Ludwik Sobolewski: Kryzys z KPO. Co tu jest nie w porządku?

Oczywiście mam na myśli to, co wybuchło chwilę temu. A dzisiaj wybuch w tak zwanej przestrzeni publicznej nie oznacza, niestety, że teraz i jeszcze przez czas jakiś będą się kształtować poglądy, oceny, podsumowania. Nie. To tak nie działa, jeśli mamy zbieg kilku kluczowych cech nowoczesności. Pierwszy z nich to kultura memiczna zamiast kultury dyskusji, a drugi z nich to totalna polaryzacja społeczeństwa. Ludzie mają od razu swoją opinię i potem niewiele już da się z tym zrobić.

Ale, z politycznego punktu widzenia patrząc, nie zwalnia to rządzących z odpowiedzialności za skutki swoich poczynań. Wręcz przeciwnie, nakłada na nich dodatkowe zobowiązania i wymogi co do ich kompetencji i inteligencji. Zwłaszcza, gdy stawka jest wysoka. Tu stawką jest reputacja programu KPO, a poniekąd może i sensu unijnego oraz polskiego myślenia o rozwoju gospodarczym. To są zagadnienia dosyć istotne, ważne też dla aury otaczającej polską przedsiębiorczość. Czy to naprawdę jest takie trudne, by rozumieć, że kapitał zaufania jest w Polsce na bardzo niskim poziomie, a przedsiębiorcy często jako kategoria są ustawiani w roli wyzyskiwaczy i kombinatorów? Niektóre decyzje o dystrybucji środków z KPO do tego dodatkowo zachęcają. I, powtarzam, dla tak delikatnej materii jak kapitał społeczny nie ma znaczenia, czy niefortunne decyzje to jeden procent ogółu środków, czy znacznie więcej (liczb zresztą nie znamy).  

Reklama

Otóż, śmiem twierdzić, że zaufanie jest podstawą funkcjonowania gospodarki oraz relacji między państwem, społeczeństwem a przedsiębiorcami. I za to rządzący powinni być współodpowiedzialni. 

Stawką jest reputacja programu KPO

Na tym tle, a nawet i bez tego tła, zupełnie mnie nie obchodzi, czy obecnie rządzący poślizgną się na KPO jak na mydle i czy już obecnie można powiedzieć, że przerżną najbliższe wybory. Moim zdaniem zresztą tak. I tak właśnie pewnie oceniłby całą sytuację Talleyrand. Że to więcej niż zbrodnia, to błąd. Ale, powtarzam, mało albo nic mnie to nie obchodzi. 

Dobrze, ale być może jest tak, że co prawda decydenci popisali się, mówiąc oględnie niefrasobliwością. Mówiąc zaś bardziej dosadnie, udowodnili, że nad technicznym procesem rozdziału pieniędzy nikt nie sprawował strategicznej kontroli (co w samo w sobie jest szokujące, bo KPO to program strategiczny, tu powinna być jakaś myśl wyższego rzędu, a nie tylko sprawdzanie, czy poprawnie wypełniono formularze). Lecz może koniec końców "wszystko odbyło się zgodnie z regulaminem"?  

Mam jednak wątpliwość, czy można to tak skwitować. Pomyślmy chwilę o tych jachtach, ekspresach do kawy i klubie dla swingersów w taki sposób: 

O czym jest KPO jako program europejski implementowany w każdym kraju UE? O odporności. Może na wypadek kolejnej pandemii, może na wypadek kolejnego zamknięcia gospodarki z innych powodów. 

Pieniądze ze środków KPO pojawiły się późno

Pieniądze dla Polski pojawiły się na tyle późno, że pandemia jest już dość anachronicznie brzmiącym uzasadnieniem dla korzystania ze środków. Czyli nie tyle chodzi tu o powetowanie sobie strat z poprzedniej pandemii, tylko o przygotowanie się na coś nowego, w tym gatunku. Bo na tym polega odporność. Raz zachorowałem na żółtą febrę i co teraz mogę zrobić, aby jej uniknąć w przyszłości? Na przykład zaszczepić się?  

Wracam do jachtów, czajników, ekspresów, klubu dla swingersów i poszerzenia oferty restauracji o catering. To są projekty być może bardzo dobrze pomyślane. Nie mnie to oceniać a tym bardziej nie jest to rola urzędników. Zadaję inne pytanie: co to ma wspólnego z "odpornością"? Jeśli zdarzy się kolejny lock down, te wszystkie kluby dla swingersów, jachty i ekspresy do kawy zostaną i tak zamknięte. 

W tych projektach nie chodzi o żadną odporność, lecz o konkurencyjność na normalnym rynku. Chodzi o to, by mieć coś, czego nie ma konkurencja albo by jej dorównać. Tylko że w tym nie ma żadnych pomysłów na odporność, a więc na to, co zrobię z moją restauracją lub hotelem, gdy dojdzie do kolejnej pandemii, gdy padnie system energetyczny i zostanie podniesiony po trzech dniach czy też gdy okaże się, że cyberbezpieczeństwo istnieje - w przedsiębiorstwie lub w kraju - tylko z nazwy. 

Zrozumiałbym więc zakup agregatu prądotwórczego czy zakup usługi monitorowania wewnętrznej sieci, ale nie zrozumiem zakupu jachtu

Ludwik Sobolewski, ekspert rynków kapitałowych, doradca przedsiębiorstw, adwokat, autor, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie. 

Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy. 

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: KPO
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »