Felieton Gwiazdowskiego: Skąd wziął się pomysł emerytury obywatelskiej?

Kiedyś było tak, że jak ktoś coś pisał, to najpierw czytał, co kto wcześniej już o tym napisał. Nie było łatwo. Trzeba było zrobić "kwerendę". Pójść do paru bibliotek i to w różnych miastach. Narodowej i uniwersyteckich - przynajmniej w Warszawie, Krakowie i Poznaniu. Przejrzeć "fiszki" w katalogu rzeczowym, a potem osobowym. Wypożyczyć, co się znalazło. Przeczytać. I zaraz potem można już było coś samemu napisać. Dziś, jak ktoś coś pisze o emeryturze obywatelskiej, to sobie nie zawraca głowy takimi rzeczami jak to, kto to wymyślił, kiedy, dlaczego i jak uzasadnił.

To przypomnę. Projekt powstał w Centrum Adama Smitha prawie 25 lat temu - jak tworzono OFE - czyli obowiązkowe fundusze emerytalne, nazywane dla zmyłki "otwartymi". Nazwanie tego bałaganu "systemem" to kolejna "zmyłka". To chaotyczny zbiór przypadkowych rozwiązań dla różnych grup zawodowych, a nie jakiś logicznie uporządkowany "system". Nie ma on nic wspólnego z "ubezpieczeniem". Płacimy "składki", które nie mają nic wspólnego ze składkami ubezpieczeniowymi. I ponoć "oszczędzamy" na swoje emerytury. A niczego nigdzie nie oszczędzamy.  

Płacimy podatek celowy do FUS - czyli Funduszu Ubezpieczeń Społecznych - który mylimy z ZUS-em - czyli Zakładem Ubezpieczeń Społecznych - który tym Funduszem zarządza. Płacimy go na emerytury naszych rodziców i dziadków. Na nasze będą płaciły nasze dzieci i wnuki. Jak je zrobimy.

Reklama

Projekt CAS nazywaliśmy "ustawą Dzierżawskiego" - bo pan Krzysztof był głównym jego pomysłodawcą i autorem. Postanowiliśmy nie polemizować z tezą, że współczesne, demokratyczne państwo nie może pozwolić, aby biedni ludzie w wieku poprodukcyjnym "umierali z głodu na ulicy". A jako że są oni nieprzezorni i sami się nie ubezpieczą, to państwo musi im ustanowić przymus ubezpieczeniowy, bo w przyszłości i tak będzie musiało utrzymywać emerytów.

Niestety, państwo stworzyło system nie tylko dla "biednych", ale i dla bogatych. Nie tylko dla pracowników, ale i dla przedsiębiorców. A przy okazji bardzo kosztowny. Jego konsekwencją było dużo wyższe opodatkowanie pracy niż kapitału, czego z kolei konsekwencją było wysokie bezrobocie (okresowo 20 proc.), którego kolejną konsekwencją była spadająca dzietność. 

Oczywiście dzietność spadała także z innych powodów, ale staraliśmy się wykazać, że system podatkowo-emerytalny był jednym z nich. Projekt emerytury obywatelskiej nie był punktem wyjścia, tylko dojścia. Punktem wyjścia było obniżenie opodatkowania pracy - poprzez likwidację składek ubezpieczeniowych. Oczywiście likwidacja składek emerytalnych nie oznacza likwidacji emerytur. Można je wypłacać bezpośrednio z budżetu państwa - jak to się już i tak częściowo robi.

Jakie są źródła finansowania emerytur?

Istotne do wyjaśnienia są trzy kwestie: jaki jest charakter emerytury, jakie są źródła jej finansowania i jaka powinna być jej wysokość?

Emerytura państwowa to świadczenie społeczne. Koniec, kropka! Osoby, które są już nieczynne zawodowo, mogą dostać od państwa tylko to, co wypracują czynni zawodowo, a co im państwo odbierze przy pomocy "składek", czyli podatku celowego, i oczywiście innych podatków, i przekaże tym już zawodowo nieczynnym w postaci "emerytury".

Pieniędzy ze "składek" płaconych przez pracujących nie starcza na wypłacane emerytury, więc Skarb Państwa musi FUS dotować. Żeby ta "dotacja" nie obciążała za bardzo budżetu, to jej część nazywa się "pożyczką". Skarb Państwa "pożycza" ZUS-owi pieniądze na emerytury. Oczywiście ZUS ich nigdy nie odda, ale w danym roku w budżecie figuruje "pożyczka" jako "aktywo". To tak samo jak w bankach - depozyty to "pasywa", a udzielone kredyty to "aktywa".

A skąd Skarb Państwa ma pieniądze, żeby je ZUS-owi pożyczyć? Ano sam pożycza. Oczywiście trochę ma z podatków (dochodowych, VAT, czy akcyzy). Ale z tych podatków płaconych przez podatników państwu brakuje na wydatki (jak ZUS-owi brakuje na emerytury ze składek). Rząd pożycza więc pieniądze na potrzeby państwa (tak samo, jak ZUS pożycza od Skarbu Państwa na potrzeby emerytów). Pożycza na "rynkach finansowych" - w bankach i innych instytucjach finansowych. 

Skąd będzie miał na spłatę tych pożyczek - czyli na wykup obligacji? Ano z podatków płaconych w następnych latach przez podatników i z... kolejnych pożyczek, które będzie zaciągał na spłatę tych wcześniejszych pożyczek. I tu jest pewna różnica z ZUS-em. Skarb Państwa regularnie umarza ZUS-owi "pożyczki" na emerytury i udziela kolejnych. "Rynki finansowe" nie umorzą tego, co państwu pożyczyły.

Ile powinny wynosić świadczenia?

A jaka powinna być wysokość emerytury? Ano taka, jak politycznie wyjdzie z podziału tego, co się uda odebrać pracującemu pokoleniu w postaci składek i podatków, oraz pożyczyć na rachunek kolejnych pokoleń na rynkach finansowych, pomiędzy tych, którzy pracują i tych, którzy nie pracują. Jak dużo to będzie,  zależy od tego, ilu będzie tych pierwszych, a ilu tych drugich, i z jaką efektywnością ci pierwsi będą pracowali. Nie wiadomo, ile to będzie i w związku z tym, ile przypadnie na pracujących, a ile na niepracujących. Ale jest też drugi problem: jak to, co przypadnie na niepracujących, podzielić między nich? Jak teraz, czy może po równo?

Pracujący ludzie o odpowiednich predyspozycjach fizycznych i psychicznych oraz nabytych wcześniej kwalifikacjach wykonują prace bardziej odpowiedzialne, trudniejsze, bardziej uciążliwe i niebezpieczne. I otrzymują za to wynagrodzenia wyższe. Kiedy jednak będą przechodzić na emerytury, te wszystkie cechy, które sprawiały, że mogli więcej zarabiać przestaną się liczyć! Wszyscy staną się równi. Dlaczego zatem emerytury mają różnić się wysokością? Dlatego, że wcześniej jedni płacili wyższe składki emerytalne niż drudzy? Ale przecież "składki" na ubezpieczenie zdrowotne też płacili wyższe. Czy w związku z tym mają prawo szybciej się dostać do lepszego lekarza?

W systemie rynkowym zróżnicowanie dochodów w okresie efektywności zawodowej jest czymś oczywistym i naturalnym - wynika z różnicy wartości ich pracy wycenianej przy pomocy prostego mechanizmu popytu i podaży na nią. Zasada ta nie przenosi się jednak na wiek emerytalny, kiedy już nic nie wytwarzamy, a stajemy się jedynie beneficjentami tego, co wytworzy kolejne pokolenie.

"Jak już ten socjalizm jest, to niech będzie jak najtańszy"

Ponoć pomysł równych emerytur dla wszystkich "pachnie socjalizmem". Nie pachnie, tylko śmierdzi, i nie ma w tym nic zaskakującego, bo obowiązkowe "ubezpieczenia społeczne" z gruntu rzeczy są socjalistyczne, a pomysły urynkowienia socjalizmu do niczego dobrego nie prowadzą. Jak się komuś nie podoba socjalizm, to niech zgłosi postulat likwidacji emerytur w ogóle. A jak już ten socjalizm jest, to niech będzie jak najtańszy.

Co więcej, górnicy przy pomocy kilofów już dawno wykazali, że nie musi istnieć związek przyczynowo-skutkowy między tym, co się wpłaciło, a tym, co się otrzyma. A przecież są jeszcze rolnicy. Oni mają swój KRUS. No i są sędziowie, prokuratorzy, wojsko, policja i inne służby mundurowe. Oni też nie płacą składek. A emerytury mają. 

Mamy już zresztą dziś prototyp "emerytury obywatelskiej". Tylko brzydziej się nazywa -  emerytura "minimalna". Na wysokość emerytury z FUS mają wpływ trzy czynniki: wysokość podstawy wymiaru, długość okresów składkowych i nieskładkowych oraz wysokość kwoty bazowej, która obowiązuje w dacie powstania prawa do emerytury. Gdy w taki sposób obliczona emerytura z FUS oraz emerytura kapitałowa z OFE są niższe od najniższej emerytury gwarantowanej przez państwo, wypłacana jest emerytura minimalna. Dlaczego zatem do pewnego poziomu może być świadczenie takie samo, choć składki były różne, a powyżej tego poziomu już nie?

Emerytura obywatelska ma dotyczyć tych, którzy dopiero zaczną pracować

Ponoć emerytura obywatelska "rujnuje wszelkie zachęty do dłuższej aktywności na rynku pracy", i "nie motywuje do oszczędzania na starość". A niby w jaki sposób, skoro przejście na emeryturę sprawia, że następuje gwałtowne pogorszenie sytuacji finansowej, bo stopa zastąpienia (różnica między ostatnia pensją i pierwszą emeryturą) jest coraz wyższa?

Ponoć "problemem byłaby zmiana warunków "umowy społecznej" (między państwem a "ubezpieczonymi") w trakcie "gromadzenia" przez nich środków, co po raz kolejny podważyłoby zaufanie do systemu emerytalnego". Przypomnę więc, że emerytura obywatelska ma dotyczyć nie tych, którzy już są emerytami, ani nawet nie tych, którzy już płacą składki, tylko tych, którzy dopiero zaczną pracować.

I na koniec jeszcze jeden "powalający" (ale głupotą) argument: "Emerytura obywatelska jest bardzo droga". Ciekawe dlaczego, skoro obecnie w ZUS pracuje 45 tys. osób, a emeryturę obywatelską mogłoby obsłużyć 45 osób? I nie byłby potrzebny do tego KSI (Kompleksowy System Informatyczny), którego utrzymanie kosztuje setki milionów złotych rocznie?

Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego

Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy

(tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji)

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: Robert Gwiazdowski | emerytura obywatelska | emerytura | ZUS | OFE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »