Zwrot ws. Turowa. Polska odzyska miliony euro od Komisji Europejskiej?
- Odtrąbienie sukcesu przez Polskę mogło być jeszcze przedwczesne - ocenia prof. Piotr Bogdanowicz, ekspert ds. prawa unijnego, odnosząc się do opinii rzeczniczki TSUE, która stanęła po stronie Polski ws. kopalni Turów. Jej zdaniem potrącenie Polsce ponad 68 mln euro przez Komisję Europejską za brak wstrzymania wydobycia węgla brunatnego było niesłuszne ze względu na zawartą z Czechami ugodę. Tymczasem były premier Mateusz Morawiecki zdążył już ogłosić wygraną, choć opinia rzeczniczki nie musi znaleźć pokrycia w wyroku TSUE.
Problemy z położoną przy granicy polsko-czeskiej Kopalnią Węgla Brunatnego Turów sięgają 2020 roku. Należąca do PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna kopalnia odkrywkowa posiadała koncesję na wydobycie surowca do końca kwietnia. Polskie prawo pozwalało na wydłużenie tego terminu o sześć lat bez konieczności przeprowadzana oceny oddziaływania tej decyzji na środowisko. Tak też się stało - w marcu 2020 roku minister klimatu przedłużył koncesję do 2026 roku.
To nie spodobało się Czechom, którzy uważali, że Polska narusza unijne prawo dotyczące oceny skutków wywieranych przez niektóre przedsięwzięcia publiczne i prywatne na środowisko. Do Komisji Europejskiej trafiła formalna skarga, w lutym 2021 roku, zaś Czechy zaskarżyły Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE. Nasi południowi sąsiedzi chcieli, aby wydobycie węgla w Turowie zostało zatrzymane. Kluczowe, zdaniem Czechów, było m.in. to, że przedłużenie koncesji bez oceny środowiskowej naruszyło unijną dyrektywę. W efekcie, w maju w TSUE zapadła decyzja o nakazie zaprzestania wydobycia, do czego Polska się nie zastosowała. Dlatego też we wrześniu zarządzono wobec Polski środek tymczasowy - zapłatę kary 500 tys. euro dziennie.
Na początku lutego 2022 roku nastąpił przełom w sprawie - Polska i Czechy zawarły ugodę. Do tego czasu jednak kara pieniężna wynosiła już 68,5 mln euro. Zdaniem Polski ugoda spowodowała wyeliminowanie zasadności płacenia kary, jednak innego stanowiska była Komisja Europejska, która potrąciła kwotę z unijnego koszyka pieniędzy.
Okazuje się jednak, że Polska może dostać szansę na zmianę narracji na unijnym szczeblu. 10 lipca br. rzeczniczka generalna Trybunału Sprawiedliwości UE Juliane Kokkot wydała opinię, która wskazuje, że potrącenie Polsce milionów euro przez Komisję Europejską, a więc przyznanie kary za niewstrzymanie wydobycia, było niesłuszne.
"W mojej opinii (...) ugoda doprowadziła do tego, że środki tymczasowe wygasają z mocą wsteczną. W związku z tym Komisja w zaskarżonych decyzjach niesłusznie potrąciła okresową karę pieniężną z polskich roszczeń. Należy zatem stwierdzić nieważność owych decyzji" - pisze Kokkot. W praktyce oznacza to, że jej zdaniem KE nie miała podstawy prawnej do potrącenia Polsce kwoty.
Jak tłumaczy w rozmowie z Interią Biznes prof. UW dr hab. Piotr Bogdanowicz z Katedry Prawa Europejskiego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, jeszcze kilka lat temu w prawie UE nie było możliwości nałożenia kar pieniężnych za nieprzestrzeganie środka tymczasowego.
- One w samych przepisach dalej się nie pojawiły, tylko TSUE uznał najpierw w sprawie Puszczy Białowieskiej, a później już w sprawie Turowa czy w sprawach dotyczących praworządności, że ze względu na konieczność zapewnienia skuteczności prawa unijnego, konieczna jest taka interpretacja prawa unijnego, która pozwala na nałożenie kary pieniężnej. TSUE oparł się wówczas na swoim odwiecznym argumencie, a więc konieczności zapewnienia skuteczności prawa unijnego - wskazuje.
Nasz rozmówca wskazuje, że sprawa Turowa jest sytuacją specyficzną, bowiem nie doszło do wyroku kończącego sprawę, tylko państwa członkowskie zawarły ugodę.
- Rzecznik generalna wydaje się ważyć dwa argumenty, czyli z jednej strony argument dotyczący konieczności zapewnienia skuteczności prawa unijnego, a drugi dotyczący - i to podkreśla w wielu momentach - akcesoryjności środka tymczasowego względem sprawy głównej, która toczyła się przed Trybunałem. Ostatecznie rzecznik uznała, że skoro tej sprawy głównej już nie ma, dlatego że doszło do zawarcia ugody, to nie ma środków tymczasowych. Co więcej, stwierdziła, że nie ma ich z mocą wsteczną, właśnie dlatego, że te środki tymczasowe mają charakter akcesoryjny i nie mogą być samodzielną sankcją za naruszenie prawa unijnego - wskazuje ekspert.
Opinie rzeczników TSUE są publikowane przed wydaniem ostatecznego wyroku sędziów. Zazwyczaj przychylają się oni do zdania rzecznika, jednak nie zawsze. Zdaniem prof. Bogdanowicza, w przypadku Turowa mamy do czynienia z sytuacją, gdy opinia nie musi znaleźć pokrycia w wyroku, mimo że Kokkot to doświadczona prawniczka.
- Musimy pamiętać że takie rozstrzygnięcie TSUE w istocie spowodowałoby, że w tego typu sporach między państwami członkowskimi - skardze państwa przeciwko drugiemu państwu i nałożeniu środków tymczasowych, bo dane państwo nie zaprzestaje naruszenia prawa UE - środki tymczasowe w istocie stałyby się bezzębne. To oznaczałoby, że państwo członkowskie, które narusza prawo unijne, może dalej to robić i później zawrzeć ugodę, wiedząc, że żadnych konsekwencji z tego tytułu nie poniesie. Dlatego nie wykluczam, że Trybunał jednak da prymat koncepcji zapewnienia skuteczności prawa unijnego i nie podzieli opinii rzeczniczki - ocenia.
Po publikacji opinii rzeczniczki głos na portalu X zabrał były premier Mateusz Morawiecki. "Kary za Turów nie będzie! Polska miała rację w sporze z KE" - napisał.