nie w idei liberalnej, lecz w ideologii neoliberalnej, którą właśnie powinien porzucić. Propagowała ją większość naszych mediów, wpajając młodzieży przekonanie, że polska droga do przyszłości to gospodarka wolnorynkowa chroniona przed szkodliwym działaniem interwencjonizmu państwowego. Powinniśmy oczekiwać, że rynek nam wszystko załatwi. Dzięki wolnej konkurencji każdy człowiek może i powinien radzić sobie sam nie oglądając się na opiekuńczość państwa, bo to pachnie socjalizmem, którego właśnie mieliśmy aż za wiele. Najlepiej, jeżeli państwo nie przeszkadza gospodarce.

W dalszej części artykułu czytamy, już bez zdziwienia, że "...musimy pokonać największą barierę, która może osłabić nasz impet rozwojowy. Tą barierą jest niesprawność państwa". Premier nie dodał jednak z jakim trudem neoliberalnym budowaliśmy tę barierę, sądząc, że im słabsze państwo tym lepiej rynkowi.

Nie ulega wątpliwości, że premier ponosi konsekwencje zawłaszczenia przez nurt neoliberalny idei liberalizmu, w stosunku do której stanowi wersję zniekształconą, pomimo iż ma uchodzić za prawdziwy liberalizm. W dziedzinie stanowiącej przedmiot sporu z głównym przedstawicielem polskiej odmiany medialnego neoliberalizmu, profesorem Leszkiem Balcerowiczem, możemy upatrywać źródła wzrostu krytycyzmu premiera wobec swej młodzieńczej ideologii. Dawała ona jednak premierowi o sobie znać aż do wieku wystarczająco dojrzałego, aby mógł obserwować efekty jej realizacji. Profesor Balcerowicz apelował natomiast, aby nie nazywać go neoliberałem, gdyż będzie to oznaczać napiętnowanie. Po oświadczeniu Alana Greenspana, uznawanego za guru neoliberałów w skali światowej, niekoniecznie musimy oczekiwać od L. Balcerowicza, aby poszedł jego śladem i oświadczył, że był wyznawcą wadliwej ideologii. L.Balcerowicz stworzył bowiem własną - jeszcze bardziej skrajną - jej odmianę, chociaż nie ujawnił jej nazwy. Wiemy tylko, iż cechuje się ona radykalnym nastawieniem do regulacji dokonywanych przez państwo. Nastawienie to zasługuje chyba na określenie "awersja" .

Jeżeli premier pragnie wyzwolić się z tego nurtu myślowego, po ocenie rezultatów osiągniętych przez jego rząd, jakiej ostatnio dokonał, można z uznaniem odnieść się do jego decyzji, sugerując jednak, aby starał się być zwolennikiem liberalizmu nie zniekształconego przez Balcerowicza. Wtedy bowiem mógłby wzmocnić swą argumentację za pozostawieniem w ZUS większości składek lokowanych w OFE, zwłaszcza wobec nowego ataku Balcerowicza za pośrednictwem Rzecznika Praw Obywatelskich.

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

Pieniądze składkowe przyszłych emerytów miały trafiać z OFE na rynek papierów wartościowych i tam ulegać pomnożeniu. Kiedyś sądziliśmy, że giełdy to prawdziwy rynek, odpowiadający warunkom definicyjnym rynku, którymi są:

- wielość uczestników po stronie podaży i popytu,

- wolna konkurencja między uczestnikami,

- kształtowanie się cen (kursów) bez indywidualnego zniekształcania ich poziomu.

Obecne giełdy spełniają tylko pierwszy warunek. Jaka to bowiem konkurencja, gdy uczestnikami są potentaci finansowi, w tym wielkie banki, mające charakter odwracalnych monopoli, czyli podmiotów dominujących w sprzedaży oraz w zakupie (w tym przypadku są monopsonami). Ich uczestnictwo polega w dużym stopniu na tworzeniu tzw. bąbli lub baniek giełdowych, czyli zniekształcaniu kursów. A więc giełdy to pseudorynki, na których monopole czatują na fundusze emerytalne, gdyż mają one największe kieszenie do opróżniania. Czy więc nie jest mądrą decyzją zmniejszenie kieszeni do drenowania? Jest mądrą, jeśli nie ma możliwości rozszerzenia ustawodawstwa antymonopolowego na giełdy papierów wartościowych, a nie ma. I pewnie jeszcze jakiś czas nie będzie, bo dla neoliberałów pseudorynek to też normalny rynek, który należy szanować i nie ograniczać swobody naturalnej uczestnikom, zwłaszcza bankom. I pomyśleć, że Hayek zalecał walkę z monopolami, gdyż psują one samoregulację rynku! Jak daleko oderwaliśmy się nie tylko od liberalizmu klasycznego, ale nawet od doktryny Hayeka-Friedmana. Co za czasy!

Marian Guzek

Autor jest profesorem ekonomii Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Wykłada międzynarodowe stosunki gospodarcze i polityczne

Uczelnia Łazarskiego
Dowiedz się więcej na temat: liberalizm | smith | Adam Smith | Marian Guzek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »