Ekspert: 67 lat to minimum; obniżanie wieku emerytalnego - krótkowzroczne
- Obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn to działanie bardzo krótkowzroczne; będzie oznaczać niższe świadczenia i niższy wzrost gospodarczy - mówi ekonomista Aleksander Łaszek. - 67 lat to minimum, w przyszłości wiek emerytalny będzie trzeba dalej podnosić - dodaje.
W poniedziałek prezydent Andrzej Duda podpisał projekt ustawy, który zakłada niższy wiek emerytalny - 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Chętni będą mogli pracować dłużej. Ustawa z 2012 r. wydłuża wiek emerytalny do 67 lat i stopniowo zrównuje go dla obu płci.
- Obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn jest to działanie bardzo krótkowzroczne i źle wpływające zarówno na sytuację emerytów, jak i gospodarki, a także osób młodszych - ocenia główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Jak podkreśla, "jeśli chodzi o emerytów, niższy wiek emerytalny to znacznie niższe świadczenia, jeśli chodzi o gospodarkę, niższy wiek emerytalny to gorsza sytuacja finansów publicznych i niższy wzrost gospodarczy, a niższy wzrost gospodarczy to wolniejszy czas, w jakim będziemy doganiać Europę Zachodnią, niższy poziom życia w Polsce i gorsze perspektywy dla osób młodych".
- Jeżeli mówimy o kosztach obniżenia wieku emerytalnego, to pamiętajmy, że pełen koszt tych zmian ujawnia się w czasie. W 2040 to będzie znaczyło dwa lata mniej pracy dla mężczyzn i 7 lat pracy mniej dla kobiet - mówi Łaszek.
Jak ocenia, szacunkowe koszty reformy określone przez kancelarię prezydenta na 40 mld zł "to koszt tylko w kilku pierwszych latach (obowiązywania-PAP) tych zmian, później te koszty lecą coraz szybciej i są coraz większe".
- 67 lat to minimum, jeśli chodzi o wiek emerytalny, nie powinniśmy się przywiązywać do tej liczby, w przyszłości pewnie wiek emerytalny dalej trzeba będzie podnosić, ponieważ żyjemy coraz dłużej, najlepszym rozwiązaniem byłaby jakaś formuła łącząca wiek emerytalny z rosnącą oczekiwaną długością życia - wskazuje Łaszek.
- - - - - - -
Minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz ocenił, że prezydencki projekt obniżający wiek emerytalny nie zwiększa wolności wyboru dla płacących składki. - To proste odwrócenie zmian - zaznaczył.
Prezydent Andrzej Duda skierował do Sejmu projekt ustawy przewidujący, że wiek emerytalny dla kobiet zostanie obniżony do 60 lat, a dla mężczyzn do 65 lat. Duda wyraził nadzieję, że zostanie ona uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu, bo - jak mówił - koalicja rządząca pokazała, że potrafi uchwalać ustawy w sposób bardzo szybki. Prezydencka minister Anna Surówka-Pasek poinformowała, że w projekcie nie ma odniesienia do okresu składkowego. Według niej koszt tej reformy to 40 mld zł.
Kosiniak-Kamysz zastrzegł, że nie może na razie wyrazić pełnej opinii na temat propozycji prezydenta Andrzeja Dudy, bowiem nie przeczytał jeszcze całego projektu ustawy.
- Znam główne założenie dotyczące odwrócenia zmian przyjętych na początku obecnej kadencji. Moim zdaniem dużo atrakcyjniejszy jest projekt PSL, mówiący o 40 latach składkowych i to jest dobre podejście: jaką kwotę sobie uzbieramy, jaką kwotę sobie odłożymy, taką będziemy mieć na emeryturę - powiedział Kosiniak-Kamysz dziennikarzom w Tarnowie.
Według niego, propozycja prezydenta to "proste odwrócenie zmian, które na pewno wpływają na wysokość emerytur, które wpływają na aktywność zawodową".
- Jest niezwykle ważne też rozpatrywanie różnych orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, które wskazywały w swoich uzasadnieniach dążenie do wspólnego wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn - przypomniał szef resortu pracy.
W jego ocenie "może być trudne", żeby prezydenckim projektem zajął się jeszcze obecny parlament. "To oczywiście zależy od pani marszałek Sejmu, ale pełne szacunki, które są potrzebne do analizy tej zmiany, zapoznanie się posłów z nią i przepracowanie ich w Sejmie i Senacie na ostatnim posiedzeniu na pewno może być trudne" - ocenił minister.
Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że resort pracy wspólnie z ministerstwem finansów będą chciały przeprowadzić własną analizę kosztów wprowadzenia w życia zmian proponowanych przez Andrzeja Dudę.
Ustawa uchwalona w 2012 roku podwyższyła wiek emerytalny do 67 lat i wprowadziła stopniowe zrównanie go dla kobiet i mężczyzn. Posłowie PiS, a także związkowcy z "S" i OPZZ zaskarżyli ustawę do TK. W maju 2014 roku TK uznał jednak, że jest ona zgodna z ustawą zasadniczą.
Wycofanie się z tej reformy wpisał do swojego programu prezydenckiego Andrzej Duda. Pytanie, czy Polacy są "za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy", było jednym z trzech pytań, na które mieli oni odpowiadać w referendum 25 października. Do referendum nie doszło, bo Senat odrzucił wniosek Dudy w tej sprawie.
- - - - -
- Propozycja prezydenta Andrzeja Dudy ws. obniżenia wieku emerytalnego nie bierze pod uwagę względów demograficznych i technologicznych - oceniła Elżbieta Mączyńska, profesor SGH i prezes PTE. Żyjemy coraz dłużej i pracujemy w lepszych warunkach - podkreśliła.
W poniedziałek prezydent podpisał projekt ustawy, który zakłada niższy wiek emerytalny - 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Chętni będą mogli pracować dłużej. Ustawa z 2012 r. wydłuża wiek emerytalny do 67 lat i stopniowo zrównuje go dla obu płci.
Duda wyraził nadzieję, że ustawa zostanie uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu, bo - jak mówił - koalicja rządząca pokazała, że potrafi uchwalać ustawy w sposób bardzo szybki. Dodał jednak, że jeżeli tak się nie stanie, po wyborach ponownie wniesie projekt ustawy.
- Powrót do starych zasad przechodzenia na emeryturę, czyli 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, nie bierze pod uwagę względów demograficznych oraz technologicznych. Żyjemy coraz dłużej i w lepszym zdrowiu. Technologiczne względy polegają na tym, że coraz mniejszy zakres prac ma charakter prac fizycznych. Ta tendencja będzie się pogłębiała, czyli będziemy żyli coraz dłużej w miarę postępu medycyny, a także będziemy pracowali w lepszych warunkach w miarę postępu technologicznego - powiedziała Mączyńska.
Oceniła, że cofanie się do poprzednich rozwiązań jest niesłuszne i może oznaczać niższe emerytury, bo będziemy krócej pracować. - Koszt poniesie sam emeryt. Jeśli byłyby inne rozwiązania, że koszt nie jest przerzucany na emeryta, to zostanie przerzucony na podatnika - zaznaczyła.
Profesor zauważyła, że "przyjęcie nowego okresu - 67 lat dla wszystkich bez względu na płeć - ma to do siebie, że jest rozłożone w czasie, na wiele dekad". "To nie jest tak, że dzisiaj, czy jutro wchodzi wiek emerytalny. Nie bardzo przecież wiemy, jak będzie wyglądało nasze życie po upływie kilku dekad, bo aż tak dalece nie możemy przewidywać" - podkreśliła.
Mączyńska zwróciła też uwagę na problem konstytucyjny, równościowy. - (Propozycja prezydenta) to inne prawa dla kobiet, inne dla mężczyzn. No chyba, że wzięto pod uwagę fakt, że kobieta rodzi dzieci i to się liczy do wieku emerytalnego. Poza tym kobiety żyją dłużej. Średnia ich życia jest wyższa niż mężczyzn - zaznaczyła.
Pytana, czy jest szansa na uchwalenie tego projektu jeszcze w tej kadencji Sejmu, odparła: - Różne, szybkie decyzje były podejmowane w tej kadencji Sejmu. Jednak to jest tak kontrowersyjny problem, że wątpię.