W Polsce konieczna będzie podwyżka wieku emerytalnego

Z demografią nie wygramy. Żyjemy coraz dłużej i coraz dłużej musimy pracować. Obniżenie wieku emerytalnego, które nastąpiło w 2017 roku może spowodować, że nasz PKB w 2050 roku będzie o 5 pkt proc. niższy, niż gdybyśmy wieku nie obniżali, bo będzie pracować o 2 mln osób mniej. Wiek trzeba będzie znowu podnieść - twierdzą ekonomiści.

- Dobrobyt tworzą ci, co pracują. Myślenie o tym, że możemy wrócić do niższego wieku jest oszukiwaniem ludzi - mówiła podczas seminarium fundacji CASE Agnieszka Chłoń-Domińczak, profesor SGH i była wiceminister pracy. 

Konsekwencje demografii

 O takim wieku emerytalnym, jaki mamy teraz, czyli 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn można było mówić w odległej przeszłości, która już nie wróci. Dlaczego? Bo zmiany demograficzne idą w oczywistym kierunku. Coraz dłużej żyjemy, a jednocześnie coraz mniej jest ludzi młodych, pracujących. Coraz więcej natomiast - pobierających świadczenia. To znaczy, że coraz więcej wydajemy na emerytury, a coraz mniej osób płaci składki. Te fakty prowadzą do jednego wniosku -  musimy pracować dłużej.

Reklama

 - Wiek emerytalny za 30 lat będzie wszędzie dużo wyższy. Rok po roku będzie się to do nas przebijać (...) Wiek emerytalny musi być wyższy i musimy się do tego przygotować - mówił Marek Góra, profesor SGH i współautor reformy emerytalnej z 1999 roku.

 Od około 2000 roku w społeczeństwach całej Europy następują nieubłagane zmiany. Na rynek pracy wchodzi coraz mniej osób, a na emerytury odchodzi coraz więcej. To musiało spowodować zmianę podejścia do wieku emerytalnego. Wszędzie zaczęto go już podnosić, a tylko w Polsce - obniżono.

 - Powiedziano ludziom, że będzie fajnie, a nie będzie fajnie - dodał Marek Góra.

 - Bardzo długo wierzono, że jeśli starsi odejdą na emeryturę, będzie miejsce pracy dla młodych. To się zmieniło na przełomie wieków, gdy Europa przestała być beneficjentem dywidendy demograficznej - mówiła Agnieszka Chłoń-Domińczak.

 Skutek jest taki, że do 2050 roku 23 kraje Unii zaplanowały podniesienie wieku  emerytalnego dla kobiet, a dziewięć - wieku emerytalnego mężczyzn. W większości państw Unii będzie on powyżej 65 lat. Dziewięć krajów wprowadziło mechanizmy polegające na tym, że wiek emerytalny będzie rósł wraz ze średnią długością trwania życia. A mimo to nastąpi ubytek osób w wieku produkcyjnym.

 - Są kraje, które w latach 2009-13 dokonały całkowitych zmian systemu emerytalnego - mówił Michał Rutkowski z Banku Światowego.

 W Polsce (i w Rumunii, która także na razie nie podjęła żadnych postanowień, żeby sytuację zmienić) ubytek osób w wieku produkcyjnym będzie największy. Już dziś z powodu obniżenia wieku emerytalnego w 2017 roku na rynku pracy jest o ok. milion osób mniej, niż byłoby, gdyby był on wyższy, czyli zgodny z reformą z 2012 roku. Do 2040 roku będzie to już dwa miliony osób. Głównie będą to kobiety.

 - Będziemy mieć kłopot z tym, jak nasza gospodarka może funkcjonować przy tak niskim zatrudnieniu (...) Zmniejszą się świadczenia w relacji do wynagrodzeń - mówiła Agnieszka Chłoń-Domińczak.

 Czyje emerytury zmniejszą się najbardziej?

 Kobiet, bo one i tak mniej zarabiają, a więc zbierają mniejszy kapitał, natomiast żyją dłużej. Joanna Tyrowicz, profesor UW twierdzi, że to właśnie powrót do poprzedniego wieku emerytalnego kobiet (czyli do 60 lat) spowoduje, że w rocznikach urodzonych po 1980 roku niewiele z nich "odłoży" kapitał nawet na emeryturę minimalną.   

- W obecnym stanie prawnym 70 proc. osób z roczników urodzonych po 1980 roku nie osiągnie emerytury minimalnej. To praktycznie wszystkie kobiety - mówiła Joanna Tyrowicz. 

- Kluczowe jest podniesienie wieku emerytalnego kobiet z 60 do 65 lat. Podniesienie wieku emerytalnego mężczyzn z 65 do 67 lat już nie jest tak znaczące - dodała. 

Ale jeśli wiek emerytalny nie zostanie podniesiony, powstanie luka w finansach publicznych, bo do wysokości emerytury minimalnej państwo będzie musiało dopłacać. Według wyliczeń Joanny Tyrowicz podniesienie wieku emerytalnego od 2013 roku zmniejszało tylko lukę w finansach publicznych do 1,5 proc. PKB rocznie w okolicach 2040 roku. Ale ponowne obniżenie wieku emerytalnego powoduje, że urośnie ona do 4,5 proc. PKB. A przy tym - jak zwraca uwagę - wciąż nie doceniamy rosnącej długości trwania życia. 

Ale dlaczego mamy toczyć spór o "ustawowy" wiek emerytalny? Skoro - jak mówił o tym prezydent Andrzej Duda, który wygrał wybory w 2015 roku dzięki postulatowi obniżenia wieku emerytalnego - ludzie będą mogli przecież pracować dłużej, jeśli uznają, że ich emerytury są zbyt niskie? Bo to nie działa. W bardzo wielu krajach empirycznie sprawdzono, że nie działają też zachęty do pozostania w pracy po osiągnięciu "ustawowego" wieku emerytalnego. 

- Ludzie chcą przechodzić na emeryturę niezależnie od zachęt. Nie wystarczy podnieść wieku za pomocą zachęt. Rządowi wydaje się, że za pomocą zachęt da się wiek podnieść, ale mam wrażenie, że tak nie będzie - mówił  Michał Rutkowski. 

Skoro symulacje mówią, że w latach 2040-50 - przy utrzymaniu obecnego wieku emerytalnego - ok. 70 proc. osób i tak dostawać będzie emeryturę minimalną, to zachęty do dłuższej pracy nie mogą być skuteczne - twierdzi Joanna Tyrowicz. 

- Jak ktoś popracuje rok, dwa lata dłużej zamiast przejść na emeryturę, to nadal dostanie emeryturę minimalną - mówiła. 

Filip Chybalski profesor Politechniki Łódzkiej twierdzi, że "ustawowy" wiek emerytalny, a nie tylko indywidualne oczekiwania co do tego, kiedy zakończę pracę, ma bardzo duże znaczenie. Wpływa on na wskaźniki zatrudnienia osób będących w wieku "przedemerytalnym", a więc pomiędzy 55 a 64 rokiem życia. Dodaje jednak, że niższa aktywność zawodowa współwystępuje ze złym stanem zdrowia. Dlatego kluczowe znaczenie ma finansowanie opieki zdrowotnej pozwalające tę aktywność jak najdłużej utrzymać. Niestety, pieniądze te idą na "trzynastki" i "czternastki" dla emerytów.      

- Ustawowy wiek ma znaczenie, bo wpływa na oczekiwania. Jeśli go podnosimy systematycznie, to dajemy sygnał, że musimy dłużej pracować. Obniżanie powoduje natomiast o wiele silniejszy efekt w spadku efektywnego wieku emerytalnego - mówił Filip Chybalski. 

- Ważny jest jasny sygnał, że żyjemy coraz dłużej i coraz dłużej musimy pracować - dodał. 

Przez ostatnie dwie dekady Polska przeszła trzy zasadnicze zmiany w podejściu do systemu emerytalnego, a równocześnie cechowała je niespójność w działaniach polityków. Obniżenie wieku emerytalnego od 2017 roku było jednak najbardziej dotkliwym ciosem dla przyszłości polskiego społeczeństwa. Niewykluczone, że właśnie niestabilność jest powodem, że ludzie "uciekają" na emeryturę, gdy tylko mogą, bo spodziewają się kolejnych mniej korzystnych rozwiązań. 

- Najbardziej dewastujące było przekazanie ludziom fałszywego obrazu przyszłości - mówił Marek Góra. 

Co w tej sytuacji można zrobić?

- Za lat 10 czy 20 wiek emerytalny będzie bardzo istotnie podnoszony. Powinniśmy wszelkimi możliwymi kanałami przekazywać ludziom młodym, że w przyszłości będzie dużo wyższy i będzie to dla nich korzystne, ale też konieczne. Przygotowanie musi obejmować długookresowe podtrzymywanie dobrego stanu zdrowia, podnoszenie kwalifikacji zawodowych, żeby pracujący mogli być wciąż atrakcyjni na rynku pracy - mówił Marek Góra. 

I dodaje, że jeśli sytuacja miałaby zostać utrzymana, to alternatywą jest podnoszenie obciążeń ludzi pracujących. A wzrost obciążeń młodych może spowodować zmniejszenie ich aktywności ekonomicznej, co także dla Polski może mieć fatalne skutki. 

Jacek Ramotowski

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Emerytura | wiek emerytalny | niższy wiek emerytalny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »