Projekt likwidujący OFE pod ostrzałem krytyki
Przy pierwszym czytaniu ustawy o likwidacji OFE w Sejmie najczęściej padało określenie "haracz" albo "skok na oszczędności". Chodzi oczywiście o 15-proc. opłatę, która ma być pobrana z góry w domyślnym wariancie, czyli przeniesieniu środków na specjalne Indywidualne Konto Emerytalne. Rząd rekomenduje właśnie ten wariant. Projekt skierowano do prac w komisjach.
Opozycja nie zostawiła suchej nitki na projekcie ustawy "o zmianie niektórych ustaw w związku z przeniesieniem środków z otwartych funduszy emerytalnych na indywidualne konta emerytalnej", a Waldemar Buda, wiceminister Funduszy i Polityki Regionalnej bronił jego założeń.
- Cała ustawa zmierza do jednego celu, aby środki na OFE stały się prywatne i nikt w przyszłości nie doprowadził już do tego co miało miejsce w 2013-2014 roku, gdy bez zgody Polaków zabrano im 152 mld zł i przelano je do ZUS, a było to wbrew uzgodnieniom, jakie legły u podstaw całej reformy emerytalnej, że te środki będą prywatne - uzasadniał minister.
Wzmocnieniem tego przekazu były odtwarzane z tabletu słowa ówczesnego premiera Donalda Tuska, który w 2013 roku mówił, że "pieniądze w OFE nie są własnością Polaków".
- Zostało 148 mld zł i obawiamy się, że ktoś w przyszłości będzie je chciał zabrać. Dlatego chcemy dać wybór. Albo te środki zostaną przeniesione na IKE i staną się prywatne, albo do ZUS, a dokładnie do Funduszu Rezerwy Demograficznej, który będzie zrządzał tymi aktywami - mówił Waldemar Buda.
- Rząd rekomenduje przekazanie tych środków na IKE, bo one tam będą lepiej pracowały, a po drugie będą to środki dziedziczone - podkreślił Waldemar Buda. Po przejściu do ZUS nie będzie można ich wypłacać, a z IKE nawet pierwszego dnia po osiągnieciu wieku emerytalnego. Między 2 czerwca a 1 sierpnia będzie prawo wyboru, to jest idea ustawy - argumentował minister.
Tłumaczył, że przy przenoszeniu środków na IKE środki będą obciążone 15-procentową opłatą, ale przekonywał, że to jest korzystne rozwiązanie.
- Gdybyśmy dziś nie przeprowadzali żadnej reformy , to te środki przy wypłacie byłyby opodatkowane według stawki 17 albo 32 proc. - mówił Waldemar Buda. I argumentował, że opata pobierana jest z góry dlatego, żeby nikt w przyszłości nie uznał by znów na wyjściu opodatkować te środki.
Opozycja nie zostawiła na projekcie suchej nitki, a w ogniu krytyki znalazł się najbardziej kontrowersyjny element, czyli pobierany z góry podatek, która autorzy projektu nazywają opłatą przekształceniową.
- Ustawa likwidująca OFE stawia przyszłych emerytów przed wyborem, na którym i tak stracą. Jak wybiorą ZUS stracą dziedziczenie, co jest bardzo ważne, szczególnie dla kobiet. PiS zabiera im szansę na oszczędności po mężu. Jeśli wybierze IKE, straci 15 proc. środków - mówiła posłanka Izabela Leszczyna z Platformy Obywatelskiej.
- Średnio to jest po 10 tys. zł na osobę, ale są tacy, co mają zgromadzone 100 tys. zł, np. inżynierowie, lekarze, specjaliści, którzy przez lata pracowali uczciwie i płacili składki. Rząd mówi, że te 15 proc. to substytut podatku. A przecież nie wiemy jakie będą podatki w przyszłości, sam PiS mówi, że może być kwota wolna od podatku. Więc robicie idiotów z emerytów - mówiła posłanka Leszczyna. - Może pan minister nie wie, ale podatek od dochodu płaci się w chwili uzyskania dochodu, a nie 10 czy 20 lat wcześniej - dodała Leszczyna.
Adrian Zandberg z Partii Razem skrytykował całą reformę OFE jako wyprowadzenie publicznych pieniędzy poza publiczny system. - Minister Buda podważa zaufanie do systemu publicznego i wchodzi w rolę akwizytora prywatnych funduszy i opowiada że system publiczny jest gorszy niż prywatny - mówił Zandberg. Jego zdaniem, dawna reforma za czasów AWS i Unii Wolności była zła, bo "prywatyzacja części systemu emerytalnego była jednym z największych błędów trzeciej RP i doprowadziła do potężnego długu publicznego".
- Pieniądze płynęły do prywatnych instytucji sektora finansowego, a potem państwo pożyczało, żeby mieć na emerytury dla obywateli. Na koniec rachunek za to kasyno emerytalne płacimy wszyscy z podatków. Tego sprywatyzowanego systemu emerytalnego nie ma co reanimować i te środki powinny wrócić do systemu publicznego opartego na zasadzie międzypokoleniowej solidarności, a PiS proponuje bezprecedensową darowiznę, na której znowu skorzystają prywatne instytucje finansowe - mówił Zandberg w Sejmie.
- Pracownicy, owszem mogą przenieść środki do ZUS, ale tylko wtedy, gdy sami o to wystąpią, a w innym przypadku środki idą do prywatnych firm. To w oczywisty sposób faworyzuje to drugie rozwiązanie. Wiem, dlaczego. Po to, żeby po drodze zainkasować 15-proc. prowizji - mówił Zandberg.
Jacek Protasiewicz z Koalicji Polskiej nazwał projekt likwidacji OFE "Rabunkiem plus".
- Dyskutujemy nad projektem ustawy, która dotyczy bezpośrednio większości z nas, bo prawie 16 mln obywateli, którzy mają zgromadzone pieniądze w OFE, ale PiS chce zabrać każdemu 15 proc. Ta ustawa powinna mieć inną nazwę "Rabunek plus’, bo rząd chce zabrać 20 mld zł. Czy wy naprawdę uważacie, że Polacy to ciemny lud, który wszystko kupi, przecież chwalicie się, że wprowadzacie kwotę wolną od podatku w wysokości, która dla 2/3 emerytów będzie oznaczać całkowite zwolnienie z podatku. Kogo macie zamiar oszukać? Obecnych czy przyszłych emerytów? - mówił z sejmowej mównicy Protasiewicz.
Z kolei Krzysztof Bosak z Konfederacji przypomniał, że demontażu OFE dokonują ci sami politycy, którzy ten system stworzyli. - Słuchając debaty mam deja vu, przecież to politycy PiS i PO wcześniej tworzyli koalicję AWS-UW i wy razem stworzyliście OFE i razem na raty je likwidujecie. Najpierw Platforma, a teraz PiS - mówił Bosak. - TO wybór albo 15 proc. haracz, a w zasadzie nacjonalizacja tej części, a z drugiej strony propozycja włączenia tych środków do ZUS z utratą możliwości dziedziczenia. I jeszcze występujecie w roli Janosika, który oddaje coś ludziom - dodał Bosak.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
- Słyszymy, że w tzw. "Nowym Ładzie" emerytury mają być zwolnione z podatku, a jeśli to prawda to musicie się spieszyć, żeby zabrać te 15 proc. Polakom zanim zwolnicie emerytury z podatku - wskazał Bosak.
Z kolei Paulina Hennig-Kloska z Ruchu Szymona Hołowni podkreślała, że już teraz sytuacja systemu emerytalnego jest zła, a będzie jeszcze gorsza. - Sytuacja emertytalna jest zła i obciąży następne pokolenia i zwłaszcza kobiety będą skazane na biedę. W 2050 roku na 1 pracującego przypadnie 1 emeryt. Dziś już i tak jest ciężko, a na 1 emeryta pracują 2 osoby. Winni są politycy, którzy wmawiają obywatelom, że nie trzeba pracować, bo jakoś to będzie. Ten problem będzie narastał i obciąży nas na różnych poziomach. Likwidacja OFE go jeszcze pogłębia - dodała.
Na rządowym projekcie nie zostawiła suchej nitki. - Jaki wybór rząd daje obywatelom? Mogą zabrać swoje oszczędności do "niby IKE", bo od normalnych IKE im daleko, i spieniężyć je przechodząc na emeryturę, ale muszą oddać rządowi 15-procentowy haracz. To zupełnie niepotrzebna danina na starcie, a nie przy wypłacie. Wówczas pomniejszy to emeryturę z ZUS. Można środki wprawdzie przenieść do ZUS, ale wówczas traci się dziedziczenie - mówiła posłanka ruchu Szymona Hołowni.
- Nikt już nie ma zaufania do polityków co zrobią z naszymi oszczędnościami emerytalnymi. Nie mam pewności czy któregoś dnia jakiś polityk nie powie, że te pieniądze zabieramy, dzielimy po równo i dajemy obywatelska emeryturę - podkreślała Paulina Hennig-Kloska
Waldemar Buda w trakcie odpowiedzi na pytania nie odniósł się do tego dlaczego opłata jest pobierana z góry, skoro nie wiadomo jakie będą podatki w przyszłości, a jedynie powtarzał, że dziś nic nie robiąc byłoby to 17 albo 32 proc., a PiS chce potrącić " jedynie" 15 proc. i potem żadnej innej opłaty już nie będzie. - Zapisujemy w ustawie, że te środki stają się prywatne, a jedyny warunek to, że mogą być wypłacone po osiągnięciu wieku emerytalnego. Jest też zapis, że nie podlegają transferowi do budżetu państwa. Ale dajemy wybór: kto nie chce na IKE może przenieść do ZUS - uzasadniał Waldemar Buda.
Monika Krześniak-Sajewicz